„Nie jestem w stanie pracować, jeśli wokół nie ma chaosu” – powie Francis Bacon w filmie dokumentalnym o nim z 1985 roku. „Nie umiałbym się skupić w wysprzątanej pracowni. Z chaosu wyłaniają się obrazy”.
Zachowało się około 590 jego prac, w większości tryptyki i dyptyki. Nie jest do końca jasne, ile jego prac zostało zniszczonych – przez niego samego i jego kochanków. Jednak centralną tajemnicą postaci tak intensywnej jak Francis Bacon jest pytanie, skąd brała się jej wewnętrzna ciemność. Częściowo pewnie stąd, że – jak pisał John Berger w swoim eseju o Baconie z 1972 roku – „człowiek jest nieszczęśliwą małpą”. Częściowo zapewne z powodu dzieciństwa. Bacon opisywał je jako „coś zimnego i coś twardego… brykiet lodu”.
Żyli w siódemkę – on, czwórka jego rodzeństwa, matka i dominujący ojciec, kapitan Eddy Bacon – jako ekspaci, Brytyjczycy w Dublinie. Francis był nieśmiałym chłopczykiem z nadwagą. Samotność i ciągłe poczucie wysiedlenia, związane z bezustanną tułaczką rodziny między Londynem a Dublinem, leczył, przebierając się za wyzwolone seksualnie, słuchające jazzu kobiety z żurnali z lat 20., które zamawiała jego matka. Częsty w malarstwie Bacona obraz ludzkiego krzyku mógł być wspomnieniem astmy, na którą cierpiał od małego. Choroba zaostrzała się pod wpływem pyłu w stajniach, w których jego ojciec zawodowo tresował konie wyścigowe. Obecność w miejscu pracy ojca była zatem związana z uczuciem fizycznego duszenia się. W ich domu też nie dało się zaczerpnąć powietrza pełną piersią: zamanifestowanie swojego homoseksualizmu oznaczało dla Francisa pasmo represji. Ojciec napuszczał na syna swoich stajennych, a ci grupowo go biczowali. Stajnia, w której Bacon był bity i dusił się, była zarazem przestrzenią, gdzie przeżywał swoją seksualność podczas swoich pierwszych kontaktów erotycznych. Podobną dwoistością naznaczona była figura ojca. Eddy był oprawcą syna, poniżał go, ale zarazem Francis do końca życia podkreślał jego atrakcyjność seksualną.
II.
W wieku 17 lat, pod opieką biseksualnego przyjaciela ojca, Francis Bacon pojechał na wycieczkę do Berlina. Przemoc dosłownie wisiała w powietrzu. Opiekun zameldował go w hotelu Adler, oprowadził po knajpach i kabaretach, wytłumaczył mu ideę seksualnego wyzwolenia, uwiódł go, a na koniec porzucił dla kobiety. „Wtedy nie zadawałem sobie samemu zbyt wielu pytań” – powiedział kiedyś ze smutkiem o tych czasach Bacon. „Cieszyłem się, że taka piękna chwila trwa”.
Francis liznął Berlina, liznął też smaczku Paryża, gdzie załapał się na późne lata 20. Kontynentalna Europa to było dla niego to. Był zdeterminowany, żeby przetrwać na Montparnasse, wymyślił sobie więc fach: architektura wnętrz. Rysował słabo (nigdy nikt go nie nauczył klasycznego szkicu z modela), ale miał wspaniałą intuicję do kolorów i myślenie o kompozycji. Trochę praktykował w studiu projektowym w Paryżu, po czym przeniósł się do Londynu, gdzie w centrum Chelsea otworzył biznes.
Zachowało się niewiele projektów – parę stołeczków, kilka dywanów. Jego wzornictwo jest doskonałe, mocno zainspirowane Le Corbusierem, z surrealistycznym gagiem – ale Bacon wstydził się tego fachu i nie chciał być projektantem. Interesował go wyłącznie czysty art world. Jednak specyficzne dla projektantów myślenie o kubaturze przetrwa w jego malarstwie w formie klatek, w których będzie zamykać swoich bohaterów. Klatki mają wysmakowane kolory i faktury i gdyby nie liczne plamy z płynów nieznanego pochodzenia, wyglądałyby na wykonane z porządnych, modernistycznych tworzyw. Samotność człowieka Zachodu, o której opowiada malarstwo Bacona, uchwycona jest pomiędzy metalowymi szprosikami, płaszczyznami szkła, drewna, tkanin.
III.
Francis Bacon szybko stał się tym, co było mu pisane: malarzem. Zdecydował się pod wpływem wystawy Picassa w Paryżu. Miał w ręku dwa asy: gardził dekorem, więc trzymał się z daleka od komercyjnych zleceń, i nie odebrał żadnej formalnej edukacji, więc nigdy nie został członkiem żadnego intelektualnego nurtu. Był czystą siłą twórczą. Wymyślił też własny język do opisywania swojego malarstwa, oparty na aluzjach do cielesności – mówiąc o swojej technice, najczęściej posługiwał się terminami takimi jak „ślady”, „plamy”, „blizny”. „Chcę zdeformować obiekt głębiej niż jego wygląd, a w tej deformacji przywrócić opowieść o nim” – tłumaczył.
Nabrał też sił jako uczestnik życia towarzyskiego Londynu. Nagrania z prywatnych imprez z tamtych lat zarejestrowały Francisa bon vivanta – napuchniętego od wina, tańczącego do jazzu, otoczonego wianuszkiem mężczyzn. Był dowcipny i bystry. Maggi Hambling, jego przyjaciółka (również artystka), wspominała go tak: „Był jak nagi przewód elektryczny. Jego charyzma dosłownie porażała, od momentu, w którym wchodził do pokoju, nie sposób było na niego nie patrzeć. Podskakiwał w miejscu jak ptak. I te niesamowite oczy”. Na późniejszych zdjęciach te duże, typowo brytyjskie oczy są już mętne. Alkoholizm artysty stanowił dużą część jego tożsamości, ale pomimo że Bacon przeżywał swój nałóg publicznie (w tym na licznych nagraniach, na których pijany, z uśmiechem od ucha do ucha, opowiada po francusku o przemocy, jakiej doświadczał ze strony ojca), w jego zachowaniu czytało się bardzo intymny ból.
IV.
„Zawsze liczyłem na to, że uda mi się przekazać stan rzeczy maksymalnie wprost i surowo. Być może to, co jest podane wprost, wydaje się ludziom straszliwe” – powiedział w wywiadzie. Miał kilku ważnych kochanków. Wśród nich znajdowali się kliniczni sadyści. Jeden z nich, Peter Lacy, bił go tak, że Francis nie był w stanie samodzielnie wrócić do domu ze schadzek, a w rozkwicie ich romansu Peter wyrzucił go przez okno z drugiego piętra swojej wakacyjnej posiadłości, co związało ich ze sobą jeszcze mocniej. George Dyer, kolejna z miłości Francisa, popełnił samobójstwo w noc przed wernisażem retrospektywnej wystawy Bacona w paryskim Grand Palais w 1971 roku. Zrobił to w ich wspólnym pokoju hotelowym za pomocą barbituranów. Oceniony jako cham przez wyrafinowanych przyjaciół Bacona, pił samotnie od wielu tygodni. Sam Bacon, który potrafił wypić kilka butelek szampana z rzędu, przewracał się w galeriach i wdawał w bójki, pił oddzielnie na Soho. Wiadomość o śmierci Dyera dotarła do Francisa w samym środku wernisażu jego retrospektywy, kiedy uwijał się między zaproszonymi gośćmi, tłumacząc im kontekst każdej pracy. Resztę pobytu w Paryżu spędził na zakontraktowanych działaniach promocyjnych wokół wystawy i na załatwianiu formalności związanych z pogrzebem. „Jeżeli ktoś mocno przeżywa życie, jego cień – śmierć – ciężko przegonić z tego doświadczenia” – powiedział prawie 15 lat po tamtej traumie, z której, jak kiedyś przyznał – nigdy do końca się nie otrząsnął.
V.
„Czyż nie jest tak, że chcemy przedstawienia jak najbardziej rzeczywistego, a zarazem głęboko sugestywnego, głęboko odblokowującego przeżycie inne niż wiarygodne przedstawienie przedmiotu, który mamy opisać? Czyż nie o to chodzi w całej sztuce?” – rzucił Bacon na jednym z licznych nagrań, na którym oprowadza po swojej pracowni w South Kensington. Figury z jego malarstwa wylewają się ze swoich zarysów na podłogę, większość zamieszkuje klatki zawieszone w płaskiej, kolorowej próżni, która wysysa z nich całe powietrze, deformując ich twarze w grymasie łapania tchu. Badacze od początku spierali się, co właściwie wydarza się na płótnach Bacona, czym jest niewidzialna siła, która tłamsi jego bohaterów. John Berger uważał, że jego malarstwo nie jest apokaliptyczne, tylko jest epilogiem do apokalipsy, tak jakby najgorsze już zdążyło się wydarzyć.
VI
Francis Bacon zmarł w wieku 83 lat w Madrycie, w ramionach siostry zakonnej pracującej w szpitalu. „Kiedy umrę, spakujcie mnie w torbę i wynieście na śmietnik” – poprosił kilka lat wcześniej obsługującego go barmana w restauracji na londyńskim Soho. „Jesteśmy zwykłą padliną. Ile razy wchodzę do mięsnego, nie mogę przestać myśleć o tym, że cudownym zrządzeniem losu to ja stoję przed ladą, a nie wiszę na haku pod ścianą”. Obraz mięsa cieknącego z plastikowej siatki wywołuje dreszcz, ale dla Francisa Bacona ten dreszcz był tylko pierwszym impulsem do odblokowania doświadczenia głęboko związanego z życiem, witalnością, seksem.
Bacon kochał teatr Ajschylosa, który był bezpośrednią inspiracją między innymi dla jego „Trzech studiów postaci na podstawie tematu Ukrzyżowania” z 1944 roku. Czterdzieści lat po skończeniu obrazu, krótko przed śmiercią, powiedział w BBC: „Przemoc w jego poezji wywołuje ze mnie obraz za obrazem. Smród ludzkiej krwi uśmiecha się do mnie… czy istnieje coś świetniejszego?”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.