Z Eloyem Martinezem, kuratorem wystaw o modzie, bliskim współpracownikiem Huberta de Givenchy, spotykam się w Paryżu przy okazji promocji nowego zapachu Givenchy L’Interdit. Niedaleko stąd, w pięknym XIX-wiecznym pałacu, pół wieku wcześniej Hubert de Givenchy pokazał swoją pierwszą autorską kolekcję. Jak od tego czasu zmienił się świat mody haute couture?
Kiedy po raz pierwszy spotkał pan Huberta de Givenchy?
W 2009 roku hiszpański rząd zlecił mi przygotowanie pierwszej wystawy Cristóbala Balenciagi w jego rodzinnym mieście Getaria na północy Hiszpanii. Hubert był w zarządzie tego muzeum i wtedy się poznaliśmy. On uwielbiał Balenciagę, a ja byłem kuratorem wszystkich retrospektyw poświęconych jego twórczości. Staliśmy się sobie bardzo bliscy, pracowałem z Hubertem przez ostatnie osiemlat jego życia. Ostatni raz widzieliśmy się kilka dni przed jego śmiercią, wydawał się być w dobrym zdrowiu. Rozmawialiśmy o kolejnej wystawie poświęconej Balenciadze i hiszpańskiemu malarstwu, którą chcieliśmy otworzyć w Madrycie. Planowaliśmy też odwiedzić muzeum Yves Saint Laurenta w Marakeszu.
Jak by go pan opisał?
Jest takie słowo, którego używają wszyscy, ja też go użyję. To słowo to „gentleman”. Spotkałem w życiu wielu klientów Huberta, jego współpracowników i innych projektantów, wszyscy opisywali go w ten sposób. Oscar de la Renta, Saint Laurent, Christian Dior, Lacroix też. Rok temu byłem z Suzy Menkes w Calais na kolacji, rozmawialiśmy o Hubercie, dla niej on był gentlemanem, kelner,który podszedł do naszego stolika powiedział to samo. To słowo najlepiej oddaje to jaki był –niesamowicie przystojny, zawsze perfekcyjnie ubrany i miał arystokratyczne maniery.
Czy był tak dobrym projektantem jak Balenciaga?
O wiele bardziej awangardowym. Balenciaga skupiał się na perfekcji, zmieniał kształt kobiety, ale to Hubert był l’enfant terrible. Kiedy wkroczył do świata wielkiej mody,był około dwadzieścia lat młodszy niż inni projektanci. Pierwszy zastosował nowe materiały takie jak plastik, folię aluminiową, pokazał czarne modelki na pokazach w Los Angeles. W latach 80.chodziły u niego top modelki,co było ewenementem. I pierwszy mówił o gender, zależało mu na tym, żeby iść pod prąd.
Miał też nosa do kobiet, zatrudnił Bettinę, która była jego modelką, później jego wyjątkowo skutecznym PR-owcem, potemspotkał Audrey Hepburn.
Audrey pomogła mu przenieść haute couture do domów milionów ludzi –wyglądała kobieco, ale była też ikoną androgyniczności, co działało na kobiety jak magnes, dzięki niej Hubert mógł robić w haute couture to,co chciał. Ale to Balenciadze zawdzięczał najwięcej, bo nauczył go robić rzeczy niestandardowe.
Pracuje pan na styku sztuki i mody, czy to wdzięczne połączenie?
Bardzo. Weźmy obrazy z okresu włoskiego Renesansu, są jak pokazy haute couture. U Velazqueza czy Goi ubiory grały dużą rolę, a portrety edwardiańskiego malarza Johna Singera Sargenta to przecież czysta moda! Moda jest w historii obrazów od zawsze. Jedyne co się zmieniło,to że teraz ubiory są przedmiotem ekspozycji w muzeach. Na dobre zaczęło się od wystawy Giorgio Armaniego w 2000 roku w nowojorskim Guggenheim Museum. Dzisiaj MoMA (The Museum of Modern Art) w Nowym Jorku robi wystawy mody, dlatego, że nowa publiczność odwiedza je chętniej niż wystawy obrazów. Żeby zobaczyć retrospektywę Comme des Garçonsw Met, czy Alexandra McQueena w V&A,ludzie potrafią stać w kilometrowych kolejkach.
Wystawy poświęcone modzie to dobry sposób,by tłumaczyć kulturę masową bez skupianiasię na niszach, konsumpcjonizmie?
Absolutnie tak. Dzisiaj projektanci tworzą kolekcje, które mają się podobać młodym ludziom, co też doceniam, ale ci młodzi powinni też wiedzieć, że za kreacją haute couture stoi 200 godzin pracy zespołu 20 osób. Torebka Birkin Hermèsato 600 tysięcy ściegów, suknię, którą Rooney Mara nosi w reklamie nowych perfum L’Interdit szyło sześć kobiet, przez siedem miesięcy układały i przyszywały fałdy. Warto to docenić.
Co jeszcze można zrobić,żeby ludzie zrozumieli,czym jest haute couture?
Znaleźć kogoś,kto przyciągnie uwagę. Rooney Mara, która jest twarzą nowego zapachu jest kimś takim, bo kiedy kiedy idzie do Metropolitan Museum w sukience zaprojektowanej przez Clare Waight Keller, ludzie tagują ją na Instagramie. Dowiadują się wtedy, że inspiracją dla Clare była kreacja, którą Hubert pokazał w 1962 roku. Inny przykład to księżna Sussex – pojawia się projektach Givenchy, potem w wywiadach Clare wyjaśnia, że źródłem jej inspiracji są archiwa Huberta. To jest najlepszy sposób,żeby pokazać piękno i luksus, które stoją za wielkim krawiectwem.
Czy wie pan, co Hubert de Givenchy myślał o współczesnych projektantach?
Nigdy nie słyszałem, żeby kogokolwiek krytykował. Nawet swoich następców w Givenchy: McQueena, Galliano, Ricardo Tisci.Rozumiał, że czasy są inne.
Co się zmieniło najbardziej?
Klienci. Kiedy Hubert robił kolekcję,składała się z 200 sztuk (teraz to 36). Przeciętny klient Huberta de Givenchy kupował 30-60 sztuk z tej kolekcji i w ciągu roku miał 80 okazji,żeby je nosić. Kalendarze ludzi z „towarzystwa”w latach 50.i 60.były pełne imprez, na których wymagano strojów wieczorowych, teraz to się zdarza średnio trzy razy w roku. Potrzeba posiadania kreacji haute couture została niesamowicie zmniejszona. Dzisiaj nawet aktorki nie mają tak dużo okazji do pokazywania pięknych strojów,jak kiedyś. Nie mówię o otwarciach,na których można pojawić się w strojach koktajlowych, mówię o wydarzeniach na czerwonym dywanie, kiedy trzeba mieć na sobie haute couture.
Ale są przecież Złote Globy, Oscary, festiwal w Cannes?
Dobrze, mamy około dziesięćimprez rocznie. A ja mówię o tym, że klienci haute couture w latach 50.i 60.mieli około trzy wystawne kolacje w tygodniu. Teraz chodzimy na kolację i wyglądamy cool, ale na pewno nie haute couture. Socjeta zmieniła się znacząco. Hubert rozumiał, że klienci są teraz inni. Nie można przecież porównać Audrey Hepburn z Rihanną, która też jest muzą dla Ricardo Tisci, tak jak Audrey była muzą Huberta. Publiczność, która za nią podąża jest przecież zupełnie inna. Dlatego Hubert mówił, że nie może krytykować młodych projektantów, bo oni tworzą dla ludzi, których on nie znał.
Wiadomo jak liczna jest grupa ludzi, którzy kupują kreacje haute couture?
Chambre Syndicale de la Haute Couture (francuska izba rzemieślników zajmujących się wysokim krawiectwem) szacuje, że obecnie na świecie jest około 250-300 klientów, których stać na piękne i kosztowne stroje. Nie mówię o aktorkach czy gwiazdach, bo one tych ubrań nie kupują, one je tylko używają –wypożyczają i oddają. Księżna Sussex może kupić około 80 sztuk kreacji haute couture, Rihanna prawdopodobnie nie kupi nawet jednej. Pół wieku wcześniej klienci potrafili mieć w garderobie po 300 strojów i było ich około dziesięć tysięcy. Każda bogata Amerykanka kupowała haute couture. W latach 50.i 60.domy mody nie musiały posiłkować się produkowaniem perfum czy torebek, takie przedmioty robiły inne marki. Hubert nigdy nie zaprojektował biżuterii, Balenciaga też, nie chcieli konkurować z Tiffany, Hermès, czy Cartier. Teraz marki mają wszystko.
Jak zatem postrzega pan swoją misję?
Smutno mi,kiedy widzę młodych ludzi, ciężko pracujących, żeby zaoszczędzić 600-1000 dolarów, bo chcą sobie kupić klapki Gucci. Uważam, że najpiękniejsze i najwartościowsze,co mogę teraz zrobić,to pokazać im,co stoi za luksusowymi markami. Cieszy mnie,kiedy idą na wystawę, robią zdjęcia i się nimi dzielą. Wiem ile to kosztowało pracy, by stworzyć coś,co będzie się im podobało i co opowie im historię człowieka, który miał sposób myślenia o wiele bardziej nowoczesny niż się może wydawać. Hubert de Givenchy zawsze powtarzał, że jedną z najpiękniejszych rzeczy w życiu jest przywilej otaczania się pięknymi przedmiotami. Powinniśmy starać się żyć zgodnie z jego dewizą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.