W Stanach Zjednoczonych trwa walka z rasizmem. Równego traktowania domagają się nie tylko czarnoskórzy, lecz także Latynosi. Ich ikoną jest J.Lo, dziewczyna z Bronksu o portorykańskich korzeniach.
Jennifer Lopez to kobieta bez wieku. W przyszłym tygodniu będzie świętować 51. urodziny. Na archiwalnym zdjęciu z 1992 r. ma 23 lata. Sfotografowano ją wtedy w ogrodzie, na ławce, w pozie jak z prowincjonalnego atelier. Od tego czasu nic się nie zmieniła. Może ma odrobinę jaśniejsze włosy, mocniej rozświetloną skórę i precyzyjniej wyrzeźbione ciało. Ale wciąż nosi te same kolczyki – złote koła, charakterystyczną dla Latynosek biżuterię.
Fotografia powstała w 1992 r. na potrzeby promocji serialu „In Living Color” (1990-1994). Program satyryczny nie najwyższych lotów, w którym Jennifer Lopez dostała pierwszą znaczącą rolę, tancerki Fly Girl, opowiadał o wieloetnicznym społeczeństwie. W żartobliwy sposób przełamywał stereotypy, stając się jedną z najbardziej różnorodnych rasowo produkcji tamtych czasów.
Lopez urodziła się na Bronksie, ale jej rodzice – informatyk David i przedszkolanka Guadalupe – wychowali się jeszcze w rodzinnym Portoryko. Trzem córkom dorastającym w Nowym Jorku na każdym kroku przypominali o ich dziedzictwie. W tekście o Jennifer Lopez z magazynu „Time” sprzed 10 lat napisano: „Ambicja wprawia Amerykę w ruch. I to ona sprawia, że Latynosi się tu przeprowadzają”.
Ambicja, którą Jennifer Lopez odmienia w wywiadach przez wszystkie przypadki, sprawiła, że dzisiaj mówi się o niej J.Lo. Nie potrzeba nawet imienia. Wystarczą inicjały. „J.Lo” ma nawet mniej sylab niż „Madonna”. Królowa popu nie jest już tylko jedna.
Lopez pierwszą nominację do Złotego Globu otrzymała za rolę Seleny – tragicznie zmarłej latynoskiej gwiazdy – w filmie biograficznym z 1997 r. Zarobił 12 mln dolarów w pierwszy weekend, zadając kłam twierdzeniu, że produkcje o Latynosach nie mają szans się w Stanach przebić. Ale zmiany postępują bardzo wolno. Jennifer jako Selena została pierwszą hiszpańskojęzyczną aktorką w głównej roli od czasów Rity Hayworth. Osamotniona była na ekranie i na czerwonym dywanie. W 1997 r. na Oscarach oprócz niej była tylko jedna aktorka latynoskiego pochodzenia.
Jennifer wciąż pozostaje najlepiej zarabiającą aktorką o latynoskich korzeniach. „Forbes” wycenia jej majątek na ponad 400 mln dolarów. Po „In Living Color” Hollywood wiedziało, że J.Lo potrafi tańczyć, po „Selenie” uwierzyło w jej talent aktorski, a premiera płyty „On the 6” w 2001 r. pokazała, że ma apetyt na więcej – dominację w show-biznesie. Album ośmiokrotnie pokrył się platyną, a równocześnie najpopularniejszym filmem w kinach była komedia romantyczna „Powiedz tak”.
– Nigdy nie próbowałam ukryć tego, że jestem Portorykanką z Bronksu. Dzięki temu jestem wyjątkowa – mówiła w wywiadzie dla telewizji NBC Latino, a w jednym z największych przebojów śpiewała, że jest „Jenny from the Block”. J.Lo pozwoliła Latynosom uwierzyć, że mogą być widziani. Patrząc na nią, Amerykanie zaczynają dostrzegać wielkość jej kultury. Utorowała drogę kolejnym Latynoskom – Salmie Hayek, Sofii Vergarze czy Evie Longorii.
Przed Lopez niewielu udało się trafić do mainstreamu. W latach 30. i 40. karierę robiła aktorka i tancerka z Broadwayu Carmen Miranda, w latach 50. w kultowym serialu „Kocham Lucy” występował Desi Arnaz. W latach 70. pojawił się Freddie Prinze, w 80. – Mario Lopez. Ale jeszcze między 1995 a 2004 r. tylko 1 proc. wątków w serialach i filmach dotyczył Latynosów. Dziś 5,8 proc. ról w całej hollywoodzkiej produkcji należy do potomków Meksykanów, Wenezuelczyków, Chilijczyków i innych mieszkańców Ameryki Południowej. – Wciąż jest ciężko – mówi Lopez krótko. – Wiem, że jako Latynoska nie mogę liczyć na wiele ról – dodaje. Stereotypowo obsadza się Latynoski w rolach gorącokrwistych kochanek, pomocy domowych albo pokojówek (sama Lopez grała „Pokojówkę na Manhattanie” w komedii romantycznej z Ralphem Fiennesem).
Dlatego Jennifer już w 2001 r. założyła własną firmę producencką, Nuyorican Productions, dzięki której nakręciła m.in. film „Ślicznotki”, a dla telewizji stworzyła program „World of Dance”.
– Kultura latynoska jest pełna pasji, a więc fascynująca. Wiem, że Latynosi traktują mnie jak swoją dziewczynę. Wiem, że do nich należę. Pokładają we mnie nadzieję – tłumaczy Lopez. Po rozwodzie z Markiem Anthonym, też Portorykańczykiem, gwiazda jest zaręczona z potomkiem emigrantów z Dominikany, bejsbolistą Alexem Rodriguezem. Razem angażują się w działalność na rzecz społeczności latynoskiej. W czasach prezydentury Donalda Trumpa, który chciał zbudować mur między Stanami a Meksykiem, wsparcie dla emigrantów jest szczególnie istotne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.