We wrześniu 1992 roku zadebiutowała jako C.J. Parker w „Słonecznym patrolu”. Od tego czasu platynowa blondynka, Marilyn Monroe lat 90., miała kojarzyć się z morską pianą niczym Wenus Botticellego.
W styczniu tego roku australijski „Maxim” zapytał Pamelę Anderson, z czym kojarzy jej się Hollywood. – To miejsce, które chcę odwiedzać, ale nie mam zamiaru tam mieszkać – odparła. Sprowadziła też dziennikarza na ziemię, gdy ten próbował wzbudzić w niej kompleks wieku. – Jak się czujesz, będąc na naszej okładce po tylu latach? – zapytał. – A ile to już lat minęło? Nie wiem. Straciłam poczucie czasu – odpowiedziała aktorka. Dni zaczęły jej się zlewać, odkąd odkupiła swój dawny dom rodzinny na wyspie Vancouver. Jest blisko natury – tak jak zawsze marzyła jako aktywistka ekologiczna związana z takimi organizacjami jak PETA, Sea Shepherd czy Last Chance for Animals. Ochroną zagrożonych gatunków zajęła się 25 lat temu, gdy jeszcze mało kto myślał o tym, że nadmierny konsumpcjonizm może doprowadzić do wyniszczenia środowiska naturalnego.
„Nie możesz uratować ludzi, możesz ich tylko kochać” – ten fatalistyczny aforyzm Anaïs Nin stał się mottem Pameli. Umieściła go na stronie internetowej Pamela Anderson Foundation. Oprócz inicjatyw, które wspiera, aktorka dzieli się na portalu poezją, listami otwartymi do możnych tego świata, w tym Władimira Putina, Donalda Trumpa i Emmanuela Macrona (wnioskuje w nich o działania proekologiczne albo uwolnienie z londyńskiego więzienia założyciela WikiLeaks, Juliana Assange’a, swojego drogiego przyjaciela, którego nazywa „najbardziej niewinnym człowiekiem na świecie”), i oczywiście erotycznymi zdjęciami. Anderson jest równie bezpruderyjna, jak 30 lat temu. Wciąż kocha swoje ciało. Erotykę traktuje jako nieodłączną część życia. Figurę z biustem Marilyn Monroe, talią Barbie i biodrami bogini 53-letnia Pamela ma taką samą jak 30 lat temu. Na twarzy widać efekty operacji plastycznych. Nie można jej jednak nie poznać. Nieprzekonana do trendu na naturalne brwi Anderson reguluje je w cienkie kreski Marleny Dietrich.
„Pamela Denise Anderson urodziła się nowożeńcom, Barry’emu i Carol Andersonom, w Ladysmith w Kanadzie. Wciąż są szaleńczo zakochani” – pisze o sobie Pamela w trzeciej osobie. Później przedstawia portfolio. „Akrobatka i gimnastyczka – od 7. do 12. roku życia”, „kelnerka w wieku 16-19”, „w Los Angeles od 19. roku życia”, „14 okładek amerykańskiego Playboya”. Żałuje, że nie skończyła studiów, ale jak powiedziała hiszpańskiemu „Vogue’owi”, „Playboy” był jej uniwersytetem (pierwszy raz wystąpiła na łamach pisma w lutym 1990 roku).
Różowe uszka króliczka Anderson założyła kilka lat po tym, jak odkryto ją podczas rozgrywek futbolowych. Wyjeżdżając z Kanady, uciekła od traumatycznych doświadczeń. W dzieciństwie molestowała ją niania, potem stała się ofiarą gwałtu. Pamela miała 12 lat, jej oprawca – 25. Jak mówiła w „LA Times”, doświadczyła tej traumy raz jeszcze. Gdy miała 15 lat, zaatakował ją jej chłopak ze swoimi sześcioma kumplami. Nigdy do końca się po tych doświadczeniach nie podniosła. Pewnie trzeba by zapytać jej psychoanalityka, czy rozerotyzowany wizerunek był reakcją na trudną przeszłość. Sama Pamela przyznaje, że jest „naiwna”, „daje się wykorzystywać”, „łatwo się zakochuje”. W niedawnym wywiadzie dla „New York Timesa” dementowała, że wychodziła za mąż pięć razy. Wyliczyła, że miała tylko trzech mężów – Tommy’ego Lee, ojca swoich synów, Brandona i Dylana, urodzonych w połowie lat 90., Kida Rocka i Ricka Salomona. Kilka miesięcy temu donoszono, że poślubiła wieloletniego przyjaciela, Jona Petersa, ale małżeństwo anulowano po 12 dniach, a Anderson mówiła: – Byliśmy oboje zranionymi ludźmi. To nie był żaden ślub. To tylko przyjaźń.
Za Tommy’ego Lee z Mötley Crüe, z którym tworzyła rockandrollową parę, dopóki nie okazało się, że muzyk jest przemocowy, wyszła po 96 godzinach znajomości. Ślub odbył się na plaży, a ona włożyła białe bikini. W tym czasie kojarzono ją już z innym kostiumem kąpielowym – jednoczęściowym, czerwonym, mocno wyciętym. W takim biegała po plaży w Malibu jako C.J. Parker ze „Słonecznego patrolu”. Tak jak Chandler i Joey z „Przyjaciół” większość mężczyzn oglądała serial tylko dla widoku podskakujących piersi króliczków „Playboya”, które próbowały sił na ekranie.
Po „Słonecznym patrolu” niespecjalnie ciągnęło Pamelę do kina. W 1996 roku, gdy była u szczytu sławy, zagrała „Żyletę” w kampowej ekranizacji komiksu o superbohaterce w czarnym lateksie. Potem miała swój serial „V.I.P.” – niezbyt ambitne połączenie akcji i komedii. Ambicje Pamela miała większe, ale Hollywood nie miało na nią pomysłu. Anderson chciała być jak jej idolki – Brigitte Bardot w „Pogardzie” Jeana-Luca Godarda, Anita Ekberg w „La Dolce Vita” czy Sophia Loren w „Boccacio ’70”.
Teraz nie rusza się poza wyspę Vancouver. Pracuje w sieci. Została ambasadorką Jasmin, ekskluzywnej aplikacji, która ma odczarować sekskamerki. „Od zawsze wspiera ciałopozytywność, otwarte podejście do seksu, jest specjalistką od intymności” – piszą o Anderson zachwyceni właściciele serwisu. Pamela sama zaszufladkowała się jako milcząca seksbomba. – Ale trzeba być inteligentnym, żeby być sexy – mówiła z przekonaniem hiszpańskiemu „Vogue’owi”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.