Zendaya, którą oglądamy w nagrodzonej Emmy roli w serialu „Euforia”, zaczynała karierę 12 lat temu u boku Belli Thorne w disnejowskim „Taniec rządzi”. – Dziś się przyjaźnimy, ale na początku producenci chcieli, żebyśmy ze sobą konkurowały – mówią aktorki po latach.
W sierpniu 2010 roku w Beverly Hills na imprezie Summer TCA zorganizowanej przez Disneya pojawiły się dwie nastolatki u progu sławy. Niespełna 13-letnia Bella Thorne i starsza o rok Zendaya Coleman wygrały los na loterii – wyłoniono je w castingu do serialu „Taniec rządzi”, który miał się pojawić na antenie późną jesienią jeszcze tego samego roku. Zdjęcie z przyjęcia nie zapowiada przyszłego statusu ikony stylu, który Zendaya po części zawdzięcza Lawowi Roachowi. Z lokami jak u lalki, ustami pociągniętymi błyszczykiem i w chanelowskim żakieciku wpisuje się w rozpoczynającą się wtedy dekadę lat 2010. Po rozerotyzowanym Y2K, gdy gimnazjalistki nosiły biodrówki à la Britney, kolejne lata miały przynieść ugrzeczniony look: baskinki, koronki i kokardki.
Dziewczynki, pomne doświadczeń starszych koleżanek, od Britney Spears po Selenę Gomez, wiedziały, że udział w disnejowskim programie otworzy im drzwi do kariery. Jak głosi fanowska legenda, Zendaya była zdolniejsza – grała, śpiewała i tańczyła od dziecka. Belli mniej zależało, ale to ona wcieliła się w postać protagonistki CeCe Jones, bo była biała. Coleman przypadła w udziale rola Rocky Blue. Bohaterki – rówieśniczki aktorek – marząc o pracy profesjonalnych tancerek, wzięły udział w telewizyjnym show.
W „Taniec rządzi” wypatrzył Zendayę, która z czasem porzuciła nazwisko Coleman, by razem z Madonną, Adele i Rihanną funkcjonować w show biznesie tylko pod imieniem, Sam Levinson. Twórcy „Euforii” zawdzięcza ona przemianę z dziewczyny w kobietę, z ulubienicy nastolatek w poważną aktorkę, z domorosłej gwiazdy w laureatkę nagrody Emmy za pierwszoplanową rolę w serialu dramatycznym. W drugim sezonie, który oglądamy od 9 stycznia na HBO GO, jej Rue Bennett zmierzy się z utratą wielkiej miłości, nawrotem nałogu i problemami ze zdrowiem psychicznym. A znowu bez Rue nie byłoby Chani z „Diuny” Denisa Villeneuve’a, genialnej ekranizacji sagi science fiction Franka Herberta. Po tegorocznym sukcesie reżyser kręci już sequel skoncentrowany na jej postaci – błękitnookiej Fremence z Arrakis.
Zendaya potrafi docenić piękno pustynnych kadrów Greiga Frasera i onirycznych obrazów Marcella Réva, operatora „Euforii”, bo wrażliwość na sztukę zaszczepiono jej w domu. Pradziadek i dziadek zajmowali się fotografią. Za największą idolkę, shero, jak sama mówi (żeńska wersja hero), Zendaya uważa babcię, która pomogła jej zrozumieć, że możliwości czarnych kobiet zmieniły się diametralnie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.
Zendayi nie byłoby też bez Disney Channel. – Wciąż jestem dzieciakiem Disneya – powiedziała Zendaya w rozmowie z Carey Mulligan w cyklu „Actors on Actors” magazynu „Variety”. Z tym statusem wiąże się ambiwalencja – z jednej strony, gdyby nie seriale dla najmłodszych, Coleman i wiele innych aktorek nie dostałoby w Hollywood szansy, z drugiej, trudno uwolnić się od grzecznego wizerunku narzucanego przez purytańską wytwórnię. Wiele celebrytek – od Miley Cyrus po Bellę Thorne właśnie – zaznaczyło indywidualność w radykalny sposób. Seks, narkotyki i rock and roll miały być odtrutką na sacharynę w technikolorze. Podczas gdy Thorne, mimo hipnotyzującej urody, ekranowej charyzmy i wielu lat doświadczenia, porusza się po obrzeżach branży (w ostatnich latach grała m.in. w niezbyt prestiżowych serialach „Rajskie miasto” i „Famous in Love”, rozwijała też bez większego powodzenia karierę muzyczną), Zendaya weszła do pierwszej ligi. Jeden z portali w okrutnym zestawieniu dawnych koleżanek z planu Bellę postawił po stronie porno, bo na platformie OnlyFans prezentuje erotyczne filmiki, a Coleman uznał za prestige, czyli prawdziwe hollywoodzkie złoto.
Nie zmienia to faktu, że życie osobiste obu it-girls poddawane jest nieustannej ocenie. Thorne zmienia chłopaków jak rękawiczki – każdy kolejny ma więcej tatuaży od poprzedniego, a Zendaya po latach ukrywania miłości przyznała się do związku z Tomem Hollandem, którego poznała podczas zdjęć do nowej odsłony „Spider-Mana”. Na czerwonym dywanie, podczas trwającej jeszcze wspólnej trasy promocyjnej („Spider-Man: Bez drogi do domu” to najbardziej dochodowy przebój kinowy czasów pandemii), już otwarcie ze sobą flirtują. Tom wspominał nawet ostatnio, że chciałby szybko założyć rodzinę. Jako rówieśnik Zendayi w normalnym świecie dopiero kończyłby studia, ale tak jak ona dorastał w Fabryce Snów. Pierwszy raz pojawił się na ekranie w Wielkiej Brytanii wtedy, gdy jego przyszła dziewczyna wkroczyła na plan „Taniec rządzi”. Blisko już do happy endu współczesnej baśni o dwójce dziecięcych gwiazd, którym udało się zachować zdrowy rozsądek. Stąpając twardo po ziemi, wykorzystali potencjał kina, nie dając się wykorzystać bezwzględnej machinie produkcyjnej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.