Julia Roberts nigdy nie bała się podejmować ryzykownych decyzji. Czy to przy doborze ról, czy stylizacji. Obszerny męski garnitur w 1990 roku mógł wydawać się kontrowersyjny, ale dziś uchodzi za ikoniczny. – Gdy byłam młoda, nosiłam, co chciałam. Miałam gdzieś, co o mnie pomyślą – powiedziała po latach aktorka.
To nie była typowa stylizacja na czerwony dywan. A zwłaszcza na galę tak wytworną, jak rozdanie Złotych Globów. Aktorki pozowały fotoreporterom w długich i drogich wieczorowych sukniach, aktorzy – w eleganckich smokingach. I na to weszła ona, 22-letnia Julia Roberts. Burza rudych loków, wielkie orzechowe oczy, szeroki uśmiech. Od razu przyciągnęła uwagę, najpierw urodą, potem strojem. Oversize’owy szary męski garnitur, szeroki fioletowy krawat i buty oxfordy – mało która aktorka pozwoliłaby sobie na taki luz, zwłaszcza przy okazji pierwszej w życiu nominacji do ważnej nagrody. Julia Roberts była tego wieczoru nominowana do Złotego Globu za rolę Shelby w „Stalowych magnoliach” w reżyserii Herberta Rossa. O statuetkę walczyła między innymi z Dianne Wiest i Bridget Fondą. Zwyciężyła.
Julia Roberts: W drodze po sławę
To był styczeń 1990 roku, jeszcze pół roku wcześniej o Julii Roberts mało kto słyszał. Gdy wiosną 1989 roku Garry Marshall szukał odtwórczyni Vivian Ward w „Pretty Woman”, marzył, by zagrała ją Molly Ringwald – aktorka superpopularna w latach 80., znana m.in. z hitu dla nastolatek „Szesnaście świeczek”. Gdy ta nie zgodziła się zagrać prostytutki, rolę zaoferowano Meg Ryan, Winonie Ryder, Michelle Pfeiffer i Jennifer Connelly. Dopiero gdy odmówiły, Marshall zaprosił na casting Roberts, znaną jedynie z występu w niskobudżetowym filmie „Mystic Pizza”. Powierzając jej rolę, ryzykował, bo wprawdzie miała talent, ale nie miała nazwiska. Do czasu. Jesienią odetchnął, bo 15 listopada do kin weszły „Stalowe magnolie”. Film zdobył uznanie, a Julia Roberts popularność.
Julia Roberts: Debiut na czerwonym dywanie
20 stycznia 1990 roku debiutowała na dużej imprezie. Nie miała jeszcze sztabu ludzi dbających o wizerunek, nie miała nawet stylisty. Męski garnitur od Giorgia Armaniego, w którym przyszła na Złote Globy, po prostu wpadł jej w oko w jednym z butików w Los Angeles. – Spodobał mi się jego krój – wyznała wiele lat później. – Wtedy był to dla mnie szczyt elegancji. Ten nonszalancki szyk świetnie podkreślił wyrazistą osobowość aktorki. Była jeszcze bardzo młoda, ale już charyzmatyczna. Do tego z poczuciem humoru.
Złoty Glob za najlepszą rolę drugoplanową wręczyli Julii Roberts Jane Seymour i Martin Landau. Julia, wyraźnie poruszona, wciąż powtarzała, jak bardzo się stresuje. Jej przemowa była równie bezpretensjonalna i spontaniczna, jak stylizacja. Podziękowała bliskim, w tym mamie, która, jak podkreśliła, zawsze w nią wierzyła, oraz swojemu „najdroższemu niebieskookiemu i zielonookiemu przyjacielowi”. Chodziło o aktora Kiefera Sutherlanda, z którym właśnie zaczęła się spotykać. Poznali się trzy miesiące wcześniej na planie „Linii życia” Joela Schumachera. Na rozdanie Złotych Globów Julia Roberts przyszła sama, ale na kolejnych wielkich wyjściach towarzyszył jej już Sutherland. W sierpniu 1990 roku ogłosili zaręczyny. Oboje byli już wtedy bardzo popularni – Kiefer między innymi dzięki filmowi „Stań przy mnie” Roba Reinera, Julia dzięki „Pretty Woman”. Film Marshalla miał premierę 23 marca 1990 roku i z miejsca stał się światowym hitem. Do dziś jest najbardziej dochodową komedią romantyczną w historii kinematografii – zarobił prawie pół miliarda dolarów. Na czerwiec 1991 roku Julia i Kiefer planowali ślub. Jednak trzy dni przed ceremonią Julia Roberts wszystko odwołała. Poleciała do Europy z Jasonem Patrikiem, przyjacielem Sutherlanda i jego kolegą z planu „Straconych chłopców”. Została uciekającą panną młodą na długo, zanim zagrała ją w filmie („Uciekająca panna młoda”, 1999).
Julia Roberts: Nieważne, co pomyślą inni
Garnitur z ceremonii wręczenia Złotych Globów interpretowano jako ukłon w stronę Diane Keaton, która nosiła podobne męskie zestawy w „Annie Hall” Woody’ego Allena z 1977 roku. Sama Roberts nie dorabiała do stylizacji żadnej historii. – Po prostu nosiłam wtedy to, co mi się podobało. Miałam gdzieś, co pomyślą sobie inni – mówiła w rozmowie z magazynem „InStyle”.
W 2018 roku „InStyle” przyznał jej tytuł ikony stylu. Julia Roberts żartowała ze sceny, że jedyną jej zasługą jest to, iż potrafi wskazać stylistom, co jej się podoba. Jednocześnie zaznaczyła, że nigdy nie założyłaby czegoś, w czym nie czułaby się sobą. Na koniec podziękowała młodej sobie za odwagę w podejmowaniu ryzykownych modowych wyborów. Wyborów, które, jak dziś wiemy, bardzo się opłaciły. Na galę „InStyle” aktorka oczywiście przyszła w garniturze.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.