Pensjonat Patria w Krynicy powstał dzięki gwiazdorskiej obsadzie: inwestował śpiewak Jan Kiepura, projektował architekt Bohdan Pniewski. Dzięki Patrii, w latach 30. XX wieku. Krynica zaczęła piąć się w górę i wyszła z cienia popularnego Zakopanego. Po schodach, które Pniewski zaprojektował w pensjonacie, zstępowali ludzie władzy i celebryci, a nawet royalsi.
Windy są wygodne, ale pod względem wizerunkowym całkiem do niczego. Nie da się w nich zrobić wrażenia, bo albo jedzie się w niekomfortowej bliskości albo przeciwnie, samotnie. Zasady zmieniło dopiero robienie selfie w lustrze, ale kto to mógł przewidzieć w 1931 czy w 1932 roku? Dlatego architekt Bohdan Pniewski, choć doceniał windy i nawet we własnej willi zafundował sobie taką małą, jednoosobową, we wszystkich budynkach projektował widowiskowe schody o niskich stopniach i wygodnych, kunsztownie opracowanych balustradach. Schody, po których nie da się biegać, po których trzeba zstępować wolno. Najpierw ze szczytu można omieść wzrokiem całą salę, a potem bez pośpiechu, uroczyście schodzić, przystanąć w połowie, upewnić się, że wszyscy patrzą, i dalej schodzić, schodzić, schodzić.
Po schodach, które Pniewski zaprojektował w pensjonacie Patria w Krynicy, zstępowali ludzie władzy i celebryci, a nawet royalsi. W styczniu 1937 roku właśnie w tym hotelu spędziła część miesiąca miodowego następczyni holenderskiego tronu, księżna Julianna z księciem Bernhardem.
Gapiów oblegających Patrię (a każdy, kto wypoczywał w Krynicy, chciał tu wpaść chociaż na herbatę z cytryną) nie mniej elektryzowała jednak możliwość spotkania innej pary: właściciela pensjonatu – śpiewaka i aktora Jana Kiepury i jego żony oraz częstej filmowej i scenicznej partnerki, Węgierki Marty Eggerth.
Kiepura umiał robić wokół siebie szum. Skromny, cywilny ślub z Martą wzbudził taką sensację, jakby to oni byli następcami tronu. Dla wielbicieli Jan śpiewał z hotelowego okna, ubrany w sam szlafrok, i z dachu oblężonego przez nich samochodu. Mogło się wydawać, że nawet przez sen nie przestaje się czarująco uśmiechać. Nic dziwnego, że kiedy postanowił wybudować pensjonat w Krynicy, też było to wydarzenie.
Nazwa Patria – „ojczyzna” – sugerowała, że Kiepura buduje ku chwale Polski. Na każdym kroku podkreślał, że do budowy użył rodzimych materiałów (choć pisuary importowano z Anglii), a jego zamiarem jest ściągnąć światowe towarzystwo i rozruszać nasze góry. Sam też chciał zarobić, a przynajmniej nie stracić. Występował na scenach trzech kontynentów, od Wiednia i Mediolanu po Buenos Aires, a teraz zaczynały go doceniać amerykańskie, angielskie i niemieckie wytwórnie filmowe. Kino przestało być nieme, a Kiepura był jednym z jego najpiękniejszych głosów. Na konto wpływały kolejne dziesiątki tysięcy dolarów (warte tyle, co dziś miliony), które nie mogły leżeć w banku i czekać na kolejny krach.
Architekt Patrii, Bohdan Pniewski, był dla polskiej architektury tym, kim Kiepura dla muzyki – urodzoną gwiazdą (złośliwi mówili potem, że primadonną). Uwielbiały go warszawskie elity, bo w swoich projektach umiejętnie łączył nowoczesność i tradycję. Patria to modernistyczny prostopadłościan, miniwieżowiec z neonem i tarasem na dachu, i długimi pasmami okien, ale podzielone cienkimi słupkami balkony przypominają wawelskie krużganki. Wnętrza mają jeszcze więcej wspólnego z pałacowym przepychem – wysmakowane połączenia kamienia, fornirów, luster, szkła i chromowanej stali. No i te schody, schody, schody.
Dzięki Patrii, Kiepurze i jego sławnym gościom Krynica sama zaczęła piąć się w górę i wychodzić z cienia od zawsze modniejszego Zakopanego. W latach 30. powstała tu Dyrektorówka, czyli awangardowa willa prezydenta Mościckiego (do której holenderscy royalsi uciekli z Patrii przed ciekawskimi), lodowisko, na którym rozgrywano międzynarodowe zawody hokejowe, czy popularna kolejka na Górę Parkową.
Cały tekst Grzegorza Piątka „Schody, schody, schody” przeczytacie w listopadowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.