Hotel doskonały? To taki, w którym budzisz się rano z poduszką odciśniętą na policzku, przy obiedzie czyścisz talerz z sosu skórką od chleba, a w ciągu dnia choć raz musisz zamoczyć w basenie choćby stopę, nawet jeśli masz kilka kroków do obłędnej plaży. Te wszystkie warunki spełnia Du Couvent w Nicei. Holistyczny w swoim założeniu, ulokowany w dawnym sanktuarium ma nie tyle wielbicieli, co prawdziwych wyznawców.
Dotarcie do nicejskiego hotelu Du Couvent nie jest proste nawet dla miejscowego taksówkarza. Dokładną lokalizację goście otrzymują mailowo tuż przed przyjazdem. Gdy wpisze się ją w mapy Google’a, wyskoczy miejsce niedaleko księgarni na starym mieście, gdzie ruch kołowy jest dozwolony wyłącznie dla mieszkańców, a każdy inny pojazd musi zniknąć równie szybko, jak się pojawił. Dopiero po wykonaniu telefonu do recepcji hotelu po podróżnych podjeżdża meleks, by po mniej więcej kwadransie jazdy pod górę dowieźć ich pod skaliste wzgórze. „Logistyczny koszmar”, „przeciwieństwo pięciogwiazdkowego standardu” – bulwersują się w recenzjach niektórzy rozczarowani goście. – To prawda, trzeba się natrudzić, żeby tam dotrzeć – wspomina Magdalena Radałowicz-Zadrzyńska, architektka, która odwiedziła Du Couvent niedługo po czerwcowym otwarciu hotelu. – Nic nie odbywa się tu typowo – dodaje. Wybierając Du Couvent jako przystanek lub cel wyprawy, trzeba otworzyć się na luksus, który nie kamufluje, nie wygładza rzeczywistości, ale ożywia genius loci XVII-wiecznego sanktuarium.
Do niedawna XVII-wieczny kompleks stanowił wyrwę w strukturze nicejskiej starówki, martwy obszar wyrzucony poza margines uwagi turystów snujących się między Promenadą Anglików, Muzeum Matisse’a i placem Massena. Rewitalizacji klasztoru podjął się Valéry Grégo, założyciel grupy Perseus, twórca designerskich hoteli Les Roches Rouges i Le Pigalle. Makiety, odkrywki, badania technologii i nieskończenie wiele ćwiczeń z odejmowania – tak można w skrócie opisać dziesięcioletni proces restauracji odbywający się pod jego kuratelą we współpracy ze Studio Mumbai, Studio Méditerranée i Festen Architecture. – Nie pojawił się tu ktoś, kto buńczucznie zadecydował: zrobię niewiarygodny hotel, ale wizjoner, który zabrał się do dzieła z pokorą i szacunkiem do miejsca i dziedzictwa – ocenia Radałowicz-Zadrzyńska. Niespieszna rewitalizacja polegała na pieczołowitym archeologicznym odsłanianiu warstw, odtworzeniu oryginalnej tkanki, ożywieniu całego ekosystemu. Valéry Grégo i jego zespół sięgnęli do korzeni. Zachowano materiały, z których wzniesiono klasztor Klarysek w 1604 roku, pierwsze skrzypce grają tu jak kiedyś wapno, kamień, płytki z terakoty i odzyskane drewno. Zaopiekowano się także ogrodem – 2,5-akrowy obszar obsadzono 300 gatunkami roślin: drzewkami oliwnymi i cytrynowymi, kwiatami i pachnącymi ziołami.
Cały tekst znajdziecie w najnowszym wydaniu magazynu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych i online z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.