Czerń i biel to nie tylko Coco Chanel, czy szachownica Beth Harmon z „Gambitu królowej”. Kilka dni temu w monochromatycznej stylizacji na ulicach Los Angele widziano Jennifer Lopez.
Jennifer Lopez to prawdziwa królowa metamorfoz. Na scenie jaśnieje w gorsetach wysadzanych barwnymi kryształkami, żeby kilka chwil później zaprezentować drapieżne oblicze. W 2013 roku wystąpiła w skórzanych kozakach za kolano i lateksowym body wykończonym rękawami z piór marabuta. Niekiedy pozuje na aniołka w skrzydlastych bufkach z tiulu, innym razem objawia się jako grecka bogini odziana w szaty Versace.
I chociaż za sprawą lockdownowych dresów powróciła do wizerunku z czasów „Jenny From The Block”, opuszczając rezydencję w Los Angeles zawsze prezentuje się nieskazitelnie. Na siłownię zabiera wartą 100 tys. dolarów torbę Birkin Hermèsa z białego aligatora. W tygodniach poprzedzających wybory w Stanach Zjednoczonych, nosiła kuferek marki Coach z wytłoczonym na froncie hasłem „Vote”.
Kilka dni temu fotografowie przyłapali ją, gdy wychodziła z gabinetu kosmetologicznego w zachodniej części Hollywood. Miała na sobie długą sukienkę z jedwabiu, której krój nawiązywał do stylistyki lat 40. Monochromatyzm tkaniny w drobne groszki utrzymały także dodatki z domu mody Dior – bucket hat o przedłużonym rondzie oraz żakardowa torba. Spod kapelusza z woalką wyglądały masywne okulary przeciwsłoneczne i maska od MasQd. Efektowną stylizację dopełniły niebotycznie wysokie szpilki, kolczyki od Chanel oraz bransolety Hermès.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.