Czarna pikowana kurtka, szerokie spodnie i… torba pełna słodkości. Katie Holmes olśniewa nawet podczas spaceru do cukierni ulokowanej w samym sercu pochmurnego Nowego Jorku.
Szafę Katie Holmes wypełniają ponadczasowe ubrania – tweedowe żakiety od Chanel, które nosi wymiennie z dresowymi bluzami, trencze (w tym czekoladowy od Magdy Butrym) oraz ukochane niebieskie dżinsy. I mimo ponad dwóch dekad spędzonych w blasku fleszy gwiazda nigdy nie podążała utartą ścieżką. Od lat trzyma się głoszonego przez siebie minimalizmu, ale z nutą fantazji. Czy jakakolwiek inna miłośniczka tej tendencji pokusiłaby się o sparowanie pudełkowego płaszcza w baranka z kopertówką i kozakami na kaczuszce zdobionymi prążkami tygrysa oraz cętkami geparda?
Tym razem Holmes została sfotografowana na ulicach Soho po opuszczeniu tamtejszej cukierni. Smukłe spodnie zamieniła na te od Made in Tomboy, przypominające niesławne JNCO z lat 90., których gigantyczne, rozkloszowane nogawki zamieniały nogi w potężne kolumny z denimu. Uproszczony model nosiła już latem do białego t-shirtu. I choć ponownie pojawia się w nieśmiertelnej koszulce, pierwsze skrzypce gra czarna puchówka. Kurtka WARDROBE.NYC kształtem i pikowaniami przypomina kombinezon ludzika Michelina, ale co najważniejsze w stylizacjach gwiazdy „Jeziora marzeń”, podkreśla talię. Natomiast jej ulubioną torebkę od Strathberry zastąpił płócienny worek oraz pakunek ze słodkościami.
Nie zapominajmy o masce. Wprawdzie to nie trend wymyślony przez Katie, ale być może niedługo na ulicach zobaczymy więcej podobnych, w pollockowskie kompozycje barw.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.