Zaczęła szyć jako nastolatka, żeby robić ubrania dla siebie. Od ponad ćwierć wieku zajmuje się modą profesjonalnie, ale dalej jest wierna tej zasadzie – projektuje tylko to, w czym sama się dobrze czuje. Jej marka pozostaje kwintesencją niewymuszonej paryskiej elegancji, kochają ją zwykłe dziewczyny i hollywoodzkie gwiazdy. Isabel Marant kończy dziś 54 lata.
– Tworzyć bajkowe suknie na czerwony dywan jest łatwo. Wyglądają przepięknie, ale czy nadają się do codziennego użytku? Tworzyć magię stylu na co dzień to dopiero wyzwanie! – opowiada Isabel Marant o estetyce, którą nieodmiennie lansuje w kolekcjach. Sekret sukcesu francuskiej projektantki polega w dużej mierze na tym, że w tworzonych przez nią ubraniach można spędzić cały dzień. Sprawdzą się i do biura, i na wieczornego drinka z przyjaciółmi. Marant, występująca zawsze ubrana od stóp do głów w swoje projekty, jest najlepszą reklamą marki.
Młoda buntowniczka
Dorastała w Neuilly-sur-Seine, na bogatych przedmieściach Paryża i zawsze była trochę zbuntowana. Już jako sześciolatka odmawiała noszenia sukienek. Nie zachwycała się kreacjami matki – pochodzącej z Niemiec modelki, ani drugiej żony ojca, również modelki – miłośniczki projektów Yvesa Saint Laurenta. Nie podobało jej się nawet własne imię – Isabelle. Kiedy zorientowała się, jak bardzo jest popularne, zmieniła pisownię na Isabel.
Ubierała się jak chłopak, czesała jak Patti Smith i chciała w przyszłości zostać weterynarką. Miała kilkanaście lat, gdy poprosiła ojca (mieszkała z nim po rozwodzie rodziców), by kupił jej maszynę do szycia.
W liceum Marant szyła sobie ubrania utrzymane w estetyce grunge – jako materiał często służyły jej skrawki kuchennych ścierek i wynajdywane w sklepach ze starzyzną mundury. Musiały być efektowne, bo prędko koleżanki i koledzy ze szkoły zaczęli u niej zamawiać podobne. Dorabiała więc do kieszonkowego szyciem, a w wolnych chwilach pracowała jako opiekunka do dzieci. To pozwalało jej od czasu do czasu kupować ciuchy od Vivienne Westwood. Marzenie!
Już nie gardziła modą, ale nie wiązała z nią życia. Zamierzała studiować ekonomię. I, kto wie, może tak by się stało, gdyby nie miłość. Jej ówczesny chłopak, Christophe Lemaire, późniejszy dyrektor kreatywny domu mody Hermès, namówił ją, by stworzyli markę. Ubrania z metką Allée Simple wystawiali w działającym na zasadzie komisu sklepie Le Depot. Sprzedawały się natychmiast. To sprawiło, że Isabel zamiast na ekonomię zdecydowała się na studia w Studio Berçot, prywatnej modowej uczelni w Paryżu. Tam usłyszała radę, która ukształtowała DNA jej marki. – Nie powinnaś oczekiwać, że inni będą nosić twoje ubrania, jeśli sama ich nie nosisz – powiedziała jej Marie Rucki, jedna z profesorek.
Cudowne dziecko mody
Po uzyskaniu dyplomu Marant odbyła staż u Michaela Kleina, pracowała u Martina Ascoli, tworzącego wówczas dla Chloé, i Yoshiego Yamamoto. Nie wspomina tamtego czasu zbyt dobrze, bo zamiast projektować, zajmowała się produkcją sesji zdjęciowych i pokazów. Pewności, że chce zostać w tym biznesie nabrała dzięki matce, która zaprosiła ją do stworzenia młodszej linii w swojej specjalizującej się w produkcji swetrów marce Twen.
W 1994 r. zadebiutowała marka Isabel Marant, a rok później podczas paryskiego tygodnia mody odbył się jej pierwszy pokaz. Isabel nie miała pieniędzy na zatrudnienie profesjonalnych modelek, więc na wybiegu wystąpiły przyjaciółki. Pokaz okazał się sukcesem, a branża okrzyknęła Isabel „cudownym dzieckiem francuskiej mody”. W 1997 r. Marant została nagrodzona Award de la Mode, w 1998 r. zwyciężyła w konkursie Whirlpool Award. Wtedy też otworzyła, przy Rue Charonne w paryskiej dzielnicy Marais, pierwszy butik. Wkrótce wypuściła tańszą linię Etoile by Isabel Marant.
– Kiedy w wieku 26 lat stworzyłam markę, postawiłam sobie jasny cel, jakim było tworzenie ubrań, które sama chciałabym kupić, ubrań dla dziewczyn i kobiet pracujących, które mają dobry gust i chcą zainwestować w swój wygląd bez konieczności napadania na bank – powiedziała projektantka francuskiemu tygodnikowi „L’Express”. I właśnie takie kobiety pokochały styl proponowany przez Marant – francuską nonszalancję, elegancję z nutką rockowego pazura i stylu boho.
Wierna sobie
Isabel Marant nigdy nie goniła ślepo za trendami. Jak mówi w wywiadach, inspiracje czerpie raczej ze sztuki i z podróży, a nie z filmów i teledysków, bo: – Nie tak wygląda prawdziwe życie. Nie każda z nas wygląda jak Michelle Pfeiffer.
Za cel postawiła sobie tworzenie stylowych i wygodnych ubrań na co dzień, bo – jej zdaniem – takich najbardziej brakuje. Pomysł był strzałem w dziesiątkę, bo sprawdza się do dziś.
Sprawdza się również dlatego, że Isabel ciężko pracuje. Zawsze pierwsza przychodzi do pracy i ostatnia wychodzi. Nadzoruje każdy etap produkcji i decyduje o wszystkich drobiazgach, wybiera nawet kolor nitek w szwach dżinsów. Niczego nie pozostawia przypadkowi, testuje na sobie każdy projekt. Mówi w wywiadach, że większość czasu w pracy spędza w bieliźnie, bo nieustannie się przebiera, mierząc ubrania i sprawdzając, jak zachowują się w ruchu. Tylko jeśli czuje się w nich dobrze, pozwala produkować.
W każdej kolekcji Marant jest kilka „it clothes” – perełek, które wyprzedają się na pniu. Niekwestionowanym hitem i tym, co przyniosło Isabel Marant największy zysk, są sportowe buty na niewidocznym koturnie, niestety chętnie kopiowane. Klientki pokochały Marant też za łączone z obszernymi swetrami czy stylizowanymi na męskie marynarkami minispódniczki, inspirowane estetyką boho zwiewne sukienki, rockowe skórzane spodnie, botki z frędzlami i dżinsy z haftem navajo.
W 2013 r. Marant stworzyła złożoną z największych hitów kolekcję dla H&M. Oczywiście wszystko sprzedało się w mig.
Projektantka wie, że proponowana przez nią estetyka ma rzeszę fanek, które nie chcą radykalnych zmian i są jej wierne. Kolejne sezony przynoszą więc nowe interpretacje paryskiej nonszalancji i estetyki boho z drobnymi modyfikacjami, jak na przykład odwołania do mody lat 80.
W zgodzie z naturą
Marant nigdy nie chciała budować imperium. Markę rozwija powoli i konsekwentnie. Ma niespełna 40 butików na świecie – to pozwala jej panować nad firmą. Stroni od blichtru i błysku fleszy. Nie maluje się, nie farbuje siwych włosów. Po pokazach zawsze chowa się za kulisami, a wieczorem świętuje w towarzystwie najbliższych pracowników i przyjaciół.
Jest związana z Jerome Dreyfussem, który odpowiada w firmie za dział akcesoriów. Mają syna Tala. Mieszkają na przedmieściach Paryża, ale weekendy i wolne dni projektantka najchętniej spędza w położonej w lesie chatce, bez elektryczności i ciepłej wody. Jak mówi, to właśnie natura i proste życie są dla niej niewyczerpanym źródłem inspiracji.
Isabel Marant dowodzi, że piękno i styl nie znają wieku, a kluczem do sukcesu jest wierność sobie i własnej estetyce.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.