Z inspiracji na pierwszym miejscu wymienia siostry Olsen, ale jej minimalizm jest lżejszy niż asceza założycielek marki The Row. Bo Dunka Josefine Haaning Jensen, jedna z najpopularniejszych skandynawskich influencerek, właściwie wszystko robi po swojemu. Fotografuje, projektuje i komunikuje się z fanami w zgodzie z własną intuicją, nie zważając na statystyki i strategię.
Z tygodnia mody w Kopenhadze przywiozłam nie tylko masę inspiracji, ale także konstatację, że skandynawski minimalizm to przeszłość. Influencerki z Danii i Szwecji uwagę ulicznych fotografów wolą przykuwać eklektycznymi stylizacjami, w których warstwowe sukienki we wzory łączą z masywnymi botkami lub sneakersami, a w ręku najchętniej dzierżą torebkę z metką Gucci lub Chloé. Nauczyłam się jednak nigdy takich zjawisk nie uogólniać. Pomimo dominacji powyższego trendu nadal są bowiem w Skandynawii dziewczyny, które najbardziej cenią sobie monochromatyczne zestawienia. I często robią dzięki nim większe wrażenie niż ich koleżanki wyglądające czasem na przebrane.
Josefine Haaning Jensen – 24-latka, którą na Instagramie obserwuje ponad 820 tysięcy osób – nie jest typową influencerką. Nie projektuje kapsułowych kolekcji dla marek butów, ubrań i akcesoriów, nie nagrywa monologów, nie zaprasza fanów za kulisy swojego życia. Nie daje się też porwać kultowi nowości, nie wymienia garderoby co sezon i zdaje się przeczyć zasadzie, że kolejne stylizacje muszą bazować na rzeczach, których wcześniej nie pokazywała. Na tygodniu mody w Kopenhadze pojawiła się w skórzanych szortach Bottegi Venety, ulubionym podkoszulku i kowbojkach, a włosy związała w charakterystyczny niski kucyk. I fani wcale nie zarzucili jej, że się powtarza.
Instagramowy profil Josefine, który bardziej niż do modowego pamiętnika można porównać do pełnego inspiracji moodboardu, zachwyca spójnością. Ta paradoksalnie tkwi jednak w braku perfekcji. Owszem, widać, że Dunka pilnuje, aby zdjęcia były utrzymane w podobnej tonacji, ale wszystkie wykonuje iPhone’em. Nie boi się nieostrych, a nawet niewyraźnych fotografii. Nie patrzy na statystyki – potrafi wrzucić pięć zdjęć w krótkim czasie albo przez tydzień nie publikować wcale.
Oko do detali
Fotografować lubiła już jako dziecko, choć podczas sesji realizowanych z przyjaciółmi często przypadała jej rola dyrektor artystycznej. – Pamiętam, że podkradałam aparat mojemu tacie, a po zakończonej sesji siadałam do komputera i przez kilka godzin przerabiałam zdjęcia. Dziś oczywiście mnie śmieszą, ale pokazują też, że zawsze lubiłam wyrażać siebie przez modę i fotografię. Byłam bardzo ekspresyjnym dzieckiem. Modę odkryła jako nastolatka dzięki mamie, która zaczęła prowadzić w Kopenhadze sklep z projektami takich marek, jak Alexander McQueen, Alexander Wang i Kenzo. – Gdy zaczęła zabierać mnie na swoje spotkania do Paryża, poczułam, jakby otworzył się przede mną zupełnie inny świat. Krótko po tym zachwyciłam się stylem sióstr Olsen, które rozkręcały autorską markę The Row. Do dziś są moimi największymi ikonami stylu.
Podczas gdy Mary-Kate i Ashley prezentują bardzo dosłowną interpretację minimalizmu, Josefine lubi się nim bawić. Obszerne spodnie od męskiego garnituru łączy z prześwitującym topem i złotą biżuterią. Oversize’owy trencz vintage z kobiecymi sandałkami na szpilce. Lubi odsłaniać ciało, ale ciężko zarzucić jej, że przekracza granicę dobrego smaku. Mówi, że w modzie szuka przede wszystkim osobowości, a swój styl opisuje bardzo kontrastowo: prostota z nutką zadziorności, moda męska przełamana kobiecymi detalami, miks sportu i elegancji.
Nie spotkałam jeszcze w branży influencerów osoby, która tak ciekawie nosiłaby całkiem zwyczajne rzeczy. Bo w kozakach założonych do męskiej marynarki czy garniturze zestawionym ze sportowymi butami z lat 90. nie ma przecież nic odkrywczego. Ale u Josefine zawsze wyglądają świeżo.
Gdy pytam, jak to robi, odpowiada, że inspiracji szuka przede wszystkim na męskich wybiegach. – Zawsze staram się wybierać sylwetki, które mogę później podrasować kobiecymi dodatkami. Wierzy też w moc dodatków. Do tego stopnia, że z siostrą założyła markę biżuterii 79hour. – To wyraziste, ale jednocześnie przystępne cenowo projekty dla kobiet i mężczyzn – mówi. – Moja siostra posiada ogromną wiedzę na temat jubilerstwa i jest już właścicielką biżuteryjnej marki Nuit et Linette. Do tej pory pracowała głównie na diamentach i kamieniach szlachetnych. W pewnym momencie zaczęła dostawać sporo zapytań o nieco bardziej przystępne cenowo projekty, ale nie chciała sprzedawać ich pod autorską marką. Tak wpadłyśmy na pomysł, żeby założyć 79hour. Siostra nadzoruje wszystkie kwestie związane z produkcją, ja odpowiadam za marketing. Świetnie się więc uzupełniamy.
Granice prywatności
– To, że jestem influencerką, nie znaczy, że muszę dzielić się każdym aspektem mojego prywatnego życia – mówi, gdy nasza rozmowa schodzi na sposób, w jaki zdecydowała się komunikować ze swoimi odbiorcami. Josefine z jednej strony sprawia wrażenie dość introwertycznej, z drugiej zaś nie stroni od postów, które dodają otuchy. Przypomina, że za instagramową otoczką istnieje prawdziwe życie ze wszystkimi jego wzlotami i upadkami, zachęca do tego, by nie bać się okazywać emocji i pozwolić sobie na gorszy dzień. – Tworzę z obserwatorami osobistą więź, ale nie odkrywam zbyt wielu aspektów mojego prywatnego życia – mówi. – Nie będę przed nikim ukrywać, że mam gorszy okres i złamane serce, ale nie chcę upubliczniać szczegółów.
Influencerką na pełen etat Josefine jest już od ponad trzech lat. Zdjęcia robi codziennie, bo – jak mówi – „ma tyle pomysłów, że inaczej jej głowa by eksplodowała”. I z radością patrzy w zawodową przyszłość. – Mam naprawdę sporo do zrobienia – mówi.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.