Znaleziono 0 artykułów
04.04.2024

Jacek Dehnel: „Chlebodawca Abdułła Alijew i jego przypadki” część III – „Janusz biznesu”

04.04.2024
Fot. Getty Images

Pisarz, poeta i tłumacz Jacek Dehnel specjalnie dla nas stworzył kronikę kryminalną międzywojennej Warszawy. W trzeciej, finałowej części opowieści „Chlebodawca Abdułła Alijew i jego przypadki” – „Janusz biznesu” – kontynuuje historię Abdułły Alijewa, który prowadził słynną piekarnię.

Proces Abdułły Alijewa, oskarżonego o molestowanie pracownic swoich piekarni, toczył się przy drzwiach zamkniętych, ale to i owo przedostawało się do prasy. W dzisiejszych czytelnikach te artykuły bez wątpienia budzą głębokie zażenowanie – i nie chodzi tylko o koszmar molestowania i bezkarność przestępcy. 

Express Poranny 11.07.1933

Z jednej strony straszny jest sposób, w jaki pisano o ofiarach i samym przestępstwie, z drugiej – karygodne rasistowskie stereotypy, którymi określano sprawcę. A zatem: sprośny Turek, rozpustny Turek, czyli zacny pan Alijew miał do wyboru, albo być w zgodzie z Koranem i popaść w zatarg z prokuratorem, albo na odwrót. Publiczność śledzi pikantne szczególiki sułtańskiego życia warszawskiego Turka, który jako prawy wyznawca Koranu chętnie uznaje wielowiekowe tradycje świata mahometańskiego, a najchętniej odnosi się do zwyczaju haremowego i pragnie mieć białe niewolnice. Jeden z dziennikarzy wyskoczył z taką oto misterną figurą: Alijew staje przed sądem nie za to, że wypiekał słodkie bułki, ale za to, że piekł go wschodni temperament i pod jego przemożnym wpływem chciał być za słodki wobec swych pracownic

Język, który romantyzuje gwałciciela i stygmatyzuje ofiary to narracja ówczesnej prasy

Bo to druga strona medalu. Molestowanie i gwałty to w tych notkach bycie za słodkim, ale też miłostkiamory cukiernikatureckie zalecanki tajemnice buduaru, miłosne awanturki Abdułłysprawki pana Alijewa czy erotyczne wybryki sprawcy nazywanego gorącym brunetemromantycznym Turkiem, a nawet kochliwym piekarzem.

Do tego dochodzą również protekcjonalne opisy świadkiń, młodych panienek przesadnie i z krzykliwą elegancją ubranych – jak pisał „Wieczór Warszawski”. „Dobry Wieczór” oceniał z kolei: na sali sądowej środkowe ławki zajmuje sznur młodych pracownic tureckiej piekarni, które siadły ciasno jedna przy drugiej, jak kurki na grzędzie i rozprawiają coś szeptem z ożywieniem i silnemi wypiekami na twarzach. […] Woźny sądowy usuwa więc piękną galerję do pokoju dla świadków. A w innej notce: przegląd wypada dodatnio dla nich. Niemal wszystkie są interesujące i powabne. Wszystkie ubrane w lekkie powiewne sukieneczki zdają się pozostawać pod komendą p. Tatjany Eljaszewiczówny […]. Panienki czują na sobie wzrok obecnych, to też zbiły się w kąciku poczekalni i unikają spojrzeń.

Express Mazowiecki 5.04.1933

Tymczasem nie były to żadne kurki, tylko wystawione na wścibskie spojrzenia młode, niezamożne kobiety, które w akcie ogromnej odwagi zjednoczyły się przeciwko swojemu oprawcy, odmówiły próbom przekupstwa, opowiedziały w sądzie swoje dramaty. Niektóre z nich wystąpiły pod pełnym imieniem i nazwiskiem, a nawet pozwoliły prasie opublikować swoje zdjęcia. Było to absolutnie przełomowe.

Oprawca, który podczas procesu przyjmuje rolę ofiary

Podczas procesu Alijew na przemian robił z siebie niewinną ofiarę prześladowań ze strony konkurentów (w tym swojego niegdysiejszego szefa, Mustafy Pirim Zade) i bezwzględnie walczył z sygnalistkami. 

Jedna z nich, Martyna Węgrowiczówna[1], spodziewała się wyrzucenia z pracy za to, że odmówiła seksu i w dodatku zeznawała przeciwko szefowi (Alijew był znany z tego, że usuwał podpisy pracownic, żeby zaniżać ich zarobki czy odmówić wypłat w okresie wypowiedzenia, a w sądzie zeznawał, że Węgrowiczówna w danym okresie w ogóle u niego nie pracowała). Poprosiła więc księgowego piekarni o okazanie listy płac, po kryjomu wydarła z niej kartę ze swoimi danymi i podpisami, po czym zaniosła do prokuratury, żeby dołączono ją do akt sprawy. Szef napisał na nią skargę i postawił ją przed sądem, który stwierdził, że był to czyn samowolny, celowe zniszczenie dokumentu, i skazał ją na dwa miesiące aresztu w zawieszeniu.

Proces wszelako przegrał również Alijew. Za napastowanie każdej z czterech ofiar skazano go na dwa lata więzienia, ale sąd zmienił to na karę łączną, która wyniosła również dwa lata. Taka to korzystna arytmetyka.

Alijew zza krat steruje rozbojami. Tak długo i skutecznie, aż wychodzi na wolność

Obrona wniosła apelację, więc Alijew z końcem lipca 1933 roku wyszedł z aresztu za kaucją[2], ale niebawem wrócił za kratki. Po pierwsze dlatego, że publicznie krytykował wyrok, miotając przy tej okazji najordynarniejsze wyzwiska pod adresem Państwa, a po drugie dlatego, że przyłapano go na wysyłaniu zbirów, którzy w konkurencyjnych piekarniach wybijali szyby i oblewali zaczyny naftą. Czyli robił dokładnie to, o co oskarżał innych przedsiębiorców. 

W grudniu sąd apelacyjny w całej rozciągłości uniewinnił Alijewa i wypuścił go na wolność. Czemu? Również ta rozprawa toczyła się przy drzwiach zamkniętych – wiemy tylko, że zeznania pewnego restauratora (zamożnego, wpływowego mężczyzny) wystarczyły, żeby podważyć zaufanie sądu do czterech ofiar i kilkudziesięciorga świadków.

Kto żyje w Polsce w XXI wieku, ten się temu nie dziwi.

Życie Warszawy 10.08.1947

Utracone zaufanie klientów okazuje się najgorszą karą dla Alijewa i jest początkiem upadku jego chlebowego imperium

Proces jednak miał ogromne znaczenie. Reputacja Alijewa błyskawicznie legła w gruzach, dla prasy i klienteli stał się sprośnym piekarzemzwyrodniałym chlebodawcą i osławionym rozpustnikiem. Przez gazety przetoczyła się cała dyskusja o powszechności przemocy seksualnej w sklepach, fabrykach, zakładach; publikowano urywki zeznań robotnic, zebrane przez inspekcję pracy, a o molestujących pisano per Alijew z Piaseczna[3]Abdułły, występne sobiepany lub Alijewowie i im podobne typy.

Wraz z reputacją upadło jego imperium. Właściwie tuż po pierwszym aresztowaniu klientela masowo odwróciła się od piekarń tureckich, które dostały się pod nadzór sądowy i do masy upadłościowej. Okazało się, że biznes Alijewa funkcjonował w dużej części na systemie kaucji: w dobie kryzysu było bardzo trudno o posadę, więc nieuczciwy pracodawca żądał niejako „wpisowego” na zabezpieczenie ewentualnych szkód, których mogliby się dopuścić zatrudnieni. Dopóki u niego pracowali, mógł tymi pieniędzmi obracać – co przy trzystu pracownikach dawało całkiem spory kapitał. Nagle okazało się, że król jest nagi.

Pojawiło się mnóstwo wierzycieli – zarówno firm, jak i osób prywatnych, jak Turek Oglu Musa Melek, były pracownik, któremu Alijew był winien ogółem 9400 zł za zaległe pensje, nadgodziny i pożyczki. Sumę długów właściciela szacowano na 300 tys., 400 tys., potem na okrągły milion[4]; na sierpień wyznaczono licytację należących do niego nieruchomości. Wiosną 1934 roku prasa doniosła, że znany erotoman zbankrutował, jego długi sięgały 600 tys. (z czego 380 tys. u warszawskich firm, a 210 tys. u byłych pracowników), majątek zaś – ledwie 30 tys. zł. Ponadto władze uznały go za uciążliwego cudzoziemca i kazały opuścić granice kraju do 27 maja[5].  

Do tego jednak nie doszło, ponieważ… Alijew musiał znów stanąć przed sądem. 

Turek nie poddaje się mimo kolejnych porażek. Tak pracuje na miano ówczesnego „Janusza biznesu”

Otóż bankructwo wcale go nie załamało i przy ul. Ogrodowej założył nową piekarnię Konstantynopol – oczywiście jako cichy wspólnik[6], bo nie bardzo było po co chwalić się jego nazwiskiem. Dawnym zwyczajem znów zaczął pobierać od zatrudnianych wysokie kaucje (500-700 zł), którymi napędzał przedsiębiorstwo, i to do tego stopnia, że najmował więcej ludzi, niż potrzebował, byle tylko ściągnąć od nich pieniądze, w sumie 7 tys. zł. Nic dziwnego, że pensje udało mu się wypłacić tylko raz, a po kolejnym miesiącu okazał się niewypłacalny. Kiedy piekarnię przejął wierzyciel, to do niego pracownicy zwrócili się z wekslami na kaucję, a że odesłał ich z kwitkiem, to do sądu podali byłego szefa. Alijew wprawdzie zarzekał się, że nie były to żadne kaucje, tylko zaciągane u robotników pożyczki, przedstawił nawet jakichś szemranych świadków, ale w czerwcu 1934 roku został skazany na rok więzienia[7] z zastrzeżeniem, że po wyjściu na wolność ma bezzwłocznie opuścić Polskę. Znów. I znów jej nie opuścił. 

Latem 1936 roku spotykamy go bowiem po raz kolejny, i to na sali sądowej. Wytoczył wówczas proces właścicielowi cukierni Morocco przy Senatorskiej 6. Pan Thoor, obywatel francuski, przez pewien czas odnajmował jedną z witryn piekarni tureckiej Słoń, należącej, choć może nieoficjalnie, do Alijewa. Pewnego dnia dzierżawę wymówił, a kiedy po dwóch tygodniach umownego wypowiedzenia witryna nie została opróżniona, wybiwszy szybę w oknie od strony podwórza, dostał się do sklepu, skąd powyrzucał pieczywo i usunął do przyległego pokoju urządzenie sklepowe Alijewa, poczem wprowadził do tegoż sklepu nowego dzierżawcę. Sąd skazał krewkiego Francuza na trzy tygodnie w zawieszeniu.

Wspomniana mechaniczna piekarnia i cukiernia turecka Słoń mieściła się, co nieco zaskakujące, w dobrze nam znanej kamienicy przy Targowej 68, do tego – jak czytamy w reklamie z 1937 roku – miała jeszcze filie na Senatorskiej 6 (czyli u Francuza Thoora), przy placu Trzech Krzyży 13 i w Ząbkach oraz szczyciła się tym, że została nagrodzona przez Władze Miejskie dyplomem uznania. Istniała również w czasie okupacji i tuż po wojnie jako kawiarnia i restauracja z występami artystycznymi, znana z efektownego orientalnego wystroju. Reklamowała się jeszcze latem 1947 roku.

Kurjer Polski 30.04.1937

Abdułła Alijew przetrwał cara, Piłsudskiego, Hitlera i dotrwał do wczesnego Bieruta. Turek czy Tatar, okazał się prawdziwym polskim „Januszem biznesu”, który poradzi sobie w każdych warunkach, wyjdzie z każdej opresji, przeżyje wszelkie procesy. 

Oznacza to wprawdzie krzywdę i cierpienie wielu osób wokół – ale on jest gotów na to poświęcenie.

Za: „Dobry Wieczór” z 8, 10 i 11 VII 1933, „Dzień Dobry” z 10, 11 i 31 VII oraz 8 XI 1933 i 14 III, 2 VI i 6 XII 1934, „Express Kaliski” z 8 XI 1933 i 10 VIII 1936, „Express Mazowiecki” z 11 i 12 VII oraz 16 IX 1933 i 30 VIII 1934, „Express Poranny” z 11 VII i 5 XII 1933 i 2 VI 1934, „Kurjer Polski” z 7 VIII 1932, 16 IX i 5 XII 1933, 30 V 1935 oraz 30 IV 1937, „Kurjer Poranny” z 13 II 1933, „Kurjer Warszawski” z 1 VI 1935 i 14 XII 1937, „Wieczór Warszawski” z 7 VIII i 1 XI 1932, 19 II, 4 IV, 17 VI, 9 VII, 3 X i 3 IX 1933 oraz 13 III i 20 IV 1934, „Życie Warszawy” z 10 VIII 1947, akta parafii św. Augustyna z roku 1930.


[1] Być może nie była to zresztą panna, tylko mężatka. Wprawdzie „Express Kaliski” opisuje ją jako bardzo urodziwą pannę lat 20, jednak akta parafii św. Augustyna w Warszawie podają, że w roku 1930 siedemnastoletnia Martyna Sabina Ropelewska poślubiła Tadeusza Antoniego Węgrowicza. Imię jest rzadkie, wiek się zgadza, być może zachodziła tu pomyłka dziennikarzy, którzy – widząc młodą, ładną kobietę – brali ją za niezamężną.

[2] Dla niego niewielką: 2,5 tys. zł gotówką i 5 tys. kaucji hipotecznej.

[3] Chodzi o działacza endecji i spółdzielcę z Piaseczna, Franciszka Strzelca, który miał molestować pracownice, a kiedy mu się opierały – oskarżać je o kradzież.

[4] Ile to było? W lutym 1933 roku „Kurjer Poranny”, pisząc o miejskiej Inspekcji Budowlanej, liczył: Przeciętną wartość domu [w Warszawie] można przyjąć na sto tysięcy złotych. Najdroższy budynek prywatny: „Prudential-Haus” na placu Napoleona kosztuje około 12 miljonów zł, najtańszy – jakiś domek drewniany na peryferjach około 2-3 tysięcy, przeciętna kamienica 4-piętrowa z oficynami – pół miliona. 

[5] Natomiast sprawy upadłości firmy ciągnęły się jeszcze długo, przynajmniej do końca 1937 roku.

[6] Wedle niektórych tytułów wspólnikiem był niejaki Frydland, według innych – w rejestrze handlowym figurowali trzej Turcy, krewni Alijewa (padają nazwiska Abdur Rachman i Kabra Galijew), ale prawdziwymi właścicielami byli bracia Bodnych.

[7] Zamieniony w apelacji na 9 miesięcy; skądinąd na rozprawę też przyszedł z aresztu, gdzie odsiadywał karę za handel poza godzinami przepisowymi – robił to zresztą nagminnie, w jednym tygodniu został aż trzykrotnie ukarany za łamanie tych przepisów.

Jacek Dehnel
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Jacek Dehnel: „Chlebodawca Abdułła Alijew i jego przypadki” część III – „Janusz biznesu”
Proszę czekać..
Zamknij