Znaleziono 0 artykułów
06.06.2024

Jacek Dehnel: Młotek poety

06.06.2024
Okonek prowadzony do aresztu, Express Kaliski

Jacek Dehnel w autorskiej kronice kryminalnej międzywojennej Warszawy przypomina sprawę Henryka Okonka. Czy brutalne morderstwo na nastoletniej Irenie popełnił w afekcie? 

Widziałam cię po raz pierwszy w życiu
I serce me w ukryciu 
Cicho szepnęło: to jest on! 
I nie wiem skąd, przecież jesteś obcy,
Są w mieście inni chłopcy. 
Ciebie pamiętam z wszystkich stron…1

Jesienią 1932 roku wszyscy mówią o nowej (choć tak naprawdę starej jak świat) amerykańskiej zabawce yo-yo, a w całej Warszawie słychać „Rebekę”. W przedostatni dzień października w teatrzyku Morskie Oko na rogu Jasnej i Sienkiewicza ma premierę rewia „Yo-yo”. Prasa reklamuje atrakcje spektaklu: Pod krynoliną, Człowiek-małpa, Niech żyje nagość, Romans narciarzy, ale prawdziwą furorę robi śpiewane przez Dorę Kalinównę wzruszające tango o dziewczynie pracującej w małym sklepiku, która zakochuje się bez pamięci w kliencie kupującym papierosy Ergo. Żydówką jest tytułowa Rebeka, Żydówką jest Kalinówna, Żydami są Włast i Białostocki, którzy napisali piosenkę, więc niektórzy kręcą nosem, że to tango „starozakonne”, ale jak ono wpada w ucho! Słychać więc „Rebekę” na scenie, słychać wykonywaną przez ulicznych grajków na skrzypcach i harmoniach, słychać odtwarzaną na patefonach, a tego wieczora rozbrzmiewa również na schodach kamienicy na rogu Nowogrodzkiej i Kruczej. 

Kamienica Kudlińskich, Tajny Detektyw

Mamy 1 grudnia, zbliża się północ. Panna Apolonia Kudlińska, dwudziestosześcioletnia pracownica ubezpieczalni Snop, dopiero wraca do domu – jest zmęczona, a musi wejść na najwyższe, czwarte piętro. Niewielki pokoik z kuchnią dzieli z młodszą siostrą, siedemnastoletnią Ireną. To rodzinna inwestycja w przyszłość: ich rodzice latami gnieździli się z nimi w jednej izdebce przy Muranowskiej 16, więc teraz wynajęli im oddzielne mieszkanie, aby – jak pisał „Tajny Detektyw” – mogły obracać się w sferach lepszych znajomych.

W drodze do lokalu nr 74 – już po numerze widać, że kamienica przy Nowogrodzkiej 8 ma słuszne rozmiary – Apolonię zaczepia sąsiadka, Cyla Nowikowa, uskarżająca się na hałasy. Scenę tę opisywał „Dobry Wieczór”:

– Czy jest ktoś na górze u pani? – zapytała Nowikowa – Od pół godziny chyba gra patefon, a przed chwilą słyszałam jakieś krzyki i odgłosy jakgdyby upadającego ciała. 
Kudliń
ska […] szybko pobiegła na górę. Gdy stanęła przed drzwiami, usłyszała z wewnątrz krzyk swej siostry:
– Pola, Pola, ratuj!

Dzwoni do drzwi, nikt nie odpowiada; boi się wejść do środka, waha się, chce pobiec po stróża, ale na schodach spotyka sąsiada, który zgadza się jej asystować. Apolonia przekręca klucz w zamku, słyszy szum lejącej się do wanny wody i głośne nuty „Rebeki”. Wchodzi do przedpokoju, pstryka włącznikiem światło, ale najwyraźniej żarówka musiała się przepalić, bo nic to nie daje. Kiedy zaś idzie dalej i zapala lampę w pokoju, widzi wreszcie coś, co musiało się jej potem śnić do końca życia. Ciemny kształt na kozetce to nieprzytomna, ociekająca strugami krwi Irenka ze straszliwie zmasakrowaną głową; obok niej na podłodze leży młody mężczyzna, znajomy sióstr, student Henryk Okonek. 

Henryk Okonek, Express Kaliski

Podający się za studenta Henryk Okonek zaprzyjaźnił się z siostrami Kudlińskimi 

Poznali się niedawno. Kiedy dokładnie – trudno wywnioskować, bo źródła są sprzeczne, ale Henryk najpierw chyba spotkał młodziutką Irenę latem, kiedy spędzała wakacje na obozie szkolnym nad morzem, Apolonię zaś na wieczorku u wspólnej koleżanki lub na Mazowieckiej w dansingu „Philipsie” przed raptem pięcioma tygodniami – czyli pod koniec października, kiedy w „Morskim Oku” trwały jeszcze próby do rewii „Yo-yo”. 

Henryk był rudawym blondynem, z lekka pucołowatym dwudziestosześciolatkiem o melancholijnym usposobieniu. Przez pewien czas pracował jako urzędnik bankowy w Toruniu, ale został „zredukowany”, więc przyjechał poszukać szczęścia w stolicy i zapisał się na studia w Szkole Nauk Politycznych. Miał też ambicje artystyczne: pogrążywszy się w głębokim smutku po śmierci matki, pisał wiersze łzawe i rymowane, które z chęcią dedykował dziewczętom. Od pewnego czasu uchodził za narzeczonego Irki.

A teraz leżał przy sofie, obok rozrzuconych płyt i zakrwawionego młotka, omdlały. Kiedy jednak przybyły lekarz pogotowia zatkał mu nos, ocknął się od razu i odpowiedział na pytanie, jak się nazywa i ile ma lat. Zaraz rzucił: Pocoście nam przeszkodzili? Po czym, jak donosił „Express Poranny”, naglewpadł w stan jakiegoś szału. Na zapytanie, co się stało, odmówił wszelkich odpowiedzi. Symulował obłąkańca. 

Henryka zabrano do aresztu, Irenę natomiast zawieziono szybko do Szpitala Dzieciątka Jezus. Jednak siedem czy dziesięć ciosów młotkiem, pęknięcie czaszki i szczęki sprawiły, że była w stanie beznadziejnym. Zmarła nad ranem. 

Prasa komentowała lakonicznie: zbrodnia ma podłoże seksualne („Kurjer Polski”), zabójca działał w jakimś szale, prawdopodobnie na tle erotycznem(„Kurjer Poranny”) lub zbrodnia popełniona była na tle romantycznem („Kurjer Warszawski”). „Tajny Detektyw” upierał się, że sprawa przedstawia jednak wielką zagadkę psychologiczną, której rozwiązanie przyniesie może dłuższa obserwacja psychjatryczna mordercy.

Natomiast wymiar sprawiedliwości z początku uznał, że było to zwykłe morderstwo rabunkowe i chciał postawić Okonka przed sądem doraźnym, jednak okazało się, że z uwagi na pewne wątpliwości konieczny będzie proces w trybie zwykłym, a nie przyspieszonym. 

Irena Kudlińska, Tajny Detektyw

Henryk Okonek planował ponoć z nastoletnią Ireną podwójne samobójstwo

Henryk Okonek, doszedłszy nieco do siebie, zaczął bowiem zeznawać – i odmalował zupełnie inną sytuację. Nie miało to być wcale morderstwo, tylko podwójne samobójstwo. „Express Poranny” przytaczał jego wyjaśnienia:

Dlaczego zabiłem? Irena tego chciała. Sama mnie o to prosiła. Umówiliśmy się tak. To była nieszczęśliwa dziewczyna, przez los upośledzona. Ułomna, miała krzywe nogi… I moje życie nic nie było warte.

Uznali, że obojgu im się w życiu nie wiedzie – jego wyrzucono z posady i bezskutecznie szukał pracy, ona nie mogła bywać na zabawach tanecznych. A zatem do samobójstwa nastroił ją swojemi wierszami (utwory te trafiły potem do akt sprawy), zwłaszcza wierszem „Modlitwa”, który, powalany krwią, znaleziono na miejscu zbrodni:

śmierć się modlę, Boże Nieśmiertelny, 
Bo mi się w walce białe skrzydła zdarły
I jestem dzisiaj ja szczątek popielny
Upadły na ziemię i duchem umarły.
Więc, że mi głucho żyć, smutno i podle,
śmierć się modlę…

Zwabiłem w chmurach piorunowe gromy
I spadł piorun i jodle wysokiej
Strzaskał konarów podniebne korony,
Więc, że jest ciężko żyć strzaskanej jodle –
śmierć się modlę…
 

27 listopada postanowili wspólnie, że zabiją się w pierwszy dzień grudnia. Irena specjalnie wystarała się o nagranie z ulubionym tangiem „Rebeka”, które miało być, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, soundtrackiem tej sceny. Z początku zamierzali się zastrzelić, ale Henrykowi nie udało się skombinować rewolweru, więc narzeczona przyniosła mu młotek, a on planował sobie otworzyć żyły nożyczkami.

W łazience woda już wypełniała wannę, tymczasem Kudlińska uklękła przy patefonie, na którym nastawiono nabytą poprzedniego dnia płytę „Rebeka” – relacjonował dalej „Express Poranny”. – Przy pewnych umówionych słowach ze śpiewu „Rebeki” Okonek uderzył młotkiem i począł mordować Kudlińską. Już szedł do łazienki, żeby podciąć sobie żyły, ale wówczas usłyszał dzwonek do drzwi. Wtedy stracił rezon, spanikował, zawrócił i zemdlał. 

Okładka nut do tanga Rebeka, 1933

Henryk Okonek w rzeczywistości okazał się oszustem, złodziejem i mordercą 

Proces jednak podważył jego wersję wydarzeń. 
Po pierwsze okazało się, że Okonek wcale nie miał takich znowu białych skrzydeł, tylko sporą kryminalną przeszłość. W Toruniu skazano go na półtora roku za zmalwersowanie ponad szesnastu tysięcy złotych poprzez fałszowanie czeków i otwarcie fikcyjnego konta w Pomorskiej Kasie Spółek Rolniczych. Niczego go to zresztą nie nauczyło – został potem urzędnikiem firmy Kredyt i wyleciał stamtąd za wyniesienie ponad pięciu i pół tysiąca złotych. Ale rodzice – ach, tak, bo ta matka, o której śmierci pisał łzawe wiersze, wcale nie umarła, tylko żyła i miała się dobrze – otóż rodzice, dzierżawcy sporego, dwustuhektarowego majątku w Nowym Mieście, ubłagali firmę, żeby nie kierowała sprawy do sądu, bo Henryk zwróci całą skradzioną sumę. 

Po drugie był kokainistą, nałóg kosztował, a on tymczasem przez ostatnie miesiące żył tylko z 80 złotych zasiłku; nie był natomiast studentem, a tylko się za takiego podawał, dlatego też zawsze chodził w studenckiej czapce. Choć akurat nie fatalnej nocy – wówczas pojawił się w kapeluszu z szerokim rondem, dobrze ocieniającym twarz. Do Kudlińskich – relacjonował „Express Poranny” – przyszedł krytycznego wieczoru z młotkiem i walizką, gdyż przedmioty te zabrał z firmy, w której był zatrudniony od paru dni jako akwizytor zdrowotnego chleba. Próbki roznosił po lekarzach w walizce. Walizka była dziurawa, wziął więc od magazyniera młotek, by ją zreperować gwoździkami. A przynajmniej tak twierdził.

Świadkowie byli zgodni, że Irena, choć faktycznie miała lekką ułomność w postaci nieznacznego skrzywienia nóg, była zawsze wesoła i pogodna. Siostra zabitej zeznała, że był to młody trzpiot. Siedemnastolatka wcale nie wybierała się na tamten świat, przeciwnie, jeszcze w wieczór swojej śmierci poszła do dentystki plombować zęby. Zresztą ślady pokazywały, że uciekała i broniła się przed mordercą.

Wersja sprawcy nie zgadzała się z faktami nawet w tak drobnych kwestiach, jak płyta z tangiem. Okazało się, że „Rebekę” kupiła wcale nie Irena Kudlińska, tylko Apolonia, i to wbrew życzeniu siostry, która wolała pochodzący z tej samej rewii tytułowy fokstrot „Yo-yo”:

 

Yo-yo, czy pani umie grać już w yo-yo? 
Gdy raz spróbujesz tej najnowszej manii, 
Piękna pani, 
Będzie także pasją twoją 
Yo-yo, yo-yo, yo-yo, yo-yo… 

Yo-yo, czy pani umie grać już w yo-yo? 

Jeżeli nie, to cię nauczę chętnie 
Bo namiętnie 
Uprawiam yo-yo, 
Najnowszą grę

Krążek w górę, krążek na dół i licz, 
To jest lepsze niż wyścigi i brydż!

Proces rzucił zupełnie nowe światło na motywacje sprawcy. Otóż żeby uniknąć kolejnej sprawy karnej, Henryk miał spłacać zmalwersowane pieniądze w ratach po 300 złotych. Termin mijał 15 listopada. Gdy w oznaczonym terminie Okonek raty nie wpłacił – relacjonował „Dobry Wieczór” – firma „Kredyt” zawiadomiła go, że jeśli nie otrzyma pieniędzy do dnia 30 listopada, wytoczy mu sprawę karną. W nocy z 30 listopada na 1 grudnia o godzinie 12:26 Okonek wysłał z Warszawy do kierownika firmy „Kredyt” depeszę następującej treści: „Wysyłam jutro, proszę poczekać”. 

Siostry Kudlińskie może nie były zamożne, ale Apolonia otrzymywała przyzwoitą pensję w wysokości 400 złotych i właśnie tego wieczora miała przynieść do domu wypłatę. Plan był dopracowany w szczegółach: puszczone głośno tango i woda w wannie zagłuszą krzyki ofiar; najpierw zginie Irena, a potem w przedpokoju – ciemnym, bo Okonek wykręcił żarówkę – Henryk zabije również Apolonię, zabierze jej pieniądze, zapakuje jeszcze do walizki kilka co cenniejszych rzeczy i spłaci ratę.

Reklama rewii Yo-yo, Wieczór Warszawski

Oskarżony podczas obserwacji w szpitalu psychiatrycznym usiłował się zabić

Prokurator żądał kary śmierci. I takiej też kary spodziewał się chyba sprawca, bo kiedy ostatniego dnia marca 1933 roku sąd skazał go na dożywocie, to, jak donosił dziennikarz „Kurjera Polskiego”, przyjął wyrok spokojnie, nawet jakby z pewną ulgą

W tej samej chwili na sali rozległ się płacz matki skazanego – tej matki, którą oficjalnie uśmiercił, żeby opowiadać wzruszająco o swojej melancholii. To ona zorganizowała obronę i zatrudniła wziętych adwokatówPo rozprawie pozwolono jej na widzenie, które potrwało półtorej godziny: Okonek rozporządził swym majątkiem, który składał się zasadniczo tylko z dwóch ubrań. Jedno ubranie zakrwawione, polecił oddać do pralni i ofiarować później jakiemuś biedakowi, drugie ubranie przeznaczył ojcu swemu.

Wyrok uwzględniał opinię biegłych psychiatrów, którzy uznali, że w chwili popełniania zbrodni Okonek miał nieco zmniejszoną poczytalność. Ale nie zadowolił on ani obrony, ani prokuratora, obie strony zapowiedziały apelację.

W październiku Henryka skierowano na wniosek biegłych na sześciotygodniowe badania w Tworkach. „Dzień Dobry!” podawało, że lekarze, którzy mieli oskarżonego pod ścisłą obserwacją, czynili to w ten sposób, by pacjent miał wrażenie, iż nie budzi żadnego zainteresowania. I właśnie w takich warunkach w drugi dzień Bożego Narodzenia Okonek usiłował popełnić samobójstwo, wieszając się w umywalni na pętli z ręcznika, przymocowanej do kaloryfera. Kaloryfer był umieszczony nisko, „samobójca” wręcz leżał na ziemi i żadnych fizjologicznych śladów duszenia nie stwierdzono. Drżał tylko, może z nerwów, może z zimna, bo to jednak lodowata posadzka szpitalnej łazienki pod koniec grudnia. Przyczyną dramatycznego kroku miało być rzekomo to, że zamordowana nawiedzała go w snach; głowę miała całą, niepokaleczoną i chciała mu coś powiedzieć, ale nie mogła, a on nie mógł się dowiedzieć, o co jej chodzi. Ale czy nie była to kolejna próba zrobienia z siebie chorego psychicznie?

Opinia biegłych liczyła czterdzieści stron maszynopisu. Odrzucono twierdzenie, że Henryk był kokainistą i popełnił zbrodnię pod wpływem narkotyku, zresztą sam przestał o tym wspominać. Eksperci doszli do przeświadczenia, że jedyna nienormalność Okonka polega na fantastycznych urojeniach. Jest to tylko lekkie odchylenie psychopatyczne, nie mające nic wspólnego z chorobą umysłową, a zatem miał całkowitą świadomość popełnianych czynów.

Pytany o to w sądzie dr Witold Łuniewski, dyrektor szpitala w Tworkach, powiedział:
– Każdy przestępca jest psychopatą. Ile razy jestem w więzieniu, mam wrażenie, że otaczają mnie sami psychopaci.
– A poza więzieniem – rzuca obrońca.
– Poza więzieniem też, ale już w mniejszym stopniu.

Kalinówna śpiewa Rebekę, NAC 

Karę ostatecznie zmniejszono z dożywocia do piętnastu lat pozbawienia wolności

Na sali sądowej oskarżony szeroko opowiadał o różnych sprawach – że w biurze nadano mu przezwisko „śpiącego rycerza”, że jest zboczeńcem i uprawiał sodomję; w dodatku posługiwał się napuszonemi frazesami, zdradzając kabotynizm – pisał dziennikarz „Wieczora Warszawskiego” w tekście pod znamiennym tytułem Morderca Okonek symulantem czy warjatem? Chyba był zresztą do niego uprzedzony, bo pisał wprost: jest to typ antypatyczny o tępym wyrazie twarzy. 

Ostatecznie 2 marca 1934 roku sąd apelacyjny, uwzględniając opinię biegłych, że Okonek jest typem o cechach patologicznego zwyrodnienia, zmniejszył karę z dożywocia do piętnastu lat pozbawienia wolności. 

Jedno jednak nie daje mi spokoju – choć nie wątpię, że było to morderstwo z premedytacją – otóż oskarżony twierdził, że Irenka Kudlińska napisała list pożegnalny w małym notesiku w zielonej okładce. Świadkowie widzieli ten notes na miejscu zbrodni – odnalazł się potem, ale już bez okładki i wydartych kilku pierwszych stron. Kto wie, czy Okonkowi, z jego skłonnością do fantazjowania, zdolnościami do blagi i manipulacji nie udało się faktycznie na tyle omotać zakochaną w nim dziewczynę, że myślała o samobójstwie? Jeśli nawet, nie czyni to go ani o jotę mniej winnym. 

Za: „Tajny Detektyw” 50/1932 z 11 XII 1932; „Dobry Wieczór” z 3 XII 1932, 16 VII i 26 X 1933; „Dobry Wieczór” z 30 III 1933; „Dzień Dobry” z 31 III, 15 VIII i 27 X 1933 oraz 2 III 1934, „Express Kaliski” z 3 XII 1932, „Express Mazowiecki” z 4 XII 1932, „Express Poranny” z 2, 3 i 5 XII 1932, 31 III i 15 VIII 1933. „Kurjer Polski” z 2 XII 1932, 1 IV i 17 VIII 1933 i 2 III 1934, „Kurjer Poranny” z 2 XII 1932; 31 III i 27 X 1933, „Kurjer Warszawski” z 2 XII 1932, 31 III i 27 X 1933, „Światowid”, „Wieczór Warszawski” z 30 III i 26 X 1933 oraz 11 II i 1 III 1934.

Najbardziej dziś znana wersja, śpiewana przez Ewę Demarczyk, ma nieco inne słowa, ale oryginalny szlagier brzmiał właśnie tak, co wiemy z nut wydanych w roku 1933.

 

Jacek Dehnel
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Jacek Dehnel: Młotek poety
Proszę czekać..
Zamknij