Dlaczego nauczyciele wolą pracować z chłopcami? Czy dobrze jest komplementować dziewczynki? Czy będąc matką, warto się malować? Stereotypy i wątpliwości w rozmowie z Olgą Święcicką rozwiewa Magda Korczyńska, autorka bloga Jak wychowywać dziewczynki.
Do założenia bloga skłoniły cię badania, które przeczytałaś, będąc już mamą Ewy i Basi. Wynikało z nich, że już 6-latki wierzą, że są mniej mądre od chłopców. Ty na stanie miałaś 4- i 2-latkę, i poczucie, że czasu na zmianę masz mało. Od czego zaczęłaś?
Od siebie. Wychowywanie dzieci, a szczególnie dziewczynek, to codzienna walka ze swoimi przekonaniami. Jestem już na tej drodze ponad cztery lata i widzę, że świadome wychowanie nie tylko owocuje u moich córek, lecz także na mnie samą działa terapeutycznie. Dziewczynki uruchomiły we mnie wiele wspomnień z dzieciństwa i pokazały zachowania moich rodziców, które niekoniecznie chciałabym im przekazywać. Dzięki córkom uświadomiłam sobie te automatyzmy i zaczęłam podchodzić do nich krytycznie. Dawniej pewnie machnęłabym ręką, słysząc seksistowski żart przy rodzinnym stole. Teraz, kiedy wiem, że słuchają tego moje córki, reaguję inaczej. O dziwo, pomaga to i im, i mnie.
Wspomniałaś dzieciństwo. Jakie ono było?
Odebrałam bardzo stereotypowe wychowanie, do tego w katolickiej rodzinie. Byłam najstarsza z czwórki rodzeństwa, więc musiałam przecierać szlaki. Moi rodzice wychowali mnie pod kloszem, nie tylko fizycznie, zabraniając mi wielu rzeczy, lecz także mentalnie, karmiąc mnie przekonaniem, że dziewczynkom wielu rzeczy nie wypada. Miałam być grzeczna i ułożona. Pasować do schematu. To tradycyjne wychowanie zaowocowało tym, że sama wychowuję swoje córki na kontrze. Czasem pewnie za mocnej, ale wynika to z niezgody na to, jak sama byłam chowana.
Gdybyś mogła cofnąć czas, co byś powiedziała tej grzecznej małej Madzi?
Że może się zbuntować. A nawet – że bunt jest dobry. I nie trzeba się z nim ukrywać, co często ma miejsce przy restrykcyjnym wychowaniu. A jak wiadomo, robienie rzeczy w ukryciu bywa niebezpieczne. Powiedziałabym sobie, że mam prawo być inna i nie muszę wpasowywać się w żaden schemat.
Dzisiejsze dzieci słyszą takie słowa od swoich rodziców?
Obawiam się, że rzadko. Cały czas mamy dużą sztywność w kwestii wychowania. Na moim blogu sporo kontrowersji wywołał na przykład temat lalek dla chłopców i męskiego wyglądu. W tym obszarze dziewczynki mają więcej swobody, bo jakoś utarło się, że mogą być „chłopczycami” albo nosić się „po męsku”. Za to chłopcy z długimi włosami cały czas muszą mierzyć się z komentarzami. I wiem, że dla rodziców taka decyzja dziecka bywa kłopotliwa.
A z czym mierzą się dziewczynki?
Dziewczynki w przekonaniu wielu osób mają być grzeczne i spokojne. Zdarza mi się usłyszeć komentarz, że moje córki są zbyt dynamiczne, za głośne. Drugi silny stereotyp to wygląd. Dziewczyny są dyscyplinowane ubraniem, przerzuca się na nie odpowiedzialność za reakcje chłopców. W związku z tym całe życie słyszą, że tak nie wypada, to za krótkie, tam nie odsłaniaj. Chłopcy nie są poddawani aż takim regulacjom.
Sama mam córkę i zastanawiałam się kilkakrotnie, czy malując się, nie przekazuję mojej córce podprogowego komunikatu, że kobieta nie może funkcjonować bez makijażu.
Długo się nad tym zastanawiałam, tym bardziej że moja córka kiedyś zapytała mnie o to wprost. „Mamo, po co się rzęsujesz?”. Zupełnie nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Lubię malować rzęsy, bo mam wrażenie, że moje oko tak lepiej wygląda. Ale czy muszę robić to codziennie? Wydaje mi się, że dobrym pomysłem jest pokazywanie się swojej córce w różnorodności. Nie ma nic złego w malowaniu się, ale fajnie, żeby dziewczynki zobaczyły, że to nie jest konieczność. Od kiedy mam córki, maluję się rzadziej. Kiedyś bez tuszu i pudru czułam się niekomfortowo, teraz lubię swoją twarz bez makijażu. Myślę, że zastanawiając się nad tym, warto zadać sobie pytanie, po co to robię. Dzieci świetnie wychwytują wszystkie nieszczerości.
À propos, na swoim instagramowym profilu poruszyłaś ciekawy wątek dotyczący popularnego hasła „girl power”. Zastanawiałaś się, czy fair jest mówić dziewczynkom, że mogą wszystko, w świecie, który jednak do tego nie dorasta.
Do tej myśli długo dojrzewałam. Kiedyś wydawało mi się, że jak skonfrontuję córki z prawdą o świecie, to zrobię im krzywdę. Podetnę skrzydła. Dziś mam inne zdanie na ten temat. Badania pokazują, że w Polsce do pełnej równości płci dojdzie za minimum 106 lat. Moje córki tego raczej nie dożyją, więc warto już dziś mówić im, jak wygląda rzeczywistość i z czym będą musiały się mierzyć. Oczywiście nie ma nic złego w mówieniu, że dziewczyny mają moc, ale staram się już teraz jak najwięcej rozmawiać z nimi o nierównościach i tłumaczyć, z czego wynikają. Widzę zresztą, że moja starsza, 9-letnia już córka wiele z tych rzeczy zauważa. Dzieci widzą więcej, niż nam się wydaje, więc ukrywanie przed nimi faktów nie przynosi dobrych efektów.
Co na przykład widzą?
Że nauczyciele poświęcają więcej czasu chłopcom. Niby dlatego, że są rozbrykani czy mniej skupieni, ale to powoduje u dziewczyn przekonanie, że są mniej ważne. Z badań wynika, że nauczyciele mają inne oczekiwania w stosunku do ucznia i uczennicy. Ten pierwszy ma być kreatywny i odważny, dziewczynka – spokojna i grzeczna. W efekcie nauczyciele deklarują, że wolą pracować z chłopcami, bo z dziewczynami jest po prostu nudno. Są przewidywalne i zachowawcze.
Ale przecież nie są takie z natury.
Oczywiście. Trzeba to powiedzieć raz, a dobrze. Różnice między płciami u dzieci do momentu dojrzewania są niewielkie, tymczasem wiele osób wierzy, że rodzimy się z zestawem cech męskich i damskich. To nieprawda. Dorośli po prostu popychają swoje dzieci w stronę aktywności, które kojarzone są z płcią. Dziewczynkom daje się do zabawy lalki, a chłopcom klocki. To nasze działanie programuje zachowanie dzieci. Warto więc od samego początku dawać dzieciom wybór w zabawie, bo potem trudno jest nadgonić braki.
Który z dziewczyńskich tematów rozpala komentarze pod twoimi wpisami do czerwoności?
Zdecydowanie komplementy. Ile razy napiszę, że mówienie dziewczynce non stop, że jest śliczna, pięknie wygląda, ma cudowne włoski i słodkie usta, to robienie dziecku krzywdy, tyle razy słyszę głosy oburzenia. I to zwykle od innych kobiet, które piszą mi, że przesadzam i się czepiam, bo komplementy są miłe. Dostaję wiadomości, że przecież każda kobieta lubi czasem usłyszeć, że jest piękna. Ja to wiem i ja też czasem lubię. Wydaje mi się jednak, że warto komplementować w mądry sposób. Dziewczynka, która bez przerwy słyszy komentarze na temat rzeczy, na które de facto nie ma wpływu – jak włosy, usta czy nosek – wzrasta w poczuciu, że jej wartość sprowadza się do wyglądu.
Jak więc komplementować z głową?
Komentować efekt. Pochwalić córkę, że ładnie dobrała kolory albo że stworzyła fajny zestaw. Dzięki temu uwagę przekierowujemy na działanie, dajemy jej poczucie sprawczości. Jeśli osoba trzecia komplementuje nasze dziecko, warto przekierować rozmowę. Przyznać, że oczka ładne, ale dopowiedzieć coś o osiągnięciach dziecka. Badania pokazują, że sposób chwalenia wpływa bezpośrednio na motywację dziecka. Chłopcy, których komplementuje się za osiągnięcia, dorastają w poczuciu, że wszystko jest kwestią wysiłku. Za to dziewczynki słyszą tylko uwagi o wyglądzie i mają poczucie, że to jedyna droga do sukcesu, która też często skazana jest na porażkę. Bo przecież na to, jak wyglądają, nie mają aż takiego wpływu.
Niech lepiej więc siedzą cicho i się nie wychylają. To przykre i cieszę się, że z takim zacięciem walczysz z tymi stereotypami. Zdarzają ci się jeszcze rodzicielskie wpadki?
Oczywiście. Mam w sobie imperatyw grzecznej dziewczynki i zdarza mi się użyć tego słowa, zanim ugryzę się w język. Czasem też łapię się na myśli, że czegoś nie wypada. Szczególnie gdy jestem z córkami w dużej grupie albo w przestrzeni publicznej. Moja młodsza córka jest dość charakterna, głośno i zdecydowanie wyraża swoje zdanie. Chcę jej na ten bunt pozwalać, ale z drugiej strony, spotykam się z komentarzami, że ona mnie nie szanuje, na zbyt dużo sobie pozwala. Nie chcę wychować jej, używając autorytetu siły, ale niektóre jej zachowania bywają dla mnie trudne. Moimi emocjami nikt się przejmował, gdy byłam dzieckiem, więc ja się tego uczę razem z nią. Bywa ciężko.
Mnie po lekturze twojego bloga zrobiło się ciężko, bo nagle zdałam sobie sprawę, w ilu obszarach moja córka będzie musiała mierzyć się ze stereotypami i przeraziłam się, że nie dam rady nad tym wszystkim zapanować.
Nikt nie da. Dziecko wychowuje cała wioska, a nasz wpływ stosunkowo szybko się kończy. Najważniejsze to rozmawiać, wychwytywać wszystkie nierówności i kontrować. Nie da się tego zrobić bez odrobiny luzu. Trzeba zaufać dzieciom, bo one są mądre i potrafią niezależnie myśleć, jeśli im pokażemy, jak robić to w krytyczny sposób. No i warto żyć w zgodzie ze sobą. Pokazywać córce swoje słabości, opowiadać o trudnościach. Nie karmić mitem superbohaterki, bo one na szczęście nie istnieją.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.