Małgorzata Karpiuk stworzyła kostiumy do oscarowego filmu „Strefa interesów”. – Gdy weszłam głęboko w research, zobaczyłam zupełnie inne oblicze wojny – rauty SS-manów, niesamowite kreacje, przyjęcia w letnich i zimowych rezydencjach – wspomina pracę na planie.
Małgorzata Karpiuk zaczyna pracę od researchu. Potem pytania tylko się mnożą. Do polskich kin niedawno trafił, nagrodzony właśnie dwoma Oscarami, film „Strefa interesów” w reżyserii Jonathana Glazera. To historia Rudolfa Hössa, komendanta nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau i jego żony Hedwigi, zamieszkałych w willi z pięknym ogrodem przyklejonym do obozowego muru, za którym odbywa się masowa eksterminacja. – Przy tworzeniu kostiumów bazowałam na zapisach, podaniach świadków, dokumentach, literaturze. Dużo czasu spędziliśmy na wertowaniu zbiorów muzeum w Auschwitz. Na ich podstawie sporządziłam notatki i zrobiłam pierwsze szkice – opowiada. Gdy przygotowywała się do zdjęć, postanowiła zupełnie zaniechać oglądania wszystkiego, co fabularne i fabularyzowane, a porusza tematy wokół wojny i zagłady. – Gdy weszłam głęboko w research, zobaczyłam zupełnie inne oblicze wojny, takie, o którym nie myślałam dotychczas. Rauty SS-manów, niesamowite kreacje, przyjęcia w letnich i zimowych rezydencjach – wspomina. Zgłębiła życiorysy bohaterów. – Wywodzili się ze Związku Artamanów, ruchu wspólnot rolniczych. Chcieli mieć kawałek ziemi, uprawę, zwierzęta. Awansowali do klasy, do której mieli nigdy nie należeć – tłumaczy. To dlatego zdecydowała się kostiumy Hedwigi oprzeć na lekkim niedopasowaniu, które z reżyserem dostrzegli na archiwalnych zdjęciach rodziny Hössa. Jej stroje są czasem niezgrabne, jakby zawłaszczone, przysposobione, stanowią swoiste przebranie, tak dla niej nienaturalne, że aż krępujące ruchy.
Większość kostiumów do „Strefy interesów” Małgorzata Karpiuk stworzyła od zera
– Niemal wszystkie kostiumy stworzyliśmy od zera na podstawie fotografii. Hedwiga miała dostęp do ubrań z magazynu Kanada (barak na terenie obozu Birkenau, do którego trafiała odzież zagrabiona ofiarom zagłady), kilka krawcowych na usługach, buty, o których nikomu się wówczas nie śniło. Uznaliśmy, że jej kostiumy powinny być nowe, wyglądać na zrobione przed miesiącem, nieznoszone, bez patyny – opowiada i dodaje, że współpraca z reżyserem, który dokumentację do filmu robił przez wiele lat, okazała się dla niej niezwykle stymulująca. Glazer miał ten nawyk, który i ona ma od zawsze – wszystko podawał w wątpliwość. – Zadawał mi wiele szczegółowych pytań o znaczenie elementów stroju, dla każdego wymagał uzasadnienia. Każda długość, kształt, kolory odgadnięte przez nas z czarno-białych zdjęć, takie uzasadnienie mają – tłumaczy. W tym projekcie musiała zwrócić uwagę na najdrobniejszy detal. Zdjęcia realizowano symultanicznie dziesięcioma kamerami 6K zapewniającymi niezwykłą ostrość obrazu i zazwyczaj widzialność 360 stopni. W ich oku wyraźnie widać każdy guzik, przeszycie, fakturę materiału. To, co w pracy stanowiło wyzwanie, sprawia, że jej koncept doskonale wybrzmiewa. Poprzez odrzucenie wzorów i utrwalonego w popkulturze wizerunku rodzin SS-mańskich udało się stworzyć zupełnie nowy typ bohaterki. Każdy element jej stroju przypomina o sprytnej mechanice systemu.
Cały tekst przeczytasz w kwietniowym wydaniu „Vogue Polska”, którego tematem przewodnim są pokolenia. Teraz numer możesz zamówić z wygodną dostawą do domu
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.