Jak przestać być people pleaserem i swoje potrzeby postawić na pierwszym miejscu?
Jest zawsze chętny do pomocy i skory do poświęceń. Jednak za jego altruizmem i uprzejmością często kryje się strach przed odrzuceniem. Dążąc do społecznej akceptacji, stopniowo zatraca siebie. O syndromie people pleasera opowiada psycholożka Karina Kolber.
Dla odrobiny akceptacji i sympatii jest w stanie zrobić wiele. Nawet kosztem swoich potrzeb i pragnień. Syndrom people pleasera to syndrom zadowalania innych. Osoby doświadczające go stawiają dobro innych ponad swoje, czując nieustanną chęć wyręczania innych osób. – Osoba będąca people pleaserem ma w sobie przekonanie, że inni są ważniejsi od niej, że potrzeby innych powinny być szybciej zaspokojone, a jej znajdują się gdzieś na końcu i nie są warte uwagi – tłumaczy psycholożka Karina Kolber. Dlatego kiedy taka osoba zostanie poproszona o pomoc, nigdy nie odmówi. Nawet jeżeli będzie stanowiło to dla niej wyzwanie.
People pleaser czuje presję zadowalania innych
Syndrom people pleasera charakteryzuje się także chronicznym przepraszaniem w sytuacjach, w których osoba nie poniosła realnej winy. Bierze na siebie wówczas odpowiedzialność za innych, robi wszystko, żeby unikać konfliktów i sprzeczek, często kosztem swoich przekonań. „Zadowalacz” za wszelką cenę będzie próbował dopasować się do otoczenia, ukrywając swoje zdanie. Odczuwa przymus, aby zadowalać innych. Jego nadmierną życzliwość raz wykorzystaną trudno zatrzymać. – Mówimy tu także o chęci dogodzenia wszystkim, o takim pragnieniu, aby spełnić oczekiwania wszystkich, co jest niemożliwe. O przypisywaniu wszelkich porażek sobie i swoim cechom, a nie czynnikom zewnętrznym – mówi Karina Kolber. Psycholożka zauważa, że poczucie własnej wartości u people pleaserów jest całkowicie uzależnione od zdania innych osób. – Jeśli nie ma poczucia, że jest wartościowy, może nie dostrzegać swoich potrzeb, może nie chcieć ich zaspokajać, bo uważa, że na to nie zasługuje – wyjaśnia ekspertka.
Jakie są przyczyny rozwoju osobowości zadowalacza?
Przyczyny takich zachowań są różne, ale bardzo często zakorzenione w dzieciństwie. – W pracy gabinetowej spotykam się ze stwierdzeniami typu „rodzice nauczyli mnie, że moje potrzeby nie są ważne, że nie ma miejsca na to, abym okazywał emocje, że nikogo nie obchodzi moje zdanie”. W takiej sytuacji dziecko, chcąc przetrwać w tym systemie rodzinnym, zaczyna przyjmować tę narrację i z biegiem czasu staje się ona dla niego po prostu prawdą. W dorosłym życiu powiela zachowania w przekonaniu o ich słuszności, co niekiedy prowadzi do bycia ofiarą wykorzystywania na różnych płaszczyznach – zauważa Karina Kolber.
Osoba zgadza się na to z lęku przed odrzuceniem. Nie protestuje, wierząc, że taka postawa pozwoli jej poczuć się akceptowaną i lubianą. – Również dlatego unika konfliktów. Jeśli z różnych względów, szczególnie związanych z trudnym dzieciństwem, wykształciła w sobie przekonanie, że kłótnie to coś złego i coś, co jej zagraża, może robić wszystko, aby do nich nie dopuszczać. Tym samym nie konfrontuje innych i przeprasza nawet za nie swoje winy – mówi psycholożka.
Syndrom people pleasera może wiązać się także z zaburzeniami osobowości. – Najczęściej mówimy tu o osobowości zależnej, która charakteryzuje się trudnościami z byciem samodzielnym, z przekonaniem o własnej niekompetencji i bezradności. W takim przypadku osoba bardzo chce, aby jej życie było zaprojektowane przez innych ludzi – dodaje.
Jakie są konsekwencje bycia people pleaserem? Presja zadowalania innych przynosi rozczarowanie i frustrację
Zatracanie siebie i pomijanie swoich potrzeb nie pozostaje obojętne dla dobrostanu psychicznego. – People pleaser paradoksalnie często odczuwa frustrację. Zauważa, że nie ma czasu dla siebie, że nie zaspokaja swoich potrzeb, ale presja bycia miłym, pomocnym i serdecznym naciska zbyt mocno, aby z tego zrezygnować – podkreśla Karina Kolber. Osoba żyje w ciągłym stresie. Chce zadowolić wszystkich i wszędzie, ale nie zawsze jest to możliwe. W konsekwencji jest wyeksploatowana, rozdrażniona, zmęczona psychicznie i fizycznie. – W mojej pracy zauważam, że ten najbardziej bolesny moment przychodzi wtedy, kiedy zdaje sobie sprawę, że im więcej daje innym, tym z mniejszym szacunkiem się spotyka. Łączy się to z aspektem sprawiedliwości – jak to jest, że daję od siebie 110 proc., a ktoś nie potrafi mi chociaż podziękować? To często moment przełomowy, w którym osoba zauważa swoją postawę i chce powoli zacząć stawiać siebie na pierwszym miejscu – wyjaśnia psycholożka.
Moment refleksji, że asertywność nie jest równoznaczna z egoizmem, to często pierwszy krok do tego, by zacząć walczyć u siebie z syndromem people pleasera
– Stawianie siebie na pierwszym miejscu to niezbędny element zdrowia psychicznego i nie jest on tożsamy z egoizmem w czystej postaci. Można stawiać innym granice, a jednocześnie być miłym, uprzejmym i pomocnym człowiekiem. Warto, żeby people pleaser to odkrył – radzi psycholożka. I zwrócił uwagę na swoje granice. Co sprawia, że czuje się niekomfortowo, a co daje mu radość i prawdziwą satysfakcję. – Pomocne byłoby zapisanie sobie tych sytuacji w notatniku i wracanie do nich co jakiś czas, aby monitorować swoje postępy. Zamiast koncentrować się na potrzebach innych, warto zastanowić się nad swoimi – jakie są moje potrzeby i jak mogę je zaspokoić? Co mogę zrobić, aby poczuć się ze sobą lepiej? Jakie wyznaję wartości? To może być początkowo bardzo trudne, zważając na to, że większość czasu osoba spędzała na zadowalaniu innych, ale jest to niezbędny element poznania siebie – zaznacza Karina Kolber.
Jak radzić sobie z presją zadowalania innych i przestać być people pleaserem?
Efektywne, zdaniem psycholożki, będzie wyznaczanie pewnych limitów. Ocena, na ile osoba może pomóc innym, aby jej to nie raniło. – Jeśli na ten moment nie jest w stanie odmówić koleżance, to może pomocne będzie dla niej ustalenie limitu, np. będzie zajmować się psem koleżanki przez dwie godziny (a nie cały dzień), bo później jest zajęta. Ważne, aby przestać działać automatycznie – przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji warto dać sobie chwilkę na rozważenie zysków i strat z jej podjęcia. Przy czym zwrócić uwagę, czy te zyski (np. „jeśli się zgodzę, to ludzie będą mnie szanować”) nie są zniekształcone i dokąd nas zaprowadzą w dalszej perspektywie – dodaje ekspertka. Niekiedy, jak mówi Karina Kolber, konieczna może okazać się także specjalistyczna pomoc psychologa albo psychoterapeuty: – Proces odkrywania swoich potrzeb wymaga sporego wkładu czasu i wysiłku. Warto pamiętać, że ludzie zawsze „jakoś” nas ocenią i często nie mamy wpływu na to, czy ta ocena będzie negatywna, czy pozytywna. Najważniejsze jest żyć w zgodzie ze sobą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.