Dla osób zmagających się z zaburzeniami odżywiania przymusowa izolacja jest szczególnie trudna. Żeby im pomóc, dziewczyny, które same pokonały anoreksję i bulimię, dzielą się sposobami radzenia sobie z trudnościami.
Kawałki schabowego najłatwiej upycha się w długie i szerokie rękawy bluzek. Wystarczy chwila nieuwagi mamy, by schować mokre kawałki tłustego mięsa. Kilkanaście powtórzeń i można odejść od stołu, grzecznie podziękować i spokojnie spuścić posiłek w toalecie. – Wszystko zjedzone? Możesz iść – mama stosowała zasady, których złamanie groziło karą. Jednocześnie, sama nie stosowała się do żadnych zasad gotowania, więc niejadalne posiłki częściej niż trasę widelec – usta – żołądek pokonywały drogę widelec –rękaw – kibel.
Zdecydowanie gorzej wychodziło Laurze kombinowanie ze śniadaniami, bo suchej bułki ze znienawidzonym od zawsze masłem i spoconym serem nie da się przecież pokroić, więc przeżuwała breję, powstrzymując odruch wymiotny i licząc, że przy odrobinie szczęścia uda jej się wypluć przynajmniej część kanapki na serwetkę.
Szefowie kuchni często wzorują się na smakach z najmłodszych lat. „A jaki jest twój ulubiony smak z dzieciństwa?” – przeczytała pytanie w nagłówku jednego z wywiadów. Pomyślała, że dopóki w gimnazjum sama nie nauczyła się gotować, uważała, że jedzenie jest po prostu… niedobre. Zdecydowanie mniej niedobre jest niejedzenie niczego. Kilka miesięcy później Laura stanęła w samej bieliźnie w gabinecie lekarskim i otrzymała diagnozę – niedożywienie, anoreksja.
„Moje ciało jest jak pinata” – Klaudia czyta mi fragment swojego pamiętnika sprzed kilku lat. Doskonale pamięta dzień, w którym postanowiła, że zwróci wszystko, co zjadła na deser. Na wakacjach all inclusive kolorowe lody serwowane bez ograniczeń codziennie spływały tęczowym strumieniem w ekskluzywnej toalecie jej pokoju.
Gdy rok później z płaczem przyznawała się do bulimii swojej mamie, nie potrafiła jej odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Zawsze czuła się niewystarczająca, nie dość dobra, nie tak piękna jak koleżanki z klasy, nie tak mądra, jakby rodzice tego sobie życzyli, nie tak wysportowana jak nowa dziewczyna byłego chłopaka. Objadając się, a potem zwracając kolorową masę cukierków, czekolad i ciastek, początkowo czuła rodzaj ulgi. Ukojenie z biegiem czasu zmieniło się jednak w poczucie winy i lęk. „Pinata wypełniona słodyczami, której nie rozbija ktoś inny, tylko ja sama” – mówi Klaudia. Z bulimią walczy nadal, wciąż uczy się też prosić o wsparcie.
Klaudia i Laura walczą z zaburzeniami odżywiania. Tak jak ponad 70 mln osób na świecie. 70 mln osób cierpi, bo nie może spojrzeć na siebie w lustrze. Nie może z przyjemnością zjeść posiłku, odejść od stołu i zająć myśli czymś innym. Wymyka się po kryjomu do łazienki, by włożyć w usta dwa palce. Kompulsywnie się waży. Okłamuje partnera albo partnerkę, rodziców i siebie. Myśli, że już nigdy z tego nie wyjdzie. Wiele z nich cierpi na depresję, nerwicę i czuje się w swojej chorobie bardzo samotnie.
Byłyśmy tam. Przechodziłyśmy przez to wszystko. Dlatego teraz, w szczególnie ciężkim dla osób zmagających się z zaburzeniami odżywiania czasie, jakim jest izolacja ze względu na pandemię i przymus pozostania w domu, dzielimy się naszymi doświadczeniami i mówimy: „Hej, nie jesteś sam/-a”. Rezygnujemy z anonimowości, żeby odtabuizować bulimię, anoreksję i inne formy zaburzeń.
Ola Pakieła: Popatrz na siebie z miłością
Polonistka, copywriterka, dziennikarka. Po godzinach pracy recenzuje książki, pisze i uczy się w Polskiej Szkole Reportażu. Kocha swojego kotka, domowe rośliny i wycieczki na Mazury. W czasie pandemii uczy się słuchać własnego ciała i akceptować jego wady.
Przez całe życie znajdowałam w swoim ciele coś, do czego mogłabym się przyczepić. W podstawówce wydawało mi się, że mam zbyt ciemną skórę na kolanach i nie nosiłam innych spodni niż rybaczki. W gimnazjum nazwałam kilka krostek trądzikiem. Kąpałam się przy zgaszonym świetle, zasłoniłam też wszystkie lustra w domu, żebym nie musiała patrzeć na swoją twarz. Postanowiłam odmawiać przyjmowania posiłków. Pod koniec gimnazjum ważyłam niecałe 44 kg. Na studiach, po rozstaniu z chłopakiem, który zwracał uwagę na moją fałdkę na brzuchu, zaczęłam ćwiczyć na siłowni. Tak, jak mówią w motywacyjnych filmikach – na sto dwadzieścia procent. Wstawanie o 6 rano, bieg na siłownię, z siłowni do pracy, z pracy na studia, z zajęć do domu, na szybki trening i spać. Codziennie. Byłam na haju. Zauważyłam, że mogę jeść tyko ok. 500 kalorii dziennie i ciągle miałam energię. Zaczęłam nosić crop topy, eksponowałam płaski brzuch i kontynuowałam codzienną harówkę. Nagle wszystko zaczęło się sypać. Organizm nie wytrzymał – mdlałam z głodu, zasypiałam w pracy, zawalałam studia. Zaczęłam kompulsywnie się objadać. Bulimia wciągnęła mnie w swoją otchłań, zapraszając do niej depresję, autoagresję i skrajnie niskie poczucie własnej wartości. Przez prawie dwa lata myślałam, że nie znajdę wyjścia, że już nigdy nie będę mogła zjeść ze smakiem drożdżówki z kruszonką, nie stresując się, czy uda mi się ją później spalić lub zwymiotować.
Pisząc te słowa, jem babeczkę z budyniem. Jest pyszna. Jedząc, skupiam się na tym, jak bardzo mi smakuje. Z zaburzeń odżywiania da się wyjść. Jak? Cierpliwie i powoli.
Po pierwsze, odczep się od siebie. Przestań kawałek po kawałku skanować swoje ciało wzrokiem. Odkryj lustra, spójrz na siebie całościowo i z miłością. To banał? Cóż, bez tego nie pójdziesz dalej. Po prostu musisz siebie zacząć kochać i słuchać potrzeb swojego ciała. Po drugie, jedz. Możesz na początku liczyć kalorie, bo teraz prawdopodobnie jesz ich za mało. Głodne ciało dopomina się o swoje. Po trzecie, nie chodź do sklepu, gdy wiesz, że możesz dostać napadu zakupowego na przygotowanie „uczty”. Jedz dużo warzyw i owoców, ale pozwalaj sobie na ulubione przysmaki, pilnując, żeby nie były one „zapalnikami”, które uruchamiają twój napad objadania się. Gdy się potkniesz, nie wyrzucaj sobie tego. Trudno, stało się. Twoim celem jest wyzdrowienie, więc otrzep się i próbuj dalej.
Chodź na spacery i – mimo maseczki na twarzy – oddychaj. Zdziwi cię, jak wiele daje oddech. Odstaw wagę do szafy. Rozwiń matę i zacznij ćwiczyć jogę lub medytuj. Czujesz się źle? Zapisuj swoje emocje. Po prostu weź kartkę i długopis i pisz o wszystkim, co ci przyjdzie do głowy. Zdziwisz się, jaką ulgę przyniesie ci przyjrzenie się własnym odczuciom. I najważniejsze, nie bój się prosić o pomoc. Nie bój się mówić o swoim problemie. Jeśli masz taką możliwość i czujesz taką potrzebę, zapisz się na terapię.
Pamiętaj, że masz w sobie dużo siły, nawet jeśli wydaje ci się w tym momencie, że jesteś słaba/słaby. Nie jesteś. Jeśli mi się udało, to tobie też. Jeszcze spotkamy się w kawiarni na drożdżówkę. Trzymam za ciebie mocno kciuki.
Magdalena Falińska: Nie bój się prosić o pomoc
Współtworzy projekt @JakWychowywacDziewczynki. Fanka Madonny, Michała Witkowskiego, jogi i Kuchni Pełnej Niespodzianek.
Do dziś nie cierpię określenia „comfort food”. Pocieszanie się jedzeniem? Nie tędy droga. Bulimia nie jest problemem głodu lub ciała. To problem emocjonalny. W moim domu jedzenie było nagrodą lub rodzajem pocieszenia. Rozdzielenie go od emocji było momentem przełomowym w radzeniu sobie z chorobą, z którą borykałam się prawie trzy lata. Jak mi się ją udało pokonać? Nie od razu, nie z dnia na dzień, ale małymi kroczkami.
Ważne jest to, by uświadomić sobie, że jedzenie nie służy do kontrolowania emocji. To biologiczna czynność i nie może służyć do uspokajania. Ataki objadania, których doświadczasz, to zagłuszanie własnych emocji. Zobacz, jak wiele z nich ma swoje źródło w brzuchu. Czujesz motyle, gdy się zakochasz, czujesz napięcie przed ważnym egzaminem… Zamiast kompulsywnie jeść – oddychaj. Kieruj swój oddech do miejsca, w którym czujesz pustkę. Warto także pomachać szczęką. Serio! Rozluźnienie obszarów, które zwykle rozluźniane są przez kompulsywne jedzenie, sprawia, że schodzi z nas napięcie i stres.
Zastanów się, czego się dzisiaj boisz. Jeśli potrzebujesz wsparcia, poproś, żeby przyjaciółka częściej dzwoniła i pytała, co u ciebie.
Gdy opublikowałam w „Szajn” mój bulimiczny coming out, myślałam, że ludzie będą reagować na to bardzo emocjonalnie, a znajomi odbiorą moją chorobę jako coś strasznego. Dla nich straszne było jedynie to, że cierpiałam w samotności tyle czasu. Nie bój się prosić o pomoc, gdy tego potrzebujesz. W otoczeniu dobrych ludzi przejdziesz przez ten trudny czas łagodniej.
Nie postanawiaj sobie, że nigdy się nie objesz. Postanów, że nigdy nie zwymiotujesz. Objesz się jeszcze nie raz i nie dwa. Trzeba będzie to wtedy wziąć na klatę. Skup się wtedy na tym, jak się czujesz. Na tym, że ci źle, że boli cię ciało. Ponieś za to odpowiedzialność i nie uciekaj. Doświadczenie tego nieprzyjemnego uczucia może cię wiele nauczyć.
Boisz się, że przytyjesz? Zaufaj swojemu ciału, ono naprawdę wie, co jest dla niego dobre. Jeśli twój organizm wyzdrowieje, metabolizm także przyspieszy.
Bardzo ważne jest także to, żeby jeść określoną liczbę kalorii. Gdy za mało jesz, organizm chce cię obronić – ma atak, żeby przywrócić ci energię. W czasie pandemii w artykułach znajduję określenia: „nie wychodzisz z domu, więc musisz jeść mniej”. Nie czytaj tego. Nawet ludzie będący w śpiączce otrzymują ok. 1400 kcal w kroplówce. Potrzebujemy energii do tego, żeby żyć!
Mam świra na punkcie kotów. Któregoś dnia spojrzałam na mojego pupila i zadałam sobie pytanie: Czy ja bym głodziła mojego kota? Czy włożyłabym mu palce do ust, żeby zwymiotował? Zaczęłam myśleć o swoim ciele jak o zwierzęciu. Nie mogę go głodzić, bo zaatakuje, by uzupełnić kalorie. Zwierzę czasem odczuwa lęk. Warto je wtedy przytulić i z nim rozmawiać. Objedzenie się nie będzie przecież dla niego przyjemne.
Gdy wiesz, że coś się może stać, skup się na sobie. Praktykuj jogę, dotykaj swojego ciała, przyglądaj się sobie z czułością. Minęło kilka ładnych lat, od kiedy czuję się zdrowa. Jestem uważna na siebie. Chodzę na terapię, medytuję, ćwiczę jogę. Po bulimii zostało mi zaburzone jedzenie w czasie większego stresu. Nie martwię się tym – to sygnał ostrzegawczy, żeby zwolnić tempo, zacząć głęboko oddychać i nie zapominać o tym, że powinnam być dla siebie najważniejsza.
Bulimia to nawyk i uzależnienie. Spotykamy się z narracją, że „nigdy się z tego nie wychodzi”. Łatwo sobie to tak tłumaczyć. Zaakceptować chorobę. Musisz wiedzieć, że możesz to przerwać. Możesz z tym skończyć już dziś.
Dominika Śliwińska-Chrząszcz: Znajdź drogę do zdrowia
Instruktorka fitness, tańca, dietetyczka, autorka treningu TWERKOUT Fitness Poland. Rozpoczęła nowy, kobiecy projekt „Rozmowy nocą, czyli dancing in the moonlight po naszemu”.
W wieku 15 lat ważyłam ok. 90 kg. Zachorowałam na grypę żołądkową i moja waga w bardzo krótkim czasie gwałtowanie spadła. Grypa skończyła się, a ja kontynuowałam jej sztuczne podtrzymywanie. Udawałam niewiedzę, ale doskonale wiedziałam, czym jest bulimia. Żyłam tak przez prawie trzy lata. Gdyby opisać wszystkie metody pozbywania się jedzenia z żołądka, które stosowałam, powstałaby z tego gruba książka. Konsekwencje takiego trybu życia pojawiły się szybko: żółknące zęby, wypadające włosy, zepsute paznokcie i skóra. Do tego zmęczenie, zawroty głowy, niewyspanie, nieładny zapach z ust, wzdęcia. Po bulimii zaliczyłam jeszcze anoreksję i anoreksję bulimiczną.
Zaburzenia odżywiania zjadły mi prawie osiem lat życia. Bardzo mnie to zniszczyło. Moment przełomowy? Mój ówczesny chłopak powiedział mi: „Nie mogę patrzeć, jak umierasz”. Już w wieku 23 lat byłam instruktorką tańca i zaburzenia odżywiania sprawiały, że słabłam na treningach. Nie chciałam zawieść osób, które ze mną trenowały. Nie chciałam też zawieść samej siebie. Postanowiłam zacząć proces zdrowienia. Bardzo szybko przekonałam się, że jako zdrowa osoba mogę więcej, bo jestem silniejsza. Najważniejszym pierwszym krokiem jest znalezienie dobrej motywacji.
Anorektyczka zazwyczaj wie, że jest za chuda. Tak bardzo boi się, że przytyje, że odchudza się jeszcze bardziej, żeby oddalić się od strachu bycia grubą. Należy postarać się odsunąć te myśli. Skupić się na zdrowiu, na walce. Osoby z zaburzeniami odżywiania mają bardzo silną potrzebę kontroli, poczucia sprawczości. Warto przekuć to ogromne zaangażowanie w coś, co będzie zdrowe – znalezienie hobby jest często momentem zwrotnym.
Dziewczyny z zaburzeniami odżywiania podchodzą do siebie bardzo krytycznie. Niepotrzebna im dodatkowa krytyka. Dlatego na moich zajęciach tańca nie oceniam. Zależy mi na tym, żeby dobrze się czuć, poznać lepiej swoje ciało i po prostu dobrze się bawić.
Kwarantanna jest dobrym czasem, żeby poznać siebie lepiej. Jeśli masz ochotę jeść ciastka, jedz i nie miej wyrzutów sumienia. Za jakiś czas wyjdziesz z domu, pobiegasz, poćwiczysz i poczujesz się okej. Ważny jest balans. Pieczenie chleba i bułeczek jest bardzo przyjemne – dlaczego masz sobie tego odmawiać?
Masz problemy z tym, że lubisz się napychać? Miewasz napady objadania się? Znajdź coś, co smakuje ci i jest zdrowe. Budyń z banana, lody jako zamrożone serki sojowe, pocięty w kosteczkę melon… Musisz zakasać rękawy i znaleźć swoją własną drogę do wyjścia z choroby.
Wyobraź sobie siebie za 10 lat. Widzisz się ciągle w tym samym miejscu? A twój układ trawienny, skóra, włosy? Uwierz mi, bardzo trudno odbudować ciało po wygłodzeniu się. Taki proces może trwać nawet kilka lat. Przyznaj się przed sobą, że masz problem i zacznij zdrowieć. Boisz się, że nie dasz rady? Wybacz dosłowność, ale skoro masz siłę się zabijać, to cała reszta jest łatwa.
Kaya Szulczewska: Słuchaj potrzeb swojego ciała
Feministka, działaczka społeczna, założycielka Ciałopozytywu, aktywna na Instagramie: @cialopozytyw_polska i @kayaszu. Prywatnie mężatka, weganka, opiekunka dwóch psów ze schroniska.
Moją główną motywacją przy zakładaniu Ciałopozytywu było stworzenie bezpiecznego miejsca, gdzie możemy zobaczyć zdjęcia różnych ciał oraz podzielić się anonimowo swoimi. Chciałam dać przestrzeń do reprezentacji ciałom, które w jakiś sposób wykraczają poza kanon. Miałam intencję, by w ten sposób uczyć tolerancji dla różnorodności i dawać motywację do bardziej czułego, wyrozumiałego i troskliwego podejścia do własnego ciała. Spotykam się z masą zarówno negatywnych, jak i pozytywnych reakcji, ale chyba na szczęście więcej jest tych pozytywnych. Przede wszystkim, różne osoby piszą do mnie ze swoimi historiami i dziękują, że dałam im motywację do wejścia na drogę samoakceptacji. To różne historie, ale wiele osób pisze, że znalazły u mnie miejsce w sieci, gdzie zobaczyły ciała podobne do swoich, a mogąc się podzielić swoim zdjęciem, zrzuciły z siebie ciężar wstydu. To, że mam taki pozytywny odzew od obserwatorów bardzo mnie motywuje do działania.
Czas pandemii jest szczególny także jeśli chodzi o naszą relację z ciałem. Izolacja społeczna wywołuje niepokój, co negatywnie odbija się na ciele i psychice. Sytuacji nie poprawiają na pewno liczne memy o przytyciu czy konkursy efektywności, które możemy znaleźć w mediach społecznościowych.
Jak sobie z tym radzić? Warto zaplanować aktywności. Możemy sprawdzić, co sprawia, że czujemy się lepiej w ciele, a co zdecydowanie nam nie służy. Być może powinnyśmy na przykład przestać wpatrywać się w lustro i idealne modelki z mediów i porównywać nasze ciała do ich ciał, szukając w sobie mankamentów? Zawsze polecam zrezygnować z treści, które wpływają na nas negatywnie. Przydatne będzie odwrócenie uwagi od wyglądu ciała i przeniesienie uwagi na możliwości, jakie nam ono daje. Możemy coś tworzyć kreatywnie, robić prace manualne, zająć się ogrodnictwem parapetowym, odkopać stare hobby albo odszukać rodzaj ruchu, który będzie nam sprawiał przyjemność, a który możemy wykonywać mimo odgórnych ograniczeń, itd.
Pytasz, czy słuchanie potrzeb własnego ciała pomaga w jego akceptacji. Zdecydowanie tak! Uważne słuchanie ciała i traktowanie sygnałów z niego płynących priorytetowo pozwala nam zamknąć oczy i uszy na wszechobecny krzyk medialny, który niejednokrotnie wmawia nam jakieś potrzeby i redefiniuje nasze poczucie dobrostanu. To, co pomaga w samoakceptacji, to skierowanie naszej uwagi do wewnątrz, przeniesienie punktu ciężkości z tego, jak wyglądamy i co mamy zrobić, żeby wyglądać bardziej w kanonie, na to, jak się czujemy i co możemy zrobić, żeby czuć się lepiej, bardziej spójnie, pewnie siebie i komfortowo w długofalowej perspektywie.
Przewartościowanie tego dbania o siebie jest tu kluczowe. Obecnie, kiedy słyszymy o dbaniu o siebie, zwykle chodzi o dostosowanie wyglądu do obowiązującego w danej kulturze kanonu, a ja zawsze powtarzam, że dbanie o siebie to coś głębszego. Żeby dbać o siebie, nie potrzebujemy zmieniać wyglądu. Lepiej po prostu dążyć do lepszego kontaktu z ciałem, do dbania o zdrowie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. To dbanie o siebie w sposób podobny do tego, jak dbałybyśmy o malutkie bezbronne dziecko, które bezgranicznie kochamy i chcemy chronić. Akceptacja oznacza tu wyrozumiałość i motywację, by rzeczywiście dążyć do dbania o dobrostan ciała, a nie tylko o jego wygląd.
Mam rytuał, który pomaga odzyskać mi kontakt z ciałem i dzięki któremu też zawsze czuję się lepiej. Dla mnie delikatne rozciąganie, niekoniecznie zorganizowane jak joga, a raczej spontaniczne, kierowane tam, gdzie czuję, że mam napięcia, to rodzaj medytacji. Do tego dodaję często dotyk – masowanie napiętych mięśni, głaskanie ciała, czasem ugniatanie za pomocą specjalnej kulki do masażu czy rollera. Te rzeczy pomagają mi poczuć ciało, jego potrzeby i odzyskać kontakt ze sobą. Puszczam sobie do tego przyjemną muzykę, która mnie pozytywnie nastraja, czasem śpiew ptaków czy dźwięki przyrody. Nie chodzi tu o to, żeby osiągnąć jakiś konkretny cel typu szpagat czy orgazm, ale żeby szukać takich ruchów i takiego dotyku, które nas miło rozluźniają, które są przyjemne, koją i dają poczucie lepszego czucia ciała. Oczywiście, może to pójść w samomiłość i skończyć się orgazmem, może też zaowocować tym, że za pół roku zrobimy szpagat, ale mi chodzi o to, żeby ten dotyk i ruch były celami samymi w sobie, chodzi o danie w ten sposób swojemu ciału uwagi i przyjemności.
Helena Marzec-Gołąb: Powiedz sobie „tak”
Wokalistka i basistka zespołów LUSTRA i Panika!, żona, feministka.
Bardzo dużo czasu spędzałam, nienawidząc swojego ciała. Myśląc o tym, że jest zbyt duże. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że to jedyne ciało, jakie mam, i spędzimy razem jeszcze sporo czasu. Uznałam, że warto go posłuchać. Umocniła mnie w tym lektura „Obsesji piękna” dr Renee Engeln. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że kultura popularna naprawdę krzywdzi dziewczynki i kobiety, proponując diety i operacje plastyczne, żerując na niepewności wobec swojego ciała, oferując ideał piękna, który jest niedościgniony.
Istnieją zaburzenia hormonu głodu – greliny, insulinooporność, niedoczynność tarczycy czy inne stany ciała, uniemożliwiające schudnięcie. Bardziej niż na liczeniu kalorii skupiam się na tym, żeby jeść tyle, ile potrzeba mojemu ciału, żeby było zdrowe i czuło się dobrze. Pytam się: „Jaki jest mój stan głodu teraz? Dlaczego mam ochotę na kolejne ciastko?” i wtedy staram się odpowiedzieć na te potrzeby.
Żeby być bliżej ciała, praktykuję uważność z „Mindfulness. Treningiem uważności” Marka Williamsa i Danny'ego Penmana. To pozwala mi spojrzeć na moje ciało z życzliwością i uwagą. Ta praktyka pozwoliła mi dostrzec, że myśli są jak chmury na niebie: pojawiają się, a za chwilę płyną dalej. Nie muszę iść za tymi ciemnymi.
Narzędziem terapeutycznym jest dla mnie też muzyka, którą tworzę z LUSTRĄ. Pisanie tekstów piosenek może być świetną terapią. Papier czy ekran komputera jest cierpliwy i pozwala spojrzeć na bolesne sprawy w nowym świetle. „Weź swoje złamane serce i zamień je w sztukę”, jak mówiła Carrie Fisher
Znajdź zajęcia, które pomogą spojrzeć z życzliwością na twoje ciało. Zmień podejście do sportu i ruszaj się na tyle, na ile jesteś w stanie. Po skończonych ćwiczeniach przytul się i podziękuj swojemu ciału za trening. Laura Studarus, dziennikarka z Los Angeles i moja serdeczna przyjaciółka, zaprosiła mnie na internetowe zajęcia Pony Sweat Aerobics. Ich naczelnym hasłem jest: „j*bać kroki!”. To zaciekle nierywalizacyjny taneczny aerobik prowadzony przez Emilię Richeson, punkówę lesbijkę z włosami pod pachami. Tańczymy do rocka i muzyki z lat 80. Kocham nieprzepraszającą swobodę wobec własnego ciała i wymogów co do kobiecego wyglądu w dzisiejszych czasach. Po każdym paśmie intensywnych ćwiczeń Emilia zaprasza do zatrzymania się nad swoim oddechem i ciałem. To jest podejście do sportu, którego potrzebujemy. Robimy to dla nas samych, a nie dla cudzych oczu, które obserwują i oceniają.
Chcesz pokochać swoje ciało? Edukuj się seksualnie! Czytałam o tym, że molestowane osoby często tyją, chcąc się „odseksualnić”. Moja piosenka „Ugly” jest właśnie o tym: o wzajemnym karmieniu się nienawiścią do swojego ciała, o poczuciu brzydoty, nieumiejętności szanowania własnego zdania. Poza zamienieniem tego w sztukę, widząc swoją łatwość rozmów o seksie wśród znajomych, kilka lat temu postanowiłam założyć grupę „Seksoloszki: o seksie bez ściemy”. Uprawiamy tam coś w rodzaju reedukacji seksualnej dorosłych: uczenie szacunku do własnych ciał, respektowania świadomej zgody, seksu bardziej partnerskiego. Kiedyś, prowadząc debatę o seksualności, ciągle sprowadzałam dyskusję na „mówienie nie”, aż w końcu moja interlokutorka zwróciła mi uwagę, że „kobiety mogą również mówić tak”. To było odkrycie, bo zamknięta w swoich doświadczeniach, koncentrowałam się na stawianiu granic i odmowie. Nawet jeśli edukacja seksualna zejdzie do podziemia, jest wiele inicjatyw, które oferują rzetelną wiedzę o seksie ludziom młodym i starszym: Sexed pod patronatem Anji Rubik, fundacja Ponton, Instytut Pozytywnej Seksualności, Girls Watch Porn czy działalność dziennikarki Pauliny Klepacz.
Basia Szablisty: Inspiruj się innymi silnymi kobietami
Ma 24 lata, studiuje kulturoznawstwo w Instytucie Kultury Polskiej. Zajmuje się historią i kulturą Żydów, kocha czytać i głaskać pieski. Prowadzi Instagrama, na którym stara się edukować na mniej znane tematy i angażować w aktywizm.
Nie od zawsze kocham swoje ciało. Na początku okresu dorastania nie przywiązywałam do niego wagi, po prostu było. Z czasem, w gimnazjum, zaczęłam patrzeć na nie inaczej. Stwierdziłam, że jestem za gruba. Wpadłam w zaburzenia odżywiania, z których dzięki pomocy rodziców na szczęście wyszłam stosunkowo szybko.
Prawdziwie zdrowy stosunek do ciała narodził się we mnie dopiero na studiach. Poznałam wtedy ruch ciałopozytywności i zaczęłam jego założenia wprowadzać w życie.
Wciąż odkrywam nowe, wspaniałe, inspirujące kobiety w kulturze, sztuce, aktywizmie – Frida Kahlo, Ana Mendieta, Naomi Klein, Joan Didion, Agnès Varda, bell hooks, Susan Sontag. Możemy się na nich wzorować.
W czasie pandemii często zmienia się stosunek do własnego ciała. Dlatego należy sobie przypominać, że ten czas to nie jest sytuacja normalna. I właśnie dlatego nie możemy się karać za to, że pewne rzeczy wychodzą nam inaczej niż na co dzień. Że nie robimy tyle, ile wcześniej, że nie dbamy o siebie tak, jak kiedyś. Nasz mózg nie pracuje tak jak zazwyczaj i nie ma w tym naszej winy. W czasie pandemii przeszłam już różne skrajne emocje. Od nienawiści do siebie po pełen spokój. I szczęśliwie ten spokój staram się utrzymać. Próbuję znów spojrzeć na ciało jako na narzędzie pozwalające mi działać, a nie na obiekt estetyczny.
Spróbuj wprowadzać elementy normalności do życia. U mnie takim elementem jest dbanie o ciało i cerę. Lepiej się czuję, kiedy nie zaniedbuję swojej zewnętrznej warstwy, kiedy ją oczyszczam, smaruję kremami, wklepuję olejki.
Staram się też zachować balans w jedzeniu. Nie odmawiam sobie dobrych rzeczy i jeśli mam ochotę na ciasto, to je jem. Nie chcę wpaść w tryb śmieciowego jedzenia, dlatego są chwile, kiedy odpuszczam sobie porcję czegoś słodkiego, by zastąpić ją pełnowartościowym posiłkiem. Słucham potrzeb swojego ciała. Codziennie wychodzę na spacer z psem. Jeśli masz bardziej napięty grafik, znajdź każdego dnia chwilę dla siebie. Na poczytanie książki, obejrzenie serialu czy po prostu leżenie w łóżku. Znajdź moment na wytchnienie i kontakt ze sobą.
Masz gorszy dzień? Posłuchaj muzyki inspirujących kobiet – Princess Nokii, Lizzo, Nicki Minaj i jej „Anacondy”, które mierzą się z krytyką ciała zbyt dużego dla istniejącego kanonu piękna. Warto posłuchać także Fiony Apple (która wydała niedawno nową płytę) i Mitski. Śpiewają o tym, co niewygodne: o złych relacjach romantycznych, o zaburzeniach psychicznych, ale też o ciele i naszym stosunku do niego. Poza tym kocham Rihannę, bo za siebie nigdy nie przeprasza, jest bezkompromisowa i nie boi się przekraczać granic. Nie robi też wielkiego halo ze swojego ciała, tzn. tyje i chudnie, jej ciało się zmienia, ale ona nie gloryfikuje żadnej swojej postaci i w każdej wygląda tak samo wspaniale.
Zamiast szczupłych celebrytek, pooglądaj programy z kobietami takimi, jak Jenny z WearILive, Joanna Spicer, Madeleine Olivię, Sustainibly Vegan.
Jeśli pokrzepienia szukasz w książkach, polecam wiersze Zuzanny Ginczanki „Moja dzika koza”. Piękną i pokrzepiającą książką jest dla mnie „Śmierć pięknych saren. Jak spotykałem się z rybami” Oty Pavla i „Taka piękna żałoba” Hrabala. Bardzo często wracam do książek z dzieciństwa i lat nastoletnich – Jeżycjady, „Ani z Zielonego Wzgórza” czy ukochanej Astrid Lindgren, bo one są dla mnie zamiennikiem comfort foodu. Cokolwiek wybierzesz, zrób to w zgodzie ze sobą. Jestem pewna, że ci się uda.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.