O to, jak rozmawiać z dzieckiem o seksualności i kto powinien się tym zajmować, pytamy seksuolożkę i psycholożkę Izę Jąderek, autorkę książki „Zmieniam się. Co się ze mną dzieje podczas dojrzewania”.
W Indiach kobiety uczą swoje córki, czym jest dojrzewanie, oglądając razem z nimi w domu film o seksualności przygotowany przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). W niektórych krajach Europy Zachodniej pojawia się zwyczaj urządzania przyjęcia dziewczynce z okazji pierwszej miesiączki. To dobre metody na oswajanie dzieci z tematem dojrzewania?
Takie sposoby są wspaniałe. Znam rodziny, w których, gdy córka ma pierwszą miesiączkę, wszyscy ubierają się na czerwono i jedzą uroczystą kolację. Innym symbolicznym gestem może być wręczenie dziewczynce bukietu kwiatów przez tatę albo podarowanie jej na przykład czerwonej bransoletki na pamiątkę tego dnia. To nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Kolację można przecież zrobić w domu, a bransoletka może być ładnym rzemykiem. Ważne, by wokół dojrzewania stworzyć aurę wyjątkowości. Pokazać, że jest to ważne wydarzenie nie tylko dla dziecka, lecz także dla jego opiekunów. Tak jak kupienie dziewczynce pierwszego stanika, które nie musi odbywać się w tajemnicy, tylko może być celebracją jej wchodzenia w kobiecość.
W Polsce nadal w wielu rodzinach takie tematy uchodzą za tabu. Słowa takie, jak wagina, penis, miesiączka, wytrysk, a nawet gej, nie przechodzą rodzicom przez gardło. Z drugiej strony, mamy 2022 r. i łatwy dostęp do wiedzy. W Google znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania świata. Dlaczego więc nadal nie potrafimy rozmawiać z dziećmi o seksie?
Na tym polega absurd tej sytuacji. Dziecko wpisując w Google słowo, dostaje miliony rekordów i z każdego jest w stanie wyłuskać wiedzę – rzetelną, jeśli oczywiście potrafi ją wyróżnić, ale też mnóstwo nieprawdziwych informacji. Tymczasem rodzicowi czy opiekunowi wydaje się, że jeśli przemilczy temat na przykład aborcji, pornografii, transpłciowości czy choćby rozrodczości, to dziecko będzie bezpieczniejsze i nie będzie chciało wiedzieć, czym jest seks. Kiedy my mieliśmy kilka czy kilkanaście lat, byliśmy ciekawi, jak wyglądają relacje międzyludzkie. Nurtowało nas, czy zmiany w naszym ciele są normalne. Zastanawialiśmy się, kiedy będziemy się pierwszy raz całować i jak to będzie wyglądać. Pytaliśmy o seks kolegów lub koleżanki, które już to przeżyły. Tak samo robią dzieci w każdym pokoleniu. Porównują swoje doświadczenia tak, jak my robiliśmy. Pytają kolegów: „Miałeś tak samo?”, doczytują coś w książkach i w internecie, zadają pytania na forach albo dzwonią na telefon zaufania. Najwyższy czas, żeby rodzice pogodzili się z tym, że tak jest, i nie umniejszali również swoich pytań i potrzeb, które mieli w okresie dojrzewania, na które najczęściej nie dostawali odpowiedzi.
Gdy ja byłam dzieckiem, pornografię nazywano „filmami dla dorosłych”, penis był siusiakiem, a o homoseksualności nie mówiło się w ogóle. Ty w swojej książce „Zmieniam się”, skierowanej do dzieci, nazywasz rzeczy po imieniu. Używasz słów: „cipka”, „aborcja”, „transpłciowość”. Tłumaczysz, czym są in vitro, tabletka „dzień po” i nocne polucje. Uczysz, jak zakładać prezerwatywę i jak rozpoznać infekcję płciową. Myślisz, że jesteśmy wreszcie gotowi w tak otwarty sposób rozmawiać z dziećmi o dojrzewaniu i seksie?
Gdybym miała zastanawiać się nad gotowością do otwartych rozmów, pewnie takiej książki szybko bym nie wydała ani nie zajmowałabym się tym, czym się zajmuję na co dzień. Rozwój każdego człowieka – w tym również czas dojrzewania – jest tak naturalny i oczywisty, jak cykliczność następujących po sobie pór roku. Nasza gotowość lub jej brak, niestety, w dużej mierze wynika z manipulacji wiedzą dotyczącą rozwoju psychoseksualnego i seksualności w ogóle: karmienia nas lękiem, przekonaniem o nieuchronnie nadchodzącym zagrożeniu płynącym z interesowania się ciałem, uczenia nas, że nie może nam być zbyt przyjemnie, że nasze potrzeby i pragnienia mamy trzymać na wodzy i poddawać nieustannej kontroli. W wyniku tego oceniamy siebie, oceniamy innych, kwestionujemy i podważamy to, co najbardziej nas dotyczy. A wszystkiego w zasadzie doświadczamy poprzez ciało. Celem tej książki jest więc znormalizowanie naszych doświadczeń, przeżyć, pokazanie, że nie musimy odłączać od siebie seksualności, uczuć, że to wszystko jest naturalne i w porządku. Chciałam, żeby ta książka była życzliwym, ciepłym przewodnikiem i pomagała oswoić to, co się z nami dzieje, a wokół czego jest mnóstwo zbędnej ekscytacji.
Nadal wielu rodziców nie myśli o swoim nastoletnim dziecku jak o istocie seksualnej. A przecież już maluchy w przedszkolu interesują się płcią. Kiedy więc zacząć rozmawiać?
Kiedy dziecko zadaje pytania. Jeśli pyta, skąd wzięło się na świecie, skąd się wzięła siostra czy brat, co mama nosi w brzuchu, odpowiedzmy krótko, konkretnie, rzeczowo i zrozumiałym dla dziecka językiem. Nie opowiadajmy bajek o nasionkach, kapuście, bocianie czy wychodzeniu przez pępek. Mówmy prawdę, bo nie ma w niej niczego złego. Warto również wyraźnie powiedzieć, że jeśli będzie chciało wiedzieć więcej, zawsze może do nas przyjść i zadać kolejne pytania. Można wziąć do takich odpowiedzi specjalne książeczki skierowane do maluchów – na rysunkach dziecku łatwiej pojąć abstrakcyjne pojęcia i zjawiska. Dziecko interesuje się tematami płci, ciała, a potem specyfiką dojrzewania i relacji nie dlatego, że chce zacząć być aktywne seksualnie, tylko dlatego, że jest ciekawe, o co chodzi w świecie, który je otacza.
Jak się do tego zabrać? Gdy ja byłam dzieckiem odbywało się z rodzicami tak zwaną poważną rozmowę.
W mediach społecznościowych krąży mem z nastolatkiem siedzącym przed komputerem i wchodzącym do jego pokoju ojcem. Ojciec mówi: „Synu, musimy porozmawiać o seksie”. A syn na to: „OK tato, a co chcesz wiedzieć?”. Jestem wielką fanką tego mema – uważam, że idealnie ilustruje temat, o który pytasz. Jeśli czekamy z rozmową o seksie na specjalny moment, na przykład gdy nasze dziecko będzie miało pierwszego chłopaka albo dziewczynę lub będzie wyjeżdżać na pierwsze kolonie, wtedy najczęściej będzie już za późno. Każdy dzień podsuwa nam okazję do takiej rozmowy, aż żal tego nie wykorzystać. Pretekstem mogą być różne sytuacje – kiedy na przykład dziecko wejdzie do łazienki, kiedy będę naga, usłyszy, że idę do ginekologa, dowie się, że urodzi się brat lub siostra, znajdzie w sypialni prezerwatywy lub zobaczy je przy kasie w sklepie, kiedy będę przytulać swojego partnera lub partnerkę, trzymać tę osobę za rękę, całować. Nawet to, że w telewizji pojawia się reklama tamponów albo toczy się debata o sytuacji społeczności LGBTQ+ jest dobrym momentem, by poruszyć temat. Te codzienne okazje tworzą się same, są co prawda dość przezroczyste, to znaczy tak oczywiste, że aż ich nie dostrzegamy, ale włączymy nieco więcej uważności na świat dziecka, choćby przez wspomnienie własnej dziecięcej ciekawości, a rozpoczęcie rozmowy stanie się prostsze. Trzeba przy tym pamiętać, że dzieci uczą się w zdecydowanej większości przez obserwację. Jeśli rodzic mówi, że pornografia jest obrzydliwa, osoby transpłciowe są chore, a kobiety powinny się zajmować domem, dziecko przejmie te zachowania i poglądy, będzie uważać – przynajmniej na początku – że tak jest, bo rodzic i najbliższe otoczenie jest dla niego całym światem i punktem odniesienia. W wieku pięciu lat będzie mieć te przekonania już mocno utrwalone. Później ujawnią się one między innymi w sposobie, w jaki zacznie traktować swoich rówieśników. Oczywiście, zawsze można korygować zachowania, niemniej, warto zwracać uwagę nie tylko na to, co się mówi do dziecka, lecz także na własny stosunek do siebie i innych.
Dlaczego edukacja seksualna dzieci jest tak ważna? W jaki sposób jej brak wpływa na dorosłe życie?
Pojęcie „edukacja seksualna” zawiera w sobie wszystko, co jest związane z płcią nie tylko na poziomie anatomii, fizjologii i płodności. To uczenie dziecka między innymi o jego tożsamości – płciowej i seksualnej – o tym, jak buduje się relacje, jak rozumieć swoje zachowania, jak być blisko innych i akceptować różnorodność. Ta wiedza, najkrócej mówiąc, przyczynia się do tego, że w przyszłości dziewczynka lub chłopiec będą potrafili tworzyć zdrowe, bezpieczne relacje, będą lubić i akceptować siebie oraz innych, wiedzieć, jak ciało funkcjonuje. Nie będą się wstydzić ani karać za różne zainteresowania dotyczące właśnie swojego ciała. Nauczą się akceptacji i otwartości na różnorodność, a także ufania swoim uczuciom. Będą świadomi swoich potrzeb i tego, na co się zgadzają, a na co nie.Będą też potrafili ochronić się przed sytuacją, w której ktoś może ich skrzywdzić nie tylko, gdy będą nastolatkami, lecz także dorosłymi.
Na koniec rozprawmy się z odwiecznym sporem: kto powinien zajmować się edukacją seksualną dzieci? Wielu rodziców uważa, że od tego jest szkoła. Nauczyciele z kolei chętnie przerzuciliby tę odpowiedzialność na dom.
Uważam, że rodzic jest do wychowywania, natomiast od edukowania jest szkoła. Jestem gorącą orędowniczką zdjęcia z barków rodziców odpowiedzialności za rozmawianie z dzieckiem na tematy seksualności czy psychologii człowieka, ponieważ oni nie muszą mieć takiej wiedzy i to jest OK. Jeśli ją mają – super. Wtedy mogą, a wręcz powinni z dzieckiem rozmawiać. Zwykle jednak wstydzą się, krępują, nie wiedzą, jakie informacje są dla dziecka odpowiednie, kiedy z nim rozmawiać, jakim językiem. I czy na przykład ojciec może rozmawiać o seksualności z córką, a matka z synem? Oczywiście mogą chcieć się tego dowiedzieć, tylko pytanie: skąd? W Polsce odbywa się bardzo mało zajęć dla dorosłych o tym, jak rozmawiać z dziećmi o seksualności. A jeśli już ktoś je organizuje, przychodzi na nie garstka rodziców, jeśli w ogóle ktokolwiek.
Niezależnie jednak od tego, czy mają czy nie wiedzę o seksualności, powinni nie zawstydzać dziecka, nie karać za to, że się złości, razem z nim czytać, szukać informacji, to wszystko procentuje.
Z czego wynika nieumiejętność rozmawiania z dziećmi o seksualności?
To efekt lat niezajmowania się tematem, chowania głowy w piasek i konformizmu. Ale nie można wkładać wszystkich rodziców do jednego worka. Jest grupa, która ma skrajnie negatywny stosunek do edukacji seksualnej i przekonanie, że taka wiedza robi z dzieckiem coś złego. Tabuizują temat w domu tak, jakby go nie było. Są tacy, którzy obserwują otaczający ich świat, w związku z czym zmieniają przekonania i postawy. Są też rodzice, którzy mają świadomość, że u nich tej edukacji nie było, ale chcą, aby ich dzieci ją miały. I oni zawsze znajdą sposób, żeby ten cel zrealizować.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.