Spójność, konsekwencja i równowaga. Tymi określeniami można scharakteryzować sposób projektowania Marty Napiórkowskiej, która swoją pracownię Mana Design prowadzi od 10 lat. Jej projekt 125-metrowego apartamentu na warszawskim Mokotowie powstał dla pary z dzieckiem, która wcześniej przez dłuższy czas żyła w Berlinie.
– Właściciele to bardzo otwarci ludzie. Na samym początku pokazali mi jedno inspiracyjne zdjęcie i w stu procentach zdali się na mnie. Zaakceptowali kolorystykę oraz proponowaną estetykę i zupełnie nie ingerowali w projekt. Z lekkością przyjmowali pomysły. Wcześniej często zmieniali mieszkania. Przeprowadzka z Berlina do Warszawy była dla nich nowym rozdziałem, jednak chcieli zachować ducha swojego poprzedniego domu. Wygląd tego apartamentu odzwierciedla ich życie między dwiema stolicami, łączy berlińską awangardę z warszawską elegancją – mówi Marta Napiórkowska.
Na to wnętrze składają się kuchnia z salonem, przeszklony gabinet, dwie sypialnie, dwie łazienki i toaleta. Zamiast klasycznych drzwi czy ścian pojawiają się przeszklenia, które pozwalają na zamknięcie przestrzeni bez zakłócania przepływu światła słonecznego, a precyzyjnie dobrane formy, detale i kolory spajają całość.
Koncepcja zakładała wykorzystanie palety kolorystycznej, w której dominują ciepłe odcienie – elegancki bordowy i różnorodne zielenie wprowadzające do wnętrza spokój. Ten zestaw barw, choć zdominowany przez ciemniejsze tony, jest zrównoważony dzięki zastosowaniu wielu punktów świetlnych oraz delikatnych, jasnych akcentów w postaci tekstyliów i dekoracji. Zamiast popularnych od kilku lat elementów z miedzi i mosiądzu projektantka zaproponowała stal i chrom. Pojawiają się one między innymi w formie baterii umywalkowych, projektowanych na zamówienie uchwytów do mebli czy podstawy kawowego stolika. Ciemny parkiet ułożono w nietypowy krzyżowy wzór dający bardziej elegancki efekt niż dobrze znana jodełka.
We wszystkich pomieszczeniach powtarzają się materiały i kolory
– Każdy projekt daje nieskończenie wiele możliwości. Zawsze staram się jednak dopasować go do lokatorów. Konsekwentnie dążę w obranym kierunku, tak by klient dobrze czuł się w swoim mieszkaniu. W apartamentach o mniejszych metrażach lubię stosować kilka wybranych materiałów i kolorów. Byłam w poprzednim mieszkaniu inwestorów i to dało mi inspirację. Chciałam tu stworzyć nieco berlińską, nienapiętą przestrzeń.
Większość mebli została wykonana na zamówienie według projektu Marty – od zabudowy kuchennej przez jadalniany drewniany stół na trzech pokaźnych nogach, stalowy regał po łóżko z zagłówkiem tapicerowanym kremowym bouclé. Co nie jest często spotykane, specjalnie na potrzeby tego apartamentu zostały zaprojektowane również lampy będące nie tylko źródłem światła, lecz także istotnym elementem dekoracyjnym podkreślającym unikalny charakter każdego pomieszczenia. Są to między innymi wiszące nad kuchenną wyspą oraz komodą wykonane rzemieślniczo na Kaszubach modele z surowej szczotkowanej stali czy bordowe ze szklanymi kulami zamontowane przy łóżku.
We wszystkich pomieszczeniach systematycznie powtarzają się użyte materiały i barwy. Wiele sprzętów zostało wykonanych z przetworzonej czeczoty w zielonkawym odcieniu – trafiła ona na kuchenną wyspę, stoliki nocne czy komodę. W łazience i toalecie przeważa brzoskwiniowy kolor, a uwagę zwracają wyjątkowe posadzki: w głównej łazience – porcelanowe heksagonalne kafle portugalskiej marki Topcer w rozmiarze 10 na 10 cm uzupełnione szarymi kwadracikami, a w toalecie – wykonana przez kamieniarza mozaika z drobnego lastryka w kolorach szarym i rudym. Na blatach w całym mieszkaniu pojawia się matowy kwarc brazylijski. Wykorzystano go również do wykonania wiszącej w kuchni wąskiej półki ze stalowym relingiem. Z kolei na frontach szafek, ramie szklanej konstrukcji dzielącej salon i biuro czy na podwyższonym cokole na wybranych ścianach przewijają się odcienie zieleni.
Prostota i funkcjonalność bez efekciarstwa
Trafiło tu także sporo wyjątkowych projektów mebli. Nad jadalnianym stołem wisi lampa niemieckiej marki Areti z metalu i białego szkła. Przy stole ustawiono krzesła Violin włosko-duńskiego duetu GamFratesi, projektowane dla Gubi (dwie równoległe linie rozciągające się od oparcia do siedziska naśladują struny skrzypiec). Zielony stolik z dmuchanego szkła to model Soda projektu Greka Yiannisa Ghikasa dla włoskiego Miniforms. Obok niego stoją dwa skórzane fotele Beverly ’14 z B&B Italia. Do gabinetu wybrano biurko w stylu mid-century z blatem wygiętym w łuk. To projekt Svenda Madsena wyprodukowany przez HP Hansen w Danii w latach 60. XX wieku. Do niego dopasowano klasyk – fotel Charlesa i Ray Eamesów z 1958 roku. Natomiast w salonie zawisł obraz pędzla Julity Malinowskiej.
Marta na początku kariery zawodowej pracowała w znaczącym niemieckim biurze architektonicznym, gdzie dużą wagę przykładano do prostoty i funkcjonalności. Ten fakt, jak sama mówi, miał zapewne wpływ na to, jak dziś myśli o projektach. – Pracę zawsze zaczynam od ustawienia we wnętrzu funkcji. Baza musi być przemyślana, rozplanowana według pewnych zasad. Elementy wolnostojące rozrzucam, zaburzam symetrię. W projektach lubię lekkość i konsekwencję materiałową. Eliminuję przesadę i efekciarstwo. Projekt wnętrza nie powinien być formą scenografii.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.