Znaleziono 0 artykułów
04.08.2024

Jak (i czy) rozmawiać z osobą z otyłością, gdy chcemy pomóc jej wyzdrowieć

04.08.2024
Fot. Dobrila Vignjevic / Getty Images

Zbędne kilogramy? – To dzwonek alarmowy, że coś złego zadziało się w organizmie – mówi Magdalena Gajda. Jako młoda kobieta ważyła 152 kg, dziś po 50-tce jej waga jest prawie trzykrotnie mniejsza. Przeszła dwie operacje bariatryczne, przez lata zajmowała się problemem osób w podobnym położeniu, pracując jako Społeczna Rzeczniczka Praw Osób Chorych na Otyłość. Bazując na swoim doświadczeniu i pogłębionych wywiadach, wydała książkę „My, skrajnie otyli”, która każe słuchać swojego ciała.

Otyłość nie pojawia się z dnia na dzień. To proces, który trwa latami.

Magdalena Gajda: Z medycznego punktu widzenia o chorobie mówimy już wtedy, kiedy pojawia się nadwaga – nazywana zresztą przez lekarzy i badaczy otyłości „stanem przedotyłościowym”. To dzwonek alarmowy, że coś złego zadziało się w organizmie.

Punktem odniesienia jest wskaźnik BMI. Obliczamy go, dzieląc masę ciała (wyrażoną w kilogramach) przez wzrost do kwadratu (wyrażony w metrach). Norma mieści się w przedziale 18,5–24,9. Powyżej 25 zaczyna się nadwaga. Ale praktyka jest taka, że „kilka kilogramów więcej”, które pojawia się na jakimś etapie życia, często już zostaje. Łatwiej je maskować, niż zrzucić.

Problem polega na tym, że jeśli pojawia się kilka, a potem kilkanaście kilogramów nadwagi, wydaje nam się, że poradzimy sobie sami. Szukamy rad u znajomych czy w internecie, próbujemy modnych diet. Często jednak te działania przynoszą efekt, owszem, ale na krótko, a po jakimś czasie waga wraca do stanu wyjściowego – albo z nawiązką. Po kilku jałowych próbach wypala się motywacja. – Dlaczego znów podejmować ryzyko? – myślimy. Zaczynamy akceptować nowy stan rzeczy, nie wierząc, że realnie możemy coś zmienić.

Myślę, że ważnym elementem jest otoczenie, które milczy albo reaguje powierzchownie. To są takie zdania, jak: „Masz gorszy czas”, „Schudniesz na wiosnę”, „Postaraj się mniej jeść”. Wtedy nic się nie zmienia.

Wygląd to drażliwy temat. Komentowanie go tylko zaostrza problem, bo zwiększa presję.

Czy gdyby koleżanka z pracy przyszła któregoś dnia z wysypką, poruszalibyśmy ten temat? Pewnie, że nie, ze względu na delikatność. Podobnie powinniśmy postępować w kontaktach z osobami z otyłością, z którymi nie jesteśmy w bliskich relacjach. Nic nas nie upoważnia do tego, aby komentować nadwagę czy otyłość osoby i udzielać jej pseudorad, że powinna „coś z tym zrobić”, „wziąć się za siebie” itp. Ale już bliscy – partnerzy, rodzina – to, moim zdaniem, osoby, które mogą pozwolić sobie na szczerość i powinny wykazać zaangażowanie i troskę. Otworzyć drażliwy temat, ale nie po to, aby strofować, obarczać winą, wypominać nadwagę, tylko znaleźć rozwiązanie.

Jak mogłaby wyglądać taka modelowa rozmowa?

Zacząć łagodnie, okazać zainteresowanie, pytając: „Czy coś się u ciebie zmieniło”?, „Czy masz jakieś kłopoty, stresy?”, „Czy coś cię gnębi?”, „Czy coś ci dolega?”. Dopiero później powiedzieć o swoich spostrzeżeniach: „Zauważyłem, że ostatnio inaczej jesz i że przybrałaś/łeś na wadze”, „Czy wiesz, że to objaw otyłości, a ona jest chorobą?”, „Czy masz pomysł, z czym to może być związane?”, „Może czegoś potrzebujesz?”.

To rozmowa o codziennym funkcjonowaniu, zupełnie oderwana od takich aspektów, jak wygląd i atrakcyjność. Pytania koncentrują się na samopoczuciu i zdrowiu. Nie ma w nich oceny czy rozczarowania.

Tak. To oferta pomocy, którą może być np. znalezienie lekarza. Przyrost masy ciała wywołany nadmiernym gromadzeniem się tkanki tłuszczowej to objaw choroby – choroby otyłości – i tak go traktujmy. Szukajmy więc przyczyn tej choroby i rzetelnych metod jej leczenia – tak jak przy innych schorzeniach.

Fot. Wyd. RM

Przyczyn nadwagi i otyłości jest wiele. Czy może pani wskazać główne grupy?

Ważną grupą są czynniki tzw. środowiskowe, czyli zespół determinantów, które potocznie nazywamy stylem życia. Chodzi tu przede wszystkim o nieprawidłowy sposób odżywiania, nieznaczną aktywność ruchową lub jej brak, ale także deficyt snu czy długotrwałe sytuacje stresowe. To są naprawdę złożone problemy, przy których należy brać pod uwagę nie tylko nasze własne upodobania czy aktualną sytuację życiową, lecz także uwarunkowania globalne, takie jak np. łatwy dostęp do taniej, wysoko przetworzonej żywności, działania marketingowe zmierzające do sprzedaży jak największej liczby produktów czy nikłą świadomość tego, czym jest właściwe odżywianie. Ważnym czynnikiem jest brak ruchu, brak kultury sportowej, nieaktywne formy spędzania wolnego czasu, które najczęściej wynosi się z domu. Powodem otyłości mogą być też czynniki metaboliczne oraz genetyczne.

Możemy mieć wrodzoną skłonność do przybierania na wadze?

Chcę zaznaczyć, że nie ma czegoś takiego jak „gen otyłości”. Dziedziczenie otyłości to dziedziczenie domowych zwyczajów czy konkretnej kultury żywieniowej – np. wysokokalorycznej kuchni kultywowanej w danej wspólnocie lub regionie. Czynnikami sprzyjającymi wywiązaniu się otyłości mogą być także inne choroby i leki przyjmowane w ich terapii oraz, co bardzo ważne – schorzenia psychiczne, np. depresja, zaburzenia lękowe, schizofrenia. Otyłość bywa często związana z zaburzeniami odżywiania, np. bulimią lub zespołem kompulsywnego objadania się. To wszystko wskazuje, że nadwaga i otyłość wymagają systemowego podejścia do problemu. Samo „zbijanie wagi” to „zaleczenie” objawów.

Specjalista od spraw żywienia czy najlepszy nawet dietetyk mogą nie wystarczyć, przynajmniej na początkowym etapie. Jakich specjalistów powinniśmy więc szukać?

Szanuję specjalistów zajmujących się żywieniem w terapii różnego rodzaju chorób. Sama jestem pod stałą opieką jednego z nich, bo ich rola w leczeniu otyłości jest bardzo ważna. Prawda jest jednak taka, że przy otyłości, zanim dietetycy „wkroczą do akcji”, każdej osobie z nadwagą czy otyłością potrzebna jest szczegółowa, indywidualna diagnostyka medyczna czynników, które doprowadziły do powstania tej choroby. I tu zmagamy się z dwoma problemami. Po pierwsze: na polskich uczelniach medycznych poświęca się otyłości niewiele czasu albo nie mówi się o niej wcale. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, do których przecież trafiamy w pierwszej kolejności, nie mają zatem wiedzy, jak leczyć nadwagę i otyłość. I właśnie z tej niewiedzy bierze się to sławne zalecenie: „Mniej jedz, więcej się ruszaj”, czyli, de facto, nakłanianie pacjenta do samoleczenia i zrzucanie na niego odpowiedzialności za jego efekty. A ja tylko przypomnę, że podręcznik do obesitologii klinicznej, czyli leczenia otyłości, ma prawie 800 stron! Drugim problemem jest brak lekarza specjalisty – obesitologa. Ministerstwo Zdrowia od wielu lat odmawia wprowadzenia takiej specjalizacji.

A przecież skala rozwoju choroby jest ogromna. Według danych Ministerstwa Zdrowia (pacjent.gov.pl) 22 miliony osób mają ponadnormatywną masę ciała, z czego blisko 8 milionów już choruje na otyłość różnego stopnia.

Uważam, że przy takiej skali choroby otyłości brak dostępu do lekarzy specjalistów to kuriozum. Mamy, na szczęście, programy szkoleniowe dla lekarzy realizowane przez Polskie Towarzystwo Badań nad Otyłością i Polskie Towarzystwo Leczenia Otyłości, które to organizacje starają się wypełnić lukę terapeutyczną, ale to nie jest działanie systemowe. Odpowiadając więc na pani pytanie, zapraszam na strony internetowe wymienionych towarzystw – tam znajdują się bazy adresowe lekarzy profesjonalnie leczących nadwagę i otyłość.

Osoby chore na otyłość III stopnia, tzw. olbrzymią, mogą liczyć na leczenie chirurgiczne. Takie historie pojawiają się w książce „My, skrajnie otyli”. To scenariusze odmieniające życie wielu osób i rodzin. Jak wygląda takie leczenie?

To paradoks, bo w Polsce, gdzie brak długoterminowej, efektywnej profilaktyki i leczenia otyłości na wstępnych etapach, wdrożono program KOS-BAR (obecna nazwa to KOS-BMI), czyli program systemowej, skoordynowanej opieki nad pacjentami bariatrycznymi (osobami, które są przed operacjami bariatrycznymi i po nich), który działa bardzo sprawnie. Niestety to wciąż program pilotażowy, a więc nie tyle obecny na stałe w naszym systemie opieki zdrowotnej, ile czasowy, przedłużany o kolejne terminy. A przecież chirurgia bariatryczna, to – jak pokazują światowe badania – najbardziej efektywna metoda leczenia otyłości olbrzymiej. W Polsce wykonywanych jest kilka rodzajów operacji bariatrycznych, w tym najczęstsze i u nas, i na świecie: rękawowa resekcja żołądka (tzw. sleeve), która polega na usunięciu części żołądka, oraz tzw. gastric bypass (bypass żołądkowy), którego celem jest zaburzenie wchłaniania składników odżywczych, m.in. tłuszczy i węglowodanów, w obrębie jelit. Operacje te są refundowane przez NFZ i realizowane laparoskopowo. Wykonują je zarówno szpitale publiczne, jak i, odpłatnie, prywatne. Sposób przygotowania pacjenta do zabiegu i monitoring po nim są różne i zależą od placówki medycznej. 

W książce wspomina pani, że doświadczenie, jakim jest powrót do normalnej wagi, zupełnie zmienia energię życiową. Pani sama ma takie doświadczenia, dwukrotnie przeszła pani operację bariatryczną.

To prawda, pierwszą w 1995 r., a drugą, konieczną reoperację, w 2010 r. Od 14 lat moja choroba jest w fazie remisji. I po każdej operacji schudnięcie, czyli redukcja masy ciała, wywołało u mnie ogromne pokłady kreatywności. Po prostu zaczęło mi się więcej chcieć: uczyć się, zdobywać, pracować. I tak jest nadal. Choć trzeba też zaznaczyć, że ten pierwszy okres, gdy waga szybko spada, jest niezwykle euforyczny. Przestrzegam jednak pacjentów przez podejmowaniem wówczas pochopnych decyzji. To nie jest moment na rozwody, rzucanie pracy i inne wielkie zmiany, ale raczej na poznanie siebie od nowa i przystosowanie się do nowego życia. Ważne jest też to, jak reaguje otoczenie. U mnie doszło do dosyć dużego przebudowania kręgu towarzyskiego. Pojawiły się też nowe zainteresowania, nowe role. I, znając już siebie, na tym nie poprzestanę.

Basia Czyżewska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Jak (i czy) rozmawiać z osobą z otyłością, gdy chcemy pomóc jej wyzdrowieć
Proszę czekać..
Zamknij