Kiedy byliśmy dziećmi, w nich chcieliśmy widzieć tych, którzy mają wiedzę, pieniądze, doświadczenie. Niektórzy opiekowali się nami troskliwie, z miłością, inni nie. Na starość wszyscy potrzebują wsparcia. Czy dorosłe dzieci są zobowiązane zajmować się rodzicami?
Niska emerytura, wysokie ceny żywności i leków, rosnące opłaty za mieszkanie, ogrzewanie, gaz, prąd – z tym wszystkim wiąże się starość w Polsce. Trudną sytuację mają szczególnie kobiety, zwykle zarabiające mniej od mężczyzn, pracujące krócej, z dłuższymi przerwami w ubezpieczeniu, składkach emerytalnych, a jednocześnie o wyższej średniej długości życia.
Wiele osób w wieku emerytalnym nie nadąża za zmianami technologicznymi, nie umie załatwić swoich spraw przez internet czy odnaleźć się w gąszczu przepisów. Mierzą się też z systemem ochrony zdrowia – nie jest prosto zadbać o refundowaną profilaktykę, a pacjent schorowany, wymagający leczenia specjalistycznego jest właściwie zależny od pomocy bliskich osób.
Kiedy jesteś dorosłym dzieckiem starzejących się rodziców, masz czterdzieści kilka lat, zwykle masz jednocześnie mnóstwo pracy, kredyt do spłacenia, dzieci w trudnym okresie nastoletnim. Być może własne problemy ze zdrowiem, być może kryzys w związku. Na terapii albo poza nią możesz przypomnieć sobie wszystko, co dla ciebie zrobili rodzice – albo czego nigdy nie zrobili. Być może nie chcesz myśleć o tym, że trzeba przejąć nad nimi opiekę albo ich utrzymywać.
Czy dorosłe dziecko musi samo wspierać swoich rodziców?
Polskie prawo ujmuje rzecz prosto: członkowie rodziny powinni wzajemnie się wspierać i pomagać sobie, gdy ktoś popadnie w niedostatek. Obowiązek alimentacyjny spoczywa nie tylko na rodzicach w stosunku do dzieci, które jeszcze nie są w stanie samodzielnie się utrzymać. Także rodzice, jeśli nie starcza im na jedzenie, leki i podstawowe opłaty, a wiek czy stan zdrowia nie pozwala zarabiać, mogą domagać się alimentów od swoich dorosłych dzieci.
Zwykle złożenie pozwu sądowego i walka o alimenty od własnej córki albo syna to ostateczność – nikt nie chce czuć się na starość ubogi, bezradny, osamotniony, a wytoczenie sprawy sądowej, która miałaby skłonić dorosłe dziecko do zajęcia się ojcem albo matką, zdecydowanie nie świadczy o życiowym sukcesie rodziców. W takich sytuacjach sąd zresztą nie zawsze decyduje o zasądzeniu alimentów od dorosłego dziecka – szczególnie, jeśli ono samo ma problemy finansowe, a rodzic domagający się pieniędzy nie utrzymywał z dzieckiem kontaktów, źle je traktował, sam nie zajmował się jego utrzymaniem albo w ubóstwo popadł z powodu problemów takich jak na przykład alkoholizm lub hazard.
Przyjrzyjmy się temu, co niejednoznaczne i złożone, czyli emocjom i motywacji. Czy dorosłe dziecko musi samo wspierać swoich rodziców? Czy powinno czuć się do tego zobowiązane? Życie pisze niepowtarzalne scenariusze i każda sytuacja jest inna, ale o kilku sprawach warto pamiętać, zanim podejmiemy decyzję.
1. Za jakość relacji dziecka z rodzicem odpowiada rodzic
Pod względem emocjonalnym dorosłe dziecko nie jest swojemu rodzicowi nic winne z tego powodu, że ma od niego połowę genów. Dobrym rodzicem jest ten, kto był blisko, kochał, szanował, akceptował, wspierał tak, jak umiał najlepiej.
Większość ludzi rozwija tak zwaną bezpieczną więź ze swoim głównym opiekunem, co oznacza, że przynajmniej jeden rodzic (albo osoba pełniąca jego rolę) był dostępny emocjonalnie, przewidywalny, troskliwy, czuły na potrzeby dziecka. Wspaniałą bazę mają ci, którzy zarówno z mamą, jak i z tatą od zawsze mieli dobry kontakt. Takie osoby dostały dużo miłości i empatii. Gdy rodzice starzeją się, dzieci w naturalny sposób przyjmują postawę, do jakiej przywykły – stają się troskliwymi opiekunami, uważnymi na potrzeby rodziców i gotowymi do pomocy.
Jednak część dorosłych ludzi relacje ze swoimi rodzicami wspomina źle. W domu wymagano bezwzględnego posłuszeństwa, stosowano kary, zawstydzano, ośmieszano. Zdarza się też, że dzieci nie mogły liczyć na rodziców, bo oni byli zajęci swoimi sprawami (pracą, nałogami, nieuleczonymi problemami emocjonalnymi). Niektórzy z nas mają tak zwanych rodziców nieobecnych, którzy nie towarzyszyli w rozwoju (wyjechali, byli w więzieniu, zerwali kontakty z rodziną). To oczywiście nie jest wina dziecka, że tak się stało. Nie zawsze jest to wina rodzica. Ale odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, jest po stronie rodzica. I to on może próbować naprawić sytuację.
2. Poczucie winy jest złym doradcą
„Jeszcze żyję, dobrze, że sobie przypomniałeś o moim istnieniu” – taki tekst usłyszany przez telefon, rodzaj biernej agresji ze strony rodzica, wywołuje – oprócz złości – poczucie winy. Przy nagromadzeniu komunikatów, których główny przekaz brzmi: „ja się dla ciebie poświęcałam albo poświęcałem, a ty mi nie odpłacasz”, dorosłe dziecko zwykle albo zaczyna unikać rodzica, albo daje się wkręcić w poczucie winy. To nie jest zdrowa sytuacja. Nie ma tu mowy o tym, czego tak naprawdę rodzic potrzebuje i co dorosły syn albo córka mogą mu ofiarować. Dziecko – a nawet po czterdziestce jesteśmy dziećmi swoich rodziców – chce po prostu akceptacji mamy albo taty. W dzieciństwie, nie mogąc jej dostać bezwarunkowo, zabiega o nią na przykład dobrymi stopniami, a jako dorosły człowiek chce pokazać, że spełni wszelkie prośby i zachcianki rodzica. W takim układzie sprawy mogą potoczyć się zupełnie nieracjonalnie. Dorosły syn może skrócić dzień w pracy, żeby przywieźć matce jej ulubione ciastko z cukierni. Dorosła córka nie spędza czasu z partnerem, bo samotny tata codziennie chce jej towarzystwa przy kolacji. Dorośli ludzie uwikłani w poczucie winy wobec rodziców mogą zaniedbywać potrzeby swoje i bliskich, także własnych dzieci. Mogą stać się zgorzkniałymi ludźmi, którzy poświęcą wszystko dla rodzica, a i tak nie dostaną tego, o czym najbardziej marzyli – bezwarunkowej akceptacji.
3. O wsparciu warto szczerze porozmawiać
Jeśli dorosłe dziecko orientuje się, że rodzic rzeczywiście potrzebuje jego pomocy, warto usiąść i spokojnie sprawę omówić, a na koniec najlepiej spisać ustalenia. W czasie rozmowy dobrze byłoby ustalić, jaki rodzaj wsparcia będzie dla obu stron najwygodniejszy. Może zamiast wozić tacie zakupy z drugiego końca miasta łatwiej będzie zamówić dla niego potrzebne rzeczy przez internet z dostawą pod drzwi? Może trzeba opłacić osobę, która dwa albo trzy razy w tygodniu przyjdzie i pomoże mamie w porządkach, zmywaniu, praniu? Może dobrym rozwiązaniem będzie przekazywanie rodzicom jakiejś kwoty? Albo wzięcie na siebie stałych opłat, by emeryturę rodzice mogli przeznaczyć na inne potrzeby? To jest długotrwałe zobowiązanie, dlatego trzeba je dobrze przemyśleć i ustalić, na co możemy się umówić bez narażania na szwank własnej sytuacji. Do takich ustaleń warto mieć stosunek elastyczny i sprawdzać co jakiś czas, czy wszystkim dobrze służą.
4. Pomagać nie znaczy wyręczać
Dobra pomoc to taka, która odpowiada realnym potrzebom i pozwala biorcy zachować godność oraz poczucie sprawstwa. To bardzo ważne, by nie wyręczać człowieka w tym, co może zrobić sam, nawet jeśli obecnie potrzebuje na to trochę więcej czasu niż wcześniej i efekt nie zawsze jest idealny. Jeśli starsza mama nie może sama pójść do sklepu, trzeba jej zrobić zakupy, ale dopóki może, niech posiłki przygotowuje sama. Pewnie będzie jej łatwiej, gdy dostanie chleb krojony, a nie w bochenku, ale robiąc sobie kanapki na kolację, będzie czuła, że umie się o siebie zatroszczyć.
5. Czasem lepiej zapłacić opiekunom spoza rodziny
W naszej kulturze przyjęło się, że dorosłe dzieci samodzielnie zajmują się rodzicami w potrzebie. Ale to nie zawsze jest najlepsze wyjście z sytuacji. Ojciec, który był sprawnym, silnym mężczyzną, może czuć się upokorzony tym, że córka albo syn myje go i przebiera. Zapewne pomoc pielęgniarza byłaby dla niego bardziej komfortowa. Matka z postępującą demencją może mieć dużo lepsze warunki w domu opieki, w którym wykwalifikowana kadra z wprawą zajmie się jej potrzebami, a dzieci będą przychodzić w odwiedziny.
Bycie opiekunem chorej osoby jest ogromnie wyczerpujące fizycznie i psychicznie. Nie każdy człowiek ma na to wystarczająco dużo siły i odporności. Można mieć dobre intencje, ale jeśli opiekun czuje, że nie daje już rady, najlepiej, żeby opłacił pomoc. Jeśli będzie przemęczony, nikomu nie pomoże.
Kiedy nie możesz być z rodzicem na co dzień
Jak tego rodzaju zasady są stosowane w życiu? Dwie różne relacje – Adama i Justyny – pokazują, jak różne bywają indywidualne historie oraz w jaki sposób można zaplanować opiekę nad rodzicami.
Adam: – Moja mama dożyła 90 lat. Długo była samodzielna, ale kilka lat przed śmiercią potrzebowała już pomocy. Razem z siostrą ustaliliśmy rodzaj dyżurów – przyjeżdżaliśmy do niej na zmianę, z czasem włączyliśmy w pomoc także płatną opiekunkę. Trzeba było pomóc mamie umyć się, ubrać, położyć do łóżka. Wnuk informatyk zamontował w jej mieszkaniu kamery, żebyśmy mogli widzieć, gdyby upadła lub potrzebowała pomocy. Miała też specjalny alarm.
Wszystkie osoby pomagające jej wpisywały swoje wydatki do jednego zeszytu. Sumowaliśmy je raz na dwa albo trzy miesiące. Ustaliliśmy, że ja, jako osoba upoważniona do konta mamy, będę robił zwroty kosztów z jej emerytury.
Justyna: – Po śmierci taty mama została sama w sporym mieszkaniu. Ma problemy ze zdrowiem i czasem o czymś zapomina, ale na razie dobrze sobie radzi. Oboje z bratem staramy się jej pomagać w zakupach, umawianiu wizyt u lekarzy, transporcie. Ale nie możemy być z nią na co dzień. A czasem potrzebna jest jakaś drobna pomoc. Ustaliliśmy z mamą, że zamieszka z nią pani z Ukrainy, która ma w Polsce pracę. Jest uczciwa, troskliwa i sympatyczna, znamy ją od dawna. Ona nie będzie płacić za wynajem pokoju, w zamian za to czasem kupi mamie świeże bułki czy mleko, gdy my akurat nie będziemy mogli tego zrobić. No i będzie przy mamie ktoś życzliwy, kto w razie problemów może nas wezwać.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.