Na początku pandemii pojawiło się mnóstwo prognoz dotyczących związków, najczęściej skrajnych: boom demograficzny albo mnóstwo rozwodów. Tymczasem pandemia tylko zwielokrotniła problemy, które były już wcześniej. Uczymy się rozmawiać i nie przestaliśmy romansować. Co jeszcze? – opowiada seksuolożka Ameera Anna Ibrahim.
Gdzie ludzie umawiają się teraz na randki?
Ostatnio chodzą razem na protesty.
Wspaniałe!
Świeże powietrze, mało zobowiązujący spacer, no i największa wartość – od razu poznajesz czyjeś poglądy.
A seks?
W domu, ale to niezbyt bezpieczne, jeśli poznajemy kogoś przez aplikację. Zdarza się więc, że ludzie umawiają się na randkę, na przykład na jakimś parkingu – wcześniej zamawiają jedzenie albo kawę, siedzą w jednym z samochodów i rozmawiają. Dobrze, jeśli w pobliżu są kamery. Czytałam raport, według którego romanse w czasie pandemii kwitną.
Pewna seksuolożka mówiła mi, że kiedy mija kolejkę do Leroy Merlin, wyobraża sobie, że część osób w niej wyszła z domu tylko po to, żeby móc flirtować albo kontynuować romans, który już trwał.
Oczywiście, ludzie przecież nie przestali romansować tylko dlatego, że zaczęła się pandemia! Niektórzy nie potrafili się powstrzymać i szukali pretekstów, żeby wyjść z domu, inni nie. Jedno jest pewne: podczas kwarantanny trudniej udawać, że się czegoś nie widzi. Bo jeśli on jest seksoholikiem albo jest uzależniony od porno i masturbacji, to ona mogła tego do tej pory nie zauważać albo udawać, że nie widzi, ale teraz, jeśli spędzają cały czas razem, już nie może.
W tym roku ludzie mieli zdecydowanie więcej czasu na refleksję nad swoimi związkami, więc też życiem seksualnym. Musieli skonfrontować się z potrzebami partnera, swoimi fantazjami, ale też kompleksami i lękami. Wcześniej łatwiej było tego unikać – zawsze można było uciec w pracę, spotkać się z przyjaciółmi, wyjechać. Do mojego gabinetu trafiają pary, które właśnie teraz próbują się zmierzyć z różnymi problemami.
Pytałam znajomych, czy pandemia coś zmieniła w ich życiu seksualnym. Mówili, że ciągłe przechadzanie się po domu w dresie i brak atrakcji z zewnątrz, na przykład wypadów na weekend albo nawet wyjścia do kina czy teatru, powoduje brak ochoty na seks.
To jest w ogóle charakterystyczne dla par, które są ze sobą długo. Pandemia może to podbijać, bo faktycznie mniej się staramy o dobry wygląd, do tego mieszają się nam przestrzenie w domu – sypialnia z biurem, jadalnia ze szkołą. Ale ona tego nie powoduje. Bo teraz też możesz wyjść na spacer, zamówić dobre jedzenie i włożyć seksowną sukienkę na kolację z partnerem. Wszystko, co wyrywa parę z marazmu, może być budujące. No bo jak długo można leżeć i oglądać seriale, zajadając chipsy? W końcu przynajmniej jedna strona zacznie szukać innych rozrywek.
Aplikacje randkowe podobno święcą triumfy, gadżety erotyczne sprzedają się lepiej niż wcześniej, a strony z filmami porno udostępniają za darmo wersje premium.
Mimo to część osób, flirtując za pomocą aplikacji, w ogóle nie oczekuje seksu. Nie oczekuje nawet spotkania! Jeden z moich pacjentów nazywa to emocjonalną masturbacją. Według niego to, że piszesz z kimś pikantnie o seksie, samo w sobie jest nagrodą.
Wystarcza im romans epistolarny, świadomość, że ktoś ich pożąda.
Pisanie z podtekstem zdarza się głównie ludziom, którzy się nie znają. Parom, które są razem od 10, 15 lat, rzadko. Uznają, że to będzie sztuczne, dziwaczne i śmieszne, ale przede wszystkim nieskuteczne. Bo jak to? Tak nagle, w środku dnia wysłać żonie nagie zdjęcie? Albo wiadomość o fantazjach? Przecież nie będzie już ekscytacji! Oczywiście, że będzie, tylko wyobraźnia nas ogranicza. I schematy, w których tkwimy, albo strach przed odkryciem się.
Obie strony często myślą, że to, czego dowiedziały się o sobie w sferze seksualnej przez pierwsze miesiące czy lata, nigdy się nie zmieni.
Podobne artykułySeks, czyli czego boją się kobietyBasia CzyżewskaZawsze pytam pary, jak często aktualizują swój komputer i telefon, a jak często wiedzę na temat swojego partnera. Seksualność jest płynna, zmienia się, zależy od wielu czynników, zwłaszcza u kobiet. Pytam więc, jak było na początku, próbuję dojść, dlaczego nie ma już między nimi flirtu. I w zależności od tego, co wychodzi, staram się przekonać, żeby przełamywali schemat. Bo jeśli przynajmniej jedno z nich nie zacznie, to nigdy nie przekonają się, jak to jest. Na początku może być dziwnie, no bo jak ma nie być, jeśli po kilku latach rutyny nagle zamiast listy zakupów wysyłasz partnerowi zdjęcie w pięknej bieliźnie? Ale nawet jeśli, to warto eksperymentować, nie zniechęcać się. Przyznać, czego się pragnie, nie wymagając od siebie niezwykle wyrafinowanych fantazji. One nie muszą być wcale wybujałe, wyuzdane, zaskakujące. Jeśli masz ochotę na kąpiel w płatkach róż, to mu o tym powiedz!
Pewnie pojawia się myśl, że to tandetne.
Co z tego, jeśli akurat masz na to ochotę? Od czegoś trzeba zacząć, żeby dojść do czegoś bardziej wysublimowanego. Albo nie dojść, i to też jest OK. Zresztą fantazje to są najczęściej proste rzeczy: mężczyzna chce, żeby jego partnerka włożyła piękną bieliznę i obcasy, a kobieta marzy o świecach, ładnej pościeli, olejkach. Tymczasem, kiedy pytam w gabinecie o fantazje erotyczne, pary natychmiast zaczynają kombinować, żeby wymyślić coś bardziej wyrafinowanego niż prawda.
Żeby tylko seksuolożka się nie znudziła.
Boją się nazwać prawdziwe fantazje. Do tego dochodzi strach przed ujawnieniem tego partnerowi i myśl: „Czy wypada mieć ochotę na BDSM?” Albo: „Czy mogę ją poprosić o to, żeby czekała na mnie w koronkowej bieliźnie?”. Inna sprawa, że po drugiej stronie faktycznie często pojawia się podejrzliwość, skąd to się w jego głowie w ogóle wzięło.
Może ktoś inny go do tego zainspirował? Może mnie zdradza, oszukuje, może jest gejem?
I czy to znaczy, że już zawsze będziemy musieli to robić? Natychmiast pojawia się drugie dno, a w rozmowie o fantazjach lepiej nie oceniać partnera, nie podejrzewać go z marszu o szemraną motywację. Zwłaszcza że do realizacji fantazji w ogóle nie musi dochodzić, czasem nawet lepiej, jeśli fantazja pozostaje fantazją. A jeśli przełoży się ją na czyn i okaże się porażką, to wcale nie trzeba do niej wracać. Myślę na przykład o seksie analnym – często kobiety namawiane do niego właśnie tego się boją: że ich partner nie będzie potem już chciał robić nic innego. A to wcale nie musi się powtarzać, może pozostać urozmaiceniem.
A jeśli po prostu nie pożądam już partnera?
Jeśli znika pożądanie, to zastanawiam się, co dzieje się w relacji, w szerszym planie. Czy osoba, która deklaruje brak ochoty na seks, ciekawi się jeszcze tą drugą stroną? Doznała jakiegoś rozczarowania? Czy może wręcz przeciwnie – stała się bardziej przyjacielem niż kochankiem. Bo seks nie znosi kumpelstwa, nie pożąda się osoby, która jest częścią nas.
Teraz trudno uniknąć fuzji, bo nie ma dokąd wyjść.
Ale wciąż można być szczerym. I zadać sobie pytanie, czy na pewno chcę być z tą osobą w związku. Taki rodzaj otwartości najczęściej widzę u par homoseksualnych, które decydując się na bycie razem, musiały odpowiedzieć sobie na mnóstwo pytań – nie tylko na temat preferencji relacyjnych, ale też seksualnych.
To też trudne, bo musisz skonfrontować się z myślą o rozstaniu. A nie wiesz, kiedy będzie okazja do poznania kogoś nowego.
Łatwiej być z kimś, z kim czujemy się samotne? Przestrzegam przed traktowaniem pandemii jako czasu zawieszenia, jestem za tym, żeby w tej sytuacji nienormalności nie wypierać swoich potrzeb, nie odkładać ważnych decyzji na później. Zwłaszcza że nie wiemy, jak długo pandemia potrwa, a stan zawieszenia emocjonalnie jest najtrudniejszy. Oczywiście – poznawanie ludzi, randkowanie jest teraz inne, ale czy należy z niego rezygnować?
Wydaje mi się, że tylko singielki w tej sprawie rozkwitają.
Często poznając kogoś przez aplikację, myślą: „Prawdopodobnie nigdy go nie spotkam, więc mogę się rozwinąć!”. I płyną. Same dowiadują się, o czym marzą, dopiero w takiej sytuacji to nazywają.
Jedna z moich koleżanek ma wirtualny romans z mężczyzną, który jest na innym kontynencie. Najpierw pisali, potem zaczęli wysyłać zdjęcia i uprawiać seks przed kamerą. Oprócz regularnych orgazmów pozwoliło jej to poznać własną seksualność. Polubiła swoje ciało, zaczęła dostrzegać swój erotyzm: „Oglądam swoje zdjęcia i myślę, że są naprawdę piękne. Nie dlatego, że uważam się nagle za reinkarnację Kleopatry, tylko doświadczenie seksu online, bez dotyku tej drugiej osoby, nauczyło mnie dostrzegać siebie”.
Podobne artykuły„Seksuolożki”: W życiu jest miejsce na przyjemnośćPaulina Klepacz Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu była skupiona na swojej seksualności. Przyglądała się sobie, robiła zdjęcia, chciała, żeby one były seksowne i piękne – to bardzo pobudzający element życia erotycznego. Do tego dochodzi cała otoczka: oboje pozwolili sobie na to, żeby puściły wszystkie blokady, spełniali fantazje. Gdyby poczuli się niekomfortowo, mogliby wyłączyć kamerę albo nigdy już nie wysyłać zdjęć, przestać pisać. Tak duże poczucie bezpieczeństwa paradoksalnie daje dużo przyjemności, bo to jest wolność.
No i jeszcze jedno: żeby stworzyć erotyczną atmosferę na wieczór, bez dotykania się, obecności kochanka, trzeba mieć inicjatywę i znacznie wcześniej zacząć budować atmosferę.
Tradycyjny model propagowany przez seksuologów: od rana dbaj o to, co się wydarzy wieczorem.
Bo przecież nie jest tak, że spotykasz się przed kamerą i nagle zaczynasz masturbować, tylko przygotowujesz się, myślisz, piszesz, co cię kręci, robisz ładne zdjęcia, tworzysz całą dramaturgię. Poza tym znacznie rzadziej w takiej sytuacji ludzie przerzucają odpowiedzialność za swoją przyjemność na drugą stronę: trudniej to zrobić, bo są w innych miejscach. Sami muszą o to dbać, przy jednoczesnym zainteresowaniu drugą stroną. Taki seks często jest bardzo świadomy.
A seks w maseczkach?
Słyszę o tym w gabinecie, ludzie traktują to jako ciekawostkę. Zwykle widzisz twarz osoby, z którą się kochasz, jej emocje. Zwykle się całujecie. Tu masz namiastkę tajemnicy, anonimowości, czegoś niedozwolonego. A jednocześnie szybkie rozładowanie napięcia, więc też szybką gratyfikację, spełnienie.
Klasyką w porno jest motyw pielęgniarka – pacjent. Ktoś zdrowy opiekuje się kimś chorym, więc ryzykuje zarażeniem. Z koronawirusem jest podobnie: jeśli uprawiasz seks w maseczce, to znaczy, że wpisujesz w ten seks ryzyko. Więc to spełnienie fantazji o adrenalinie, zagrożeniu, silnych emocjach. Pragnienie, które jest głębiej, COVID jest tylko pierwszą warstwą.
Na początku pandemii padło mnóstwo przestrzelonych diagnoz: że będzie boom demograficzny, bo wszyscy nagle się na siebie rzucili. Albo wręcz przeciwnie: że wszyscy się rozwodzą. Jak patrzysz na to z perspektywy czasu?
Mam wrażenie, że ludzie są bardziej świadomi. Wiedzą już, jak bardzo potrzebują bliskości, dotyku, seksu. I tęsknią za tym, co mieli wcześniej. Sama, już w pierwszych tygodniach kwarantanny, uświadomiłam sobie, jak dużo dotyku mamy w przestrzeni publicznej: wystarczy wejść do tramwaju, knajpy, kina. Wszędzie się ocieramy, stykamy, całujemy. Teraz tego nie ma i ludziom tego bardzo brakuje. Mnie też.
A jeśli chodzi o seks, to żadnej rewolucji nie ma: część osób znalazła czas i chęć na to, żeby lepiej poznać swoje potrzeby albo zbliżyć się do partnera, część się oddaliła. Pandemia tylko zwielokrotniła problemy, które wcześniej już były, uwypukliła je. Ale widzę w tym coś optymistycznego: pandemia prowokuje zadawanie trudnych pytań, które odkładaliśmy od dawna na potem. Być może dzięki niej część z nas nauczy się szczerze rozmawiać.
* Ameera Anna Ibrahim – psycholożka, seksuolożka, terapeutka. Zdobywała doświadczenie w Ośrodku Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej w Zagórzu, Mazowieckim Specjalistycznym Centrum Zdrowia w Pruszkowie, na oddziale terapii uzależnień w areszcie śledczym, w Poradni Seksuologicznej i Patologii Współżycia Centrum Psychoterapii SWZPZPOZ w Warszawie. Współpracowała przy tworzeniu opinii sądowo-seksuologicznych. Pracuje w gabinecie prywatnym, mieszka w Warszawie. Prowadzi profil strefa (bez)wstydu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.