Jak zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich wpłynie na Polskę i na świat?
Donald Trump pokonał Kamalę Harris w wyborach prezydenckich. Prof. Małgorzata Zachara-Szymańska z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadząca podcast „Wolna Amerykanka”, tłumaczy, jak jego zwycięstwo wpłynie na Polskę i na świat. – Ameryka wycofa się z przywództwa opartego na wartościach – mówi ekspertka.
Śledziła pani na bieżąco wyniki wyborów w kolejnych stanach?
Prowadziłam wieczór wyborczy ze studentami na Uniwersytecie Jagiellońskim, łączyliśmy się też ze studiem wyborczym TVN24. Były emocje i szala przechylała się jakby na korzyść Demokratki. Poszłam spać o drugiej, gdy spłynęły wstępne wyniki. Rano odwiozłam córkę do szkoły, znów zasnęłam, obudził mnie telefon dziennikarki, która powiedziała: „No i po sprawie”. Wciąż przetwarzam informację o zwycięstwie Donalda Trumpa. Nie mogę się jeszcze do tej rzeczywistości przyzwyczaić.
Nie spodziewała się pani takiego wyniku?
Sondaże od dłuższego czasu nie wskazywały zwycięzcy. W pewnym momencie Kamala Harris osiągnęła poziom poparcia, które miał Joe Biden, co uznano za wskaźnik rozpędzania się tej fali poparcia. Przez chwilę wydawało się, że uda jej się pokonać przeciwnika. Donald Trump miał ugruntowaną pozycję w amerykańskiej polityce. Choć nie rozszerzył swojej bazy wyborczej, okazało się, że wcale nie musiał, bo kandydatura Kamali Harris okazała się dla wielu Amerykanów, szczególnie mężczyzn, zbyt ryzykowna. Kiedy analizujemy exit polls, widać, że co prawda większość kobiet zagłosowała na Kamalę Harris, ale to nie wystarczyło. Pewnie część mężczyzn, którzy zagłosowaliby na kandydata Demokratów – mężczyznę, zdecydowała się poprzeć Trumpa, a nie kobietę.
Kamali Harris nie pomogło poparcie Hollywood, gwiazd, występ w „SNL-u”? W ostatnich dniach jej wiece przyciągały tłumy.
Do najbardziej zdyscyplinowanych wyborców należą osoby starsze i w średnim wieku, na których nie robią wrażenia takie fajerwerki. Sygnał, że idzie nowe, mógł porwać młodych. Ale zdaje się, że ci młodzi wcale tłumnie do wyborów nie ruszyli. Nie uratowali kandydatury Harris, chociaż mogli. Nie wiemy jeszcze, jaka była frekwencja, prawdopodobnie najwyższa z dotychczasowych.
W wyobrażeniu zwolenników Trumpa Kamala Harris była prawdziwym wrogiem. Myśleli, że trzeba zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do objęcia przez nią najwyższego urzędu w państwie. Czy ta determinacja byłaby mniejsza, gdyby z ramienia Demokratów startował ktoś inny? Niekoniecznie Joe Biden, bo jego kandydatura budziła wątpliwości w samej partii.
Ameryka nie jest więc gotowa na zmianę?
Nie jest gotowa na rewolucyjną zmianę. Nastroje społeczne widocznie nie są jeszcze takie złe, by ryzykować. Z punktu widzenia Amerykanów Trump to kandydat stałości, a Harris – kandydatka zmiany. Trump prowadził politykę strachu, podkręcał poczucie lęku. Mówił wyborcom, że z każdej strony nadciąga niebezpieczeństwo po to, by szukali poczucia bezpieczeństwa pod jego skrzydłami.
Amerykę czeka izolacjonizm czy imperializm?
Izolacjonizm. Donald Trump wyraźnie wskazuje na konieczność zachowania przez Stany Zjednoczone roli przywódczej, ale w tradycyjnym rozumieniu. To Ameryka ma dominować, dyktować warunki, narzucać swoje zdanie, z którym inne kraje muszą się pogodzić. Ameryka występuje z pozycji siły. Ale świat się od XX wieku zmienił. Każda administracja musi mierzyć się z tym, że pozycja Stanów Zjednoczonych jest relatywnie słabsza niż w czasie zimnej wojny i w latach 90. minionego wieku.
Dotychczasowa administracja demokratyczna Joe Bidena wycofywała się z budowania szerokiej sieci porozumień handlowych w strachu przed tym, że niektóre relacje mogą się okazać dla Stanów niekorzystne. W pewnym stopniu izolacjonizm, przynajmniej w kwestiach gospodarki, to teraz stała cecha polityki zagranicznej Ameryki.
Republikanie, zdaje się, wycofają się też z modelu Ameryki jako przywódcy wolnego świata, jako przywódcy wolności, z przywództwa opartego na wartościach. I to jest niebezpieczne.
Co oznacza wycofanie się z pomocy Ukrainie w wojnie z Rosją?
To będzie oznaczało kompromitację wizerunku Ameryki, wizerunku całego świata Zachodu. Bez wsparcia Ameryki Ukraińcy nie będą w stanie dalej się bronić. Ich pozycja słabnie. Prawdopodobnym scenariuszem wydaje się narzucenie Ukrainie warunków pokoju.
Jaki udział będzie miał w tym Trump?
Być może ziści się scenariusz mocarstwowy. Donald Trump będzie chciał udowodnić, jak ogromny ma wpływ na Władimira Putina. Czy będzie miał wystarczająco silne argumenty, by cokolwiek przywódcy rosyjskiemu narzucić? Wydaje się, że nie, ale zobaczymy, po jakie instrumenty sięgnie amerykańska administracja.
Czyli zastosuje zasadę dziel i rządź? A w jaki sposób pokaże dominację nad Chinami?
To dość niebezpieczne, bo chińska gospodarka jest uzależniona od amerykańskiej – i odwrotnie. Te państwa ze sobą rywalizują, od tego nie ma ucieczki. Chodzi o to, żeby tą rywalizacją zarządzać, a nie iść w ślepą konfrontację. Czy doradcy Donalda Trumpa, który mimo doświadczenia w Białym Domu nadal nie zna się szczególnie dobrze na niuansach polityki zagranicznej, będą mu służyć radą? Czy pomogą mu utrzymać świat we względnej stabilności?
W poprzedniej kadencji widać było, że instytucje amerykańskie działają, sam Donald Trump niewiele mógł zrobić bez wsparcia całego systemu władzy. Czy tym razem będzie inaczej?
Tak, bo odzyskując władzę, uzyskał niezwykle silną legitymację do rządzenia. Powraca w glorii chwały, a Republikanie być może przejmują Kongres. Jego narracja o skradzionych wyborach i zakulisowym działaniu państwa wydaje się teraz jego wyborcom jeszcze bliższa prawdy.
To niebezpieczna sytuacja, bo Trump może uznać, że musi przeorganizować system tak, by jego władza, prawowitego trybuna ludowego, za jakiego się uważa, nie była już nigdy zagrożona.
Wzbudzając tym samym jeszcze większą nieufność swoich wyborców wobec innej władzy niż jego własna.
Tak, Trump forsuje retorykę, która nie jest retoryką jednoczącą. W systemie amerykańskim tylko prezydenta wybierają obywatele. Staje się więc reprezentantem całego narodu. Tylko on ma prawo powiedzieć, że reprezentuje wszystkich. Do tradycji należało, że wszyscy prezydenci sprawowali funkcję jednoczącą. Mówili, że jesteśmy razem, nawet jeśli różnimy się w tym, jak chcemy kształtować przyszłość Ameryki. Ważne było to, by podziały nie były za głębokie, by próbować je neutralizować. Trump jest jedynym prezydentem, którego przekaz nie odnosi się do konstytucyjnej frazy „We, the people”, a raczej wyłącznie do społeczności jego zwolenników.
Jak wyniki wyborów wpłyną na Polskę?
To jest pytanie o to, jak ustawi się administracja Trumpa wobec Unii Europejskiej. Filarem polskiej polityki zagranicznej jest szukanie równowagi pomiędzy interesami europejskimi a gwarancjami bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych.
Polska racja stanu wiąże się z poparciem dla Ukrainy. Nie wiemy, kto zostanie w Polsce prezydentem. Po wyborach okaże się, czy coś się na tej linii zmieni.
Nie powinniśmy jednak prognozować jakichś negatywnych konsekwencji w kwestiach gospodarczych, bo współpraca z Ameryką będzie się rozwijać niezależnie od tego, kto sprawuje tam władzę. Polska jest w takiej pozycji, że musi współpracować z każdym. Projekty, które zostały zainicjowane, prawdopodobnie będą kontynuowane. Być może ich impet będzie większy, a być może mniejszy. Tego nie wiemy. Polska może oberwać rykoszetem, jeśli Ameryka skonfliktuje się z Unią Europejską.
A czy strach przed Ameryką może doprowadzić do konsolidacji Unii Europejskiej?
To już się dzieje, bo pierwszym sygnałem ostrzegawczym była pierwsza kadencja Trumpa. Drugim, daleko poważniejszym sygnałem ostrzegawczym, był atak Rosji na Ukrainę. Unia Europejska mogła liczyć na Stany Zjednoczone jako solidnego partnera prowadzącego politykę odpowiadającą wartościom ustalonym po II wojnie światowej. To się zmieni. Układanie się wewnątrz Unii też jest burzliwe. Czy wszystkie strony, bez zewnętrznej presji, bez ogniwa spajającego w postaci przywództwa amerykańskiego, dojdą do porozumienia? Tego też nie wiadomo. Wynik wyborów w Ameryce rodzi wiele pytań, na które odpowiedzi pokażą najbliższe tygodnie, miesiące.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.