Czy lajkowanie zdjęć crusha i wirtualne relacje to sygnał niewierności? Co we współczesnym świecie uznajemy za zdradę? Czy wirtualna zdrada boli mniej? Jak się ustrzec przed zdradą i czy koniecznie trzeba – z seksuologiem Michałem Sawickim rozmawiamy o definicji zdrady.
W świecie, w którym żyjemy, coraz bardziej zacierają się granice między tym, co realne i wirtualne. Wpływa to nie tylko na nasze relacje, lecz także na definicje miłości i zdrady. Zwłaszcza ustalenie tego, czym jest ta druga, jest trudne. Oprócz zdrady fizycznej mówimy o zdradzie emocjonalnej, mikrozdradzie, zdradzie w sieci.
– Podział na zdradę fizyczną i zdradę emocjonalną jest dość niefortunny, bo trudno te dwa aspekty precyzyjnie od siebie oddzielić i zmierzyć kaliber – mówi psycholog, psychoterapeuta, seksuolog Michał Sawicki. – Najważniejsze wydaje się, jak osoby czują się w danej sytuacji.
Rozmawiamy z nim o liniach oddzielających wierność i niewierność, o tym, jak sobie ze zdradą radzić i co może wyniknąć z niej dobrego.
Czym jest zdrada? Definicja zależy od nas
W układzie, który tworzymy, musimy ustalić, czym dla nas jest zdrada, bo jednej definicji nie ma – podkreśla Michał Sawicki.
– Każdy z nas ma wyobrażenie, czym jest zdrada, i wchodząc w relację, zakładamy, że druga strona myśli podobnie. Potem nagle się okazuje, że robi coś, co w jej oczach jest w porządku, a dla nas oznacza niewierność. A zdrada wciąż jest traktowana jako jedna z najpoważniejszych zbrodni w relacji. Poważniejsza nawet od przemocy psychicznej czy fizycznej.
Dlatego tak ważne jest wytyczenie granic i zdefiniowanie potrzeb.
– Najlepiej ustalić to już początku, w momencie zauroczenia – radzi Sawicki. – Często w gabinecie słyszę historie o tym, jak jedna strona stara się, robi dużo, by okazać zaangażowanie, a druga strona tego nie docenia, bo w ogóle akurat takich gestów nie potrzebuje. Gdyby rozmawiali o swoich potrzebach, byłoby łatwiej. Pamiętajmy też, że niczego nie ustalamy na całe życie. Trzeba systematycznie wracać do tematu, bo nasze potrzeby się zmieniają, a granice można przesuwać.
Wszystko to brzmi dość prosto w teorii, a w praktyce okazuje się, że bardzo trudno nam rozmawiać o potrzebach i podejściu do wierności. – Po pierwsze można nie znać swoich potrzeb dotyczących seksualności i bliskości. Po drugie boimy się oceny, reakcji drugiej strony – czy nie będzie zła, smutna, rozczarowana. Po trzecie wreszcie nie wiemy, jak my zareagujemy – czy dźwigniemy cudze potrzeby – tłumaczy seksuolog. Zapewnia jednak, że kiedy jest w nas otwartość na rozmowę, czujemy się bezpiecznie w relacji, to – choć nikt nas komunikacji w związku nie uczy – da się znaleźć porozumienie.
Wirtualna zdrada. Strzeż się złych miejsc
Rozwój platform internetowych sprawił, że mamy łatwy dostęp do rzetelnej edukacji o seksualności i relacjach. Wiele osób tworzących w sieci to profesjonaliści i profesjonalistki. Niestety, zwłaszcza na TikToku, równie łatwo trafić na samozwańczych specjalistów.
Przestrzegają przed zdradą, radzą, jak sprawdzać osoby partnerskie, radzą, by kontrolować, kogo obserwują, komu dają lajki, a nawet zachęcają do zakładania kont incognito i zrobienia partnerowi testu wierności poprzez próbę wciągnięcia go w internetowy flirt.
– To materiały stygmatyzujące, bazujące na stereotypach, że zdradzają tylko faceci itp. Są popularne, bo odpowiadają na obawy użytkowników. Często dostaję pytania, co oznacza, kiedy partner lajkuje czyjeś zdjęcia – opowiada Michał Sawicki.
Co oznacza? Że dla niektórych osób naruszeniem wierności jest lajkowanie, dla innych wymienianie zdjęć, wiadomości. To z kolei wynika z tego, że budujemy relacje w oparciu o przekonanie, że osoba partnerska jest w stu procentach dla nas, że tylko na nas będzie kierować uwagę.
– To nierealne oczekiwania – podkreśla seksuolog. – I sprawiają, że w momencie, kiedy okazuje się, że wokół osoby partnerskiej są inni ludzie, tracimy grunt pod nogami, bo godzi to w nasze poczucie wartości. Praca terapeutyczna i edukacyjna w takim przypadku polega na uświadamianiu, że druga osoba nie będzie z nami w stu procentach, a to, że ma wokół znajomych, to normalna rzecz. Znów, ważna jest komunikacja, czyli wspólne wyznaczenie związkowej przestrzeni, granic, zrozumienie, na jakim fundamencie opiera się nasza relacja.
Michał Sawicki radzi, żeby pamiętać, że związek jest wyborem. – To nasz codzienny wybór, by być ze sobą. Nasza decyzja, że mimo tego wszystkiego, co wokół nas, jesteśmy dla siebie najważniejsi. Monogamia to też wybór, z natury nie jesteśmy monogamiczni.
Zdrada nie musi oznaczać końca relacji
Popularnym pytaniem zadawanym w sieci jest to, czy poinformować osobę partnerską o zdradzie. A nawet o tym, że nawiązaliśmy jakąś znajomość w sieci, że ktoś okazuje nam ponadprzeciętne zainteresowanie w social mediach. Czy jeśli odpowiemy, to będzie to mikrozdrada?
– Światy online i offline są ściśle powiązane – przypomina psycholog. – Trudno rozdzielić te rzeczywistości. Według mnie to, co dzieje się w sieci, ma taką samą wagę jak w realu. I boli tak samo. Przecież można uprawiać wirtualny seks, zaangażować się, przywiązać i nasze odczucia będą jak najbardziej realne.
Można też, zauważa Michał Sawicki, nie konsumować żadnych erotycznych treści, a spędzać dnie i noce, grając w „Mario Bros”. I co wtedy? Czy możemy uznać, że druga osoba zdradza nas z konsolą? – Jeśli kurczy się wspólna przestrzeń w związku, to jest to sygnał, że dzieje się coś złego. Jednak z jakichś względów my podnosimy alarm dopiero wtedy, kiedy chodzi o seks.
Seksuolog doradza namysł, czy trwanie w przekonaniu, że tylko monogamiczny związek ma sens, jest realne. Zdrada, oczywiście, uderza w nasze poczucie wartości, samoocenę, trudno nad nią przejść do porządku dziennego. Ale nie musi oznaczać końca relacji.
Pożądanie, wypalenie, internet
Dziś pożądanie w relacji jest zdecydowanie trudniej utrzymać niż dwa–trzy pokolenia temu. Musimy wciąż weryfikować nasze przekonania odnośnie do pożądania i seksualności. – Z jednej strony internet to doskonały wynalazek. Z drugiej – jego rozwój spowodował, że szybciej się nudzimy, potrzebujemy coraz więcej nowych bodźców. Także w związkach – mówi Michał Sawicki. – Relacje i seks wymagają więc od nas więcej rozmów i pracy.
Z pomocą, paradoksalnie, może przyjść właśnie internet. Cyfrowe narzędzia mogą pomóc nam w utrzymaniu ognia, znalezienia inspiracji erotycznej, pozwalają na sexting w parze, na wysyłanie podniecających zdjęć.
– Trzeba tylko pamiętać, że w internecie nic nie ginie. Że istnieje takie zjawisko jak porn revenge. Ale jeżeli nie przewidujemy czarnego scenariusza, robimy to z głową, to bez wątpienia mamy wiele możliwości rozpalania na nowo pożądania. Ogranicza nas tylko wyobraźnia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.