James Baldwin przez całe życie angażował się w działania na rzecz ruchu praw obywatelskich czarnoskórych w Stanach Zjednoczonych. Cyfrowa wystawa w Narodowym Muzeum Afroamerykańskiej Kultury i Historii Smithsonian prezentuje twórczość pisarza. W kolejnych miesiącach ukażą się w Polsce nowe tłumaczenia esejów „Następnym razem pożar” oraz wznowienie powieści „Mój Giovanni”.
„Na ścianach wisiały zdjęcia, plakaty i sztuka oprawiona w ramki, nie wspominając o burzy obrazów i przedmiotów zdobiących gzyms kominka, wśród których dominował zielono-żółto-czerwony plakat Nelsona Mandeli” – tak wspominała swoją pierwszą wizytę w domu Jamesa Baldwina w Saint-Paul-de-Vence na francuskiej riwierze Magdalena J. Zaborowska, polska badaczka jego twórczości na Uniwersytecie Michigan. Gdy w 2000 roku odwiedziła dom twórcy, Baldwin nie żył już od 13 lat. Jego dom został przebudowany kilkanaście lat później, bo pisarzowi nigdy nie udało się go w pełni wykupić.
Pomimo różnych wysiłków tych, którzy chcieli ocalić Chez Baldwin [U Baldwina; fr.] od zapomnienia, miejsce, w którym prozaik, eseista i aktywista zmarł, nie istnieje. Przynajmniej nie w tej formie, w której ostatni raz oglądały go jego przenikliwe oczy. Na archiwalnym zdjęciu Daniela Salomonsa od strony ulicy widać kamienny murek i budynek obrośnięty dzikim winem, z garażem w przyziemiu i małym oknem okolonym okiennicami w gołębioliliowym kolorze. Za nim dwa potężne cyprysy. Nikt nie odważył się ściąć starych drzew. Zrobiono remont, wymieniono bramę, zdjęto okiennice, a drzwi do garażu pomalowano na brązowo. Google Maps co prawda nie wyjaśnia, kto tam teraz mieszka, lecz podpowiada, że we wrześniu 2022 roku budynek nadal stał.
James Baldwin: Najważniejsza jest miłość
„Słuchajcie, nie jestem zainteresowany Paryżem Jimmy’ego Baldwina, tak? Nie jestem ani trochę zainteresowany moimi 22 latami w tym mieście. To nie ma żadnego znaczenia. To, co jest ważne, to to, że z czegoś ocalałem i jestem czegoś świadkiem” – tłumaczy z mocą James Baldwin, stojąc na placu Bastylii. Pisarz jest wściekły. Brytyjska ekipa filmowa wymyśliła, że nakręci dokumentalny portret pisarza, nie uwzględniając jego aktywizmu. Nie ma mowy. Jest 1970 rok. Baldwin właśnie wyjechał do Francji po raz drugi. Dwa lata wcześniej zastrzelono Martina Luthera Kinga, w 1965 roku Malcolma X, a w 1963 roku Medgara Eversa, także działacza ruchu praw obywatelskich. Od 1963 roku James Baldwin jest obserwowany przez FBI. Niby jak miałby odstawić politykę na obok i zgodzić się na sentymentalny portret na tle Sekwany? Choć od wielu lat jest jednym z najbardziej znanych czarnych amerykańskich pisarzy, czuje się uchodźcą politycznym.
W dokumencie „Meeting The Man: James Baldwin in Paris” w reżyserii Terence Dixona pisarz rozmawia o powodach opuszczenia Stanów Zjednoczonych z modernistycznym malarzem Beaufordem Delaneyem. W filmie pojawia się tylko krótka migawka z ich spotkania w towarzystwie innych czarnych ekspatów w pracowni malarza, jednak przyjaciółmi byli przez wiele lat. Delaney należał do twórczej bohemy, przyjaźnił się m.in. z Georgią O’Keffee i Henrym Millerem. Do Nowego Jorku przybył, gdy kulturalny boom w Harlemie podupadał w efekcie wszechobecnego kryzysu finansowego – Wielkiej Depresji. Pomimo to stał się jedną z twarzy Harlemskiego Renesansu, a później przyjacielem i opiekunem Baldwina, dla którego był przykładem tego, że czarny mężczyzna może skutecznie utrzymywać się z pracy twórczej oraz nie kryć się z miłością do innych mężczyzn.
Getto Harlemu
Zanim Baldwin poznał Delaneya i artystyczne, queerowe towarzystwo mieszkańców Greenwich Village, najbliższe otoczenie na każdym kroku przekonywało go, że nie ma szans na takie życie. Urodził się w Harlemie w Nowym Jorku w 1924 roku. „Ten niewinny kraj zesłał cię do getta, postanawiając, na dobrą sprawę, że w nim zginiesz […]. Urodziłeś się tam, gdzie się urodziłeś, i stanąłeś wobec takiej, a nie innej przyszłości dlatego, że jesteś czarny i wyłącznie z tego powodu […]. Przyszedłeś na świat w społeczeństwie, które w sposób brutalnie jednoznaczny i na wszelkie możliwe sposoby orzeka, że jesteś oto człowiekiem nic niewartym” – pisał Baldwin w „Zatrząsł się mój loch. Liście do bratanka w setną rocznicę wyzwolenia” opublikowanym w 1962 roku przez „The New Yorkera”, którego wydanie sprzedało się wówczas w rekordowym nakładzie.
To, czym było dla Baldwina getto Harlemu, pisarz wyłożył w drugim eseju napisanym w tamtym czasie: „U stóp krzyża. List z krainy mojego umysłu”.
„Albowiem zapłatę za grzech napotykało się wszędzie, w każdym przejściu ochlapanym winem i obryzganym moczem, w każdym przeszywającym sygnale ambulansu, w każdej bliźnie na twarzach alfonsów i ich dziwek, w każdym bezbronnym, nowo narodzonym dziecku wydanym na pastwę niebezpieczeństwa, w każdej bójce na Alei i z użyciem noży czy pistoletów, w każdej kronice wydarzeń przynoszącej katastrofalne wieści (…) przestępstwo nabrało dla mnie rzeczywistych konturów nie jako jedna z możliwości, a jako możliwość jedyna” – pisał.
Pomimo trudnych realiów Harlemu późnych lat 30. w 1941 roku skończył liceum, do którego uczęszczał razem z Richardem Avedonem. W albumie na zakończenie szkoły napisał, że chce zostać pisarzem i autorem sztuk teatralnych, jednak żeby wesprzeć rodzinę finansowo, zaczął pracować fizycznie: na budowie, przy układaniu torów, w pakowalni mięsa. Każda z tych prac powodowała frustrację – w wieku 19 lat nadużywał alkoholu i pogrążał się w depresji.
Do Paryża z 40 dolarami w kieszeni
W 1943 roku Baldwin przeniósł się do Greenwich Village. Na początku mieszkał u wspomnianego malarza Delaneya, dzięki któremu wyszedł z kryzysu psychicznego. Rok później na zajęciach z aktorstwa poznał Marlona Brando, z którym zaprzyjaźnił się na lata – w okresie wzmożonej walki o prawa obywatelskie czarnych w latach 60. aktor stał się sojusznikiem ruchu i często z Baldwinem występował w tej sprawie publicznie. Niedługo później, w 1945 roku, pisarz poznał Richarda Wrighta, innego autora, którego książka „Syn tego kraju” miała, podobnie jak dzieła Baldwina, stać się jedną z podstawowych lektur literatury amerykańskiej. W tamtym czasie Baldwin próbował bezskutecznie wydać swoją pierwszą książkę – „Głoś to na górze” (ukazała się dopiero osiem lat później) – oraz pisał recenzje i publikował pierwsze eseje, m.in. o antysemityzmie w czarnej społeczności. W 1948 roku otrzymał stypendium i planował wydanie albumu fotograficznego o Harlemie z tekstami swojego autorstwa. Ostatecznie porzucił projekt, a większość pieniędzy oddał matce, by wesprzeć utrzymanie ośmiorga przyrodniego rodzeństwa. W listopadzie wyjechał do Paryża z 40 dolarami w kieszeni, by wyzwolić się z rasowej dyskryminacji i zaakceptować swoją homoseksualność.
Wyprawa po południowych stanach
„Nikt nie staje się paryżaninem z racji posiadania paryskiego adresu” – pisał Baldwin w eseju „Kwestia tożsamości”, opublikowanym w zbiorze „Zapiski syna tego kraju” w 1955 roku. W Paryżu mieszkał na Saint-Germain-des-Prés, w hotelu Verneuil w szóstej dzielnicy. II wojna w Europie skończyła się zaledwie trzy lata wcześniej. Baldwin opuszczał obskurny, chłodny pokoik, by pisać w kawiarniach. Jeśli finanse na to pozwalały, zasiadał w słynnym Café de Flore na pierwszym piętrze. Jeśli nie, sprzedawał ubrania, a nawet maszynę do pisania. W tamtym okresie poznał wielu artystów, filozofów i pisarzy – wśród nich Maxa Ernsta, Jeana-Paula Sartre’a i Simon de Beauvoir. Z dystansu do ojczyzny, pisał kolejne teksty i zakochał się w kilka lat młodszym malarzu, Lucienie Happersbergerze. Na początku lat 50. para wyjeżdżała kilkukrotnie do Szwajcarii, do rodzinnej posiadłości Happersbergera, gdzie Baldwinowi udało się dokończyć „Głoś to na górze”. W 1956 roku Baldwin opublikował kolejną powieść – „Mój Giovanni” – opowiadającą o miłości dwóch mężczyzn, którą zadedykował Happersbergerowi. Zaczął pracę nad następną książką – „Inny kraj”, tym razem łączącą homoseksualną i biseksualną miłość z rasowymi problemami Ameryki. Paryż jednak nie alienował go od rosnących amerykańskich napięć rasowych. Prasowe doniesienia o linczach i agresywnych demonstracjach wymierzonych w czarnoskóre dzieci, które właśnie zaczynały naukę w szkołach wcześniej zarezerwowanych dla białych, przypominały mu o sytuacji, którą zostawił w ojczyźnie. W lipcu 1957 roku wrócił do USA. Na jesieni udał się w podróż po południowych stanach, gdzie rasizm i dyskryminacja były jeszcze bardziej przerażające niż w Nowym Jorku, skąd uciekł dziewięć lat wcześniej, przekonany, że nie uda mu się tam przetrwać. Wtedy poznał dr. Martina Luthera Kinga.
Marsz na Waszyngton i współpraca z Richardem Avedonem
W latach 60. Baldwin jeszcze bardziej zaangażował się w liczne działania na rzecz ruchu praw obywatelskich czarnych w USA. W 1963 roku wziął udział w wielkim marszu na Waszyngton, podczas którego Martin Luther King wygłosił słynną mowę o marzeniu. Przemawiał, występował w telewizji i komentował bieżące wydarzenia społeczne. Rosnąca wówczas popularność organizacji Naród Islamu, której jedną z twarzy był Malcolm X, zainspirowała go do napisania wspomnianego eseju „U stóp krzyża. List z krainy mojego umysłu”, który stał się częścią publikacji „Następnym razem pożar”. W tekście rozliczył się ze swoją własną fascynacją religią i krótką karierą kaznodziei w kościele zielonoświątkowców, opisał, dlaczego islam zaczął przyciągać do siebie czarnych Amerykanów, i wyłożył swoją koncepcję radykalnej empatii i miłości jako jedynej, choć trudnej odpowiedzi na rasowy konflikt pustoszący amerykańskie społeczeństwo.
Obok książek i esejów Baldwin pracował także nad bardziej komercyjnymi publikacjami, czego przykładem jest ekskluzywny album „Nothing Personal” z fotografiami Richarda Avedona, w którym artyści starali się uchwycić złożoną amerykańską tożsamość.
Miłość – jedyna odpowiedź na rasizm i homofobię
W 1970 roku Baldwin wrócił do Francji. Po licznych podróżach do Senegalu, RPA, Izraela, Związku Radzieckiego, Puerto Rico i wielu pobytach w Turcji osiadł na riwierze w miasteczku Saint-Paul-de-Vence, w kamiennym domu przy dwóch starych cyprysach. FBI przestało go inwigilować dopiero trzy lat później. Jego siedziba, Chez Baldwin, stała się dla innych tym, czym kiedyś dla niego dom malarza Beauforda Delaneya – przystanią, bezpiecznym miejscem dla kreatywnej wymiany myśli i pracy twórczej. Drzwi jego domu były zawsze otwarte, nie tylko dla znanych osobistości (choć odwiedzali go Miles Davies, Ray Charles, Nina Simone, Josephine Baker, Yves Montand i wielu innych), lecz dla wszystkich spragnionych jego towarzystwa. W czerwcu 1986 roku został, razem z dyrygentem i kompozytorem Leonardem Bernsteinem, odznaczony Legią Honorową przez prezydenta Francji François Mitterranda.
Dla Baldwina miłość była fundamentalną i najważniejszą kategorią, ostateczną odpowiedzią dla rasizmu oraz homofobii. Gdy umierał na raka żołądka, towarzyszył mu Lucien Happensberger. Choć dawny kochanek i największa miłość jego życia kilkakrotnie żenił się z kobietami, do końca pozostał towarzyszem pisarza. Baldwin zmarł na raka żołądka w 1987 roku, dwa lata po Marcu Chagallu, który na swoje ostanie miejsce także wybrał miasteczko Saint-Paul-de-Vence. Wśród pism pozostawił nieukończony tekst „Remember this house” wspominający trzy postaci ruchu praw obywatelskich: Martina Luthera Kinga, Malcolma X i Medgara Eversa. Na podstawie tego rękopisu w 2016 roku Raoul Peck zrealizował film „Nie jestem twoim Murzynem”. Dokument, którego narratorem jest Baldwin (głosu użyczył Samuel L. Jackson), to kolaż materiałów archiwalnych oraz nagrań z ulicznych zamieszek na tle rasowym w USA z ostatnich dziesięciu lat poprzedzających realizację filmu. Dokument pokazuje profetyczność spostrzeżeń Baldwina, który nie wierzył w rychły koniec amerykańskich zmagań z dyskryminacją i został nominowany do Oscara w kategorii dokument. W 2018 roku kilka nominacji do Oscara otrzymał film Barry’ego Jenkinsa na podstawie powieści Baldwina z 1974 roku „Gdyby ulica Beale umiała mówić”.
W 2019 roku Magdalena J. Zaborowska we współpracy z Narodowym Muzeum Afroamerykańskiej Kultury i Historii Smithsonian otworzyła cyfrową wystawę „Chez Baldwin”, która próbuje opisać życie i twórczości pisarza z perspektywy domu w Saint-Paul-de-Vence. Na fotografiach zgromadzonych na wystawie można zobaczyć Baldwina w jego francuskiej siedzibie na tle kominka z pamiątkami. Na jednym ze zdjęć Baldwin siedzi na tarasie w kraciastej koszuli na tle bujnej zieleni i patrzy prosto w obiektyw. Czasami ze spokojem, czasem ironicznie.
Kilka książek Jamesa Baldwina przetłumaczono na język polski jeszcze w latach 60. i 70. Powieść „Mój Giovanni” trafiła do księgarń w 1991 roku. Potem na prawie trzy dekady polscy czytelnicy nie mieli możliwości zapoznawania się z twórczością Baldwina. Aż do 2021 roku, gdy „Zapiski syna tego kraju” w nowym przekładzie Mikołaja Denderskiego wydał Karakter. Na początku 2024 roku krakowskie wydawnictwo zapowiedziało najpierw premierę nowego tłumaczenia esejów „Następnym razem pożar”, wznowienie „Mojego Giovanniego” oraz publikację innych tekstów Baldwina, które trafią do księgarń w kolejnych miesiącach.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.