Niespełna trzydziestoletnia wokalistka z Dallas drugim albumem „Love and Liberation” potwierdza swoją pozycję w świecie jazzu. – Gdy puściłam płytę mojemu dziadkowi, uznał, że moja muzyka brzmi tak, jakby dzisiaj śpiewały Ella Fitzgerald, Billie Holiday i Nina Simone – mówi Horn.
Jazz był jej pisany. Przewidziała to zakochana w muzyce babcia Jazzmei, nadając dziewczynce znamienne imię. Po ukończeniu słynnej Booker T. Washington High School for Performing and Visual Arts (znanej z takich wychowanków jak Roy Hargrove, Norah Jones czy Erykah Badu), Horn w 2013 roku wygrała Sarah Vaughan International Jazz Competition, a dwa lata później jeden z najbardziej prestiżowych konkursów jazzowych na świecie – Thelonious Monk Institute International Jazz Competition. Bezpośrednią konsekwencją zwycięstwa był album „A Social Call”, nagrany w 2017 roku dla kultowej wytwórni Concord Records, który został potem nominowany do nagrody Grammy w kategorii najlepszy wokalny album jazzowy. Kolejne dwa lata artystka spędziła praktycznie w trasie. Koncertowała po całym świecie (także w Polsce podczas ostatniej edycji Warsaw Summer Jazz Days), szlifując umiejętności wokalne, kompozytorskie i improwizacyjne. Efektem tej pracy jest najnowszy album Jazzmei „Love And Liberation”, ukazujący niezwykły talent i bezsprzeczny rozwój artystyczny. Ta jedna z najważniejszych premier jazzowych tego roku wypełniona została kompozycjami o wielkim ładunku emocjonalnym, niezwykłej muzykalności i ważnym społecznym przekazie. Niełatwo dziś zaistnieć, ale Jazzmeia oprócz świeżo brzmiącego głosu o rozległej skali wyróżnia się również charakterystycznym stylem. Gdy dodamy do tego urodę, urok i charyzmę, a także charakterystyczne etniczne stroje i turbany łączące ją poniekąd ze starszą koleżanką ze szkoły, Eryką Badu, otrzymujemy obraz artystki kompletnej. Nie sposób się jej oprzeć.
Tytuł wydanego właśnie albumu to credo życiowe artystki. – „Love and Liberation” to moja mantra. Miłość i wyzwolenie są ze sobą powiązane. Akt miłości to wyzwolenie, a wybierając wolność, kreujemy miłość – mówi Jazzmeia. Muzycznie i tekstowo na „Love and Liberation” dzieje się bardzo dużo. Kompozycje tchną tradycyjnym jazzem, ale z nutką współczesnego R’n’B i hip-hopu. Jazzmeia brzmi zjawiskowo zarówno z całym zespołem, jak i z fortepianem, a nawet a capella. Z 12 kompozycji na płycie osiem jest autorstwa Jazzmei. Pozostałe cztery to cover standardu George’a Duke’a i Rahelle Ferrell „Reflection of My Heart” zaśpiewany w duecie z wokalistą i perkusistą Jamissonem Rosem. Utworowi „Green Eyes” wspomnianej już Eryki Badu dzięki bebopowej aranżacji Jazzmeia dodała ciężaru, podczas gdy „No More” Jona Hedricksa i Huberta Lawsa osadzone w korzennym bluesie idealnie wpisuje się w światopogląd Jazzmei, głoszącej kobiecą niezależność. Piosenki opowiadają też o tożsamości czarnej społeczności Stanów Zjednoczonych („Free Your Mind”), emancypacji kobiet („Out Of the Window”, „When I Say”) i miłości (ballada „Legs and Arms” i duet a capella „Only You”). – Większość moich piosenek to medytacje. Chciałabym, żeby słuchali ich ludzie wszystkich wyznań, ras i pokoleń. Niech te piosenki uwolnią ich od uprzedzeń.
„Love And Liberation” jest dowodem na to, że jazz, nawet w najmłodszym pokoleniu muzyków, ma się świetnie, a nawet coraz lepiej. Pokojowo inkorporując sąsiednie terytoria muzyczne, zdobywa rzesze nowych, często nieoczekiwanych fanów, nie rezygnując przy tym ze swojej wieloletniej tradycji. A sama Jazzmeia, jak zgodnie twierdzą krytycy po obu stronach oceanu, nową płytą wyrasta na gwiazdę wokalistyki jazzowej. W tym roku nie skończy się na nominacjach do Grammy. Cóż, nazwisko zobowiązuje. Ella, Billie i Nina byłyby dumne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.