Znaleziono 0 artykułów
12.08.2024

Projektant Jean Louis podarował Hollywood paryski szyk

12.08.2024
Jean Louis, Rita Hayworth, Jinx Falkenburg, Evelyn Keyes i Janet Blair (Fot. John Kobal Foundation/Getty Images)

Nie wszyscy o nim słyszeli, choć każdy kojarzy kreacje, które zaprojektował dla gwiazd filmowych. Szył kostiumy dla Judy Garland i Joan Crawford. Ubierał Wallis Simpson i Nancy Reagan, a w „nagiej sukni” jego pomysłu Marilyn Monroe śpiewała prezydentowi Kennedy’emu. Jean Louis dał wyraz temu, czym jest hollywoodzki glamour.

Rok 1959. W paryskim Théâtre de l'Étoile skończył się właśnie recital Marlene Dietrich. Choć kurtyna opadła, orkiestra gra jeszcze szlagier „Falling In Love Again”. Nagradzana owacjami diwa przystaje na skraju estrady i kłania się publiczności w pas. Moment ten został uchwycony na kliszy przez reportera „Paris Match”, François Gragnona. Jednak to nie Dietrich jest bohaterką czarno-białej fotografii. Nie widać nawet jej twarzy. Cała uwaga skupia się bowiem na wielkim futrzanym płaszczu, który zdaje się „pożerać” smukłą sylwetkę aktorki. Spektakularną kreację z trenem spływającym rozłożyście na sceniczne deski uszył specjalnie projektant, kostiumograf i ulubieniec gwiazd złotej ery Hollywoodu, Jean Louis (właśc. Jean Louis André Berthault).

Jean Louis rzemiosła uczył się we Francji 

Podobno w młodości Louis rysował wyłącznie kobiece stroje, które oglądał na ulicach rodzinnego Paryża. Inspiracji w stolicy mody miał pod dostatkiem: od splendoru Jeanne Lanvin i wizjonerstwa Paula Poireta po elegancki pragmatyzm Coco Chanel. Ich zdolność do kreowania nie tyle ubrań, ile fantazji sprawiła, że sam zapragnął zostać projektantem. Podjął więc studia artystyczne w prestiżowej L’École Nationale Supérieure des Arts Décoratifs, lecz – ku jego rozczarowaniu – akademia nie szkoliła w dziedzinie kostiumu. Fachu musiał uczyć się gdzie indziej. Dzięki talentowi do ilustracji trafił do domu mody Agnès-Drecoll na Place Vendôme, nieopodal atelier Boucherona i Elsy Schiaparelli. Przez cztery lata pracował przy rysunkach projektowych i wykrojach. Poznał savoir-faire klasycznego francuskiego krawiectwa, co okazało się niezwykle przydatne w późniejszej karierze. 

Rita Hayworth i Jean Louis (Fot. Columbia Pictures/Sunset Boulevard/Corbis via Getty Images)

W 1935 roku Louis wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Turystyczny wypad za Wielką Wodę raz na zawsze odmienił jego życie. Upojony wigorem i nowoczesnością Nowego Jorku, szybko zaczął rozglądać się za nowym miejscem pracy, chociaż amerykańska wiza mu na to nie pozwalała. Z nikłą znajomością angielskiego, za to z teczką pełną szkiców, udał się do Hattie Carnegie, trzęsącej wówczas modnym Manhattanem. Produkując ubrania na wzór francuskich, a także importując kreacje prosto z Paryża, Carnegie zbudowała odzieżowe imperium przy Park Avenue. Choć sama nie szyła, miała oko do młodych talentów. Bez wahania przyjęła więc Jeana Louisa na dwutygodniową praktykę. Niestety Francuz nie nacieszył się stażem zbyt długo. Amerykańskie biuro imigracyjne upomniało się o niego i wkrótce deportowało do ojczyzny. Po trzech miesiącach starań i pociągania za urzędowe sznurki Carnegie zdołała sprowadzić projektanta z powrotem do Nowego Jorku, gdzie – tym razem legalnie – pracował przez kolejnych siedem lat. 

Jean Louis podbił Fabrykę Snów 

Do Hattie Carnegie przychodziły dziedziczki rodzinnych fortun, filantropki, hollywoodzkie aktorki i gwiazdy Broadwayu. Wśród nich były baronowa de Rothschild, Joan Crawford, Tallulah Bankhead czy Joan Perry. Ta ostatnia, doceniwszy kreatywność Jeana Louisa, poleciła go swojemu mężowi, Harry’emu Cohnowi, właścicielowi Columbia Pictures. Wytwórnia filmowa poszukiwała akurat nowego kostiumografa. Cohn zaproponował więc posadę francuskiemu projektantowi, który bez wahania podpisał kontrakt na wyłączność. Po przeprowadzce na Zachodnie Wybrzeże Louis mógł wreszcie spełnić odwieczne marzenie: strojami tworzyć fantazje, w których tworzeniu Fabryka Snów przoduje do dziś. Amerykańska kinematografia przeżywała akurat złote lata. Pomiędzy planami zdjęciowymi krążyły przyszłe ikony srebrnego ekranu: Kim Novak, Ginger Rogers, Judy Garland, Joan Crawford i Lana Turner. Jean Louis pracował ze wszystkimi.

Rita Hayworth w filmie "Gilda" (Fot. Hulton Archive/Getty Images)

Najszczersza przyjaźń połączyła projektanta z Ritą Hayworth, a przełomowym momentem dla obojga okazał się film „Gilda” z 1946 roku. W legendarnej scenie rudowłosa gwiazda śpiewa „Put the Blame on Mame”, tańcząc w sukni z czarnej satyny i kokieteryjnie zdejmując rękawiczkę. Uwodzicielska kreacja Jeana Louisa inspirowana była „Portretem Madame X” Johna Singera Sargenta. Rita – podobnie jak kobieta z XIX-wiecznego obrazu – wciela się zarazem w czarującą damę, jak i ponętną femme fatale. Sukienka odsłaniała nogi i ramiona aktorki, a wyprofilowany gorset i asymetryczne drapowanie podkreślały kształty jej figury. Diana Vreeland, oczarowana projektem Louisa, wysłała do niego telegram z jednym tylko słowem: „Wspaniałe!”. Wizerunek filmowej Gildy w czarnej satynie zdobił bombę atomową, testowaną na atolu Bikini, a kilka dekad później odtworzony został przez kreskówkową Jessicę Rabbit. – Kiedy stworzyłem suknię Gildy, był to jeden z najodważniejszych i najseksowniejszych projektów w tamtym czasie, ale na Ricie nie wyglądał wulgarnie – twierdził Louis. Z Hayworth pracował łącznie przy ośmiu filmach, a ich przyjacielska relacja wykraczała poza filmowe studio.

Marilyn Monroe pojawiła się w „nagiej” sukience projektu Jeana Louisa 

Nie sposób mówić o złotej erze Hollywoodu, nie wspominając Marilyn Monroe. Louis otrzymał od niej zaproszenie do domu w Brentwood, aby omówić kostiumy do „Skłóconych z życiem”. Wprawdzie na spotkanie stawił się punktualnie, ale aktorka kazała na siebie czekać ponad godzinę. W końcu weszła do salonu okryta futrem z norek. „Och, wybacz spóźnienie. Ja zawsze się spóźniam”, wyznała. To, co stało się potem, Louis wspominał latami. „Z błyskiem w oku zrzuciła z siebie płaszcz. Stanęła całkiem naga i szepnęła: »Pomyślałam, że chciałbyś zobaczyć, z czym przyjdzie ci pracować. I miej w pamięci – ja nigdy nie noszę bielizny«”. 

Marilyn Monroe śpiewa Happy Birthday na przyjęciu urodzinowym prezydenta Johna F. Kennedyego (Fot. Getty Images)

W 1962 roku, gdy trwały zdjęcia do filmu „Something's Got to Give”, Marilyn szykowała się do innego występu. W sekrecie przed wytwórnią obmyślała z kostiumografem kreację na przyjęcie urodzinowe Johna F. Kennedy’ego. Na imprezie zjawiła się tradycyjnie spóźniona, a mimo to przywitały ją okrzyki zachwytu. Jej suknię – wykonaną z półprzezroczystej, lekkiej tkaniny marquisette w kolorze ciała artystki – pokrywało 2,5 tys. kryształków. Odbijające się od nich światło reflektorów sprawiło, że blond seksbomba wydawała się naga. Monroe westchnęła do mikrofonu i zaśpiewała pamiętne „Happy Birthday, Mr. President”. Ten niespełna półminutowy występ przeszedł do historii, a wraz z nim suknia, którą w 2016 roku sprzedano na aukcji za rekordowe 4,8 miliona dolarów. 

Wszystkie gwiazdy, które pokochały Jeana Louisa 

Jean Louis zasłynął jako wirtuoz kostiumowej iluzji. To jemu przypisuje się wynalezienie „nude dress”, którą odważyła się założyć Marilyn Monroe. Prototyp „nagiej sukienki” powstał jednak z myślą o trasie koncertowej „Blue Angel” Marlene Dietrich. Już w latach 50. Louis eksperymentował z transparentnymi tkaninami, które nakładał warstwowo. Cielisty szyfon soufflé wywoływał złudzenie, jakoby ręcznie doszyte kryształy przylegały nie do materiału, lecz do skóry. Dietrich, znana z łamania tabu, zamówiła u projektanta dwie przejrzyste kreacje, a wytworności dodawał im wspomniany już biały futrzany płaszcz (według niektórych wykonany z łabędziego puchu). Louis sięgał po najlepsze tekstylia, stosował najbardziej misterne techniki oraz nowatorskie pomysły, aby sprostać wyszukanym oczekiwaniom gwiazd. Dbał, by ich status odzwierciedlał się w ubiorze. To podejście przejął od swojego mistrza Bob Mackie. Prześwitujące sukienki, które zaprojektował dla Cher w latach 70. i 80., stanowiły hołd dla Jeana Louisa, którego był asystentem.

Rita Hayworth i Jean Louis (Fot. Getty Images)

„Dama z Szanghaju”, „Narodziny gwiazdy”, „Statek szaleńców” czy „Stąd do wieczności” to zaledwie kilka kinowych klasyków, uświetnionych kostiumami Jeana Louisa. Te przyniosły mu 13 nominacji do Oscara, którym został nagrodzony w 1956 roku. Sceniczne i filmowe stroje jego pomysłu do dziś są modelowym przykładem krawieckiej maestrii rodem z francuskiego haute couture. Przede wszystkim jednak to kwintesencja bezpruderyjnej elegancji, z którą kojarzy się hollywoodzki glamour.

Wojciech Delikta
  1. Moda
  2. Historia
  3. Projektant Jean Louis podarował Hollywood paryski szyk
Proszę czekać..
Zamknij