Jeanne Damas swój styl życia przekuła w popularną markę. Jej Rouje, które jest kwintesencją paryskiej estetyki, na Instagramie obserwuje ponad milion osób. W tym roku brand wychodzi poza internet. Stacjonarne butiki – oprócz Paryża – zostaną też otwarte w Bordeaux, Londynie i Nowym Jorku.
Marka Rouje to odbicie twojej estetyki, wrażliwości. By lepiej zrozumieć ten świat, trzeba lepiej poznać to, co go ukształtowało. Jak wyglądało twoje dzieciństwo w Paryżu?
Dorastałam w należącej do rodziców restauracji Le Square Trousseau, nieopodal placu Bastylii. Choć nie jest już prowadzona przez moją rodzinę, wciąż istnieje. Kiedy nie byłam w szkole, spędzałam w niej czas. Żyliśmy w mieszkaniu nad restauracją. Nie mieliśmy w nim kuchni, więc wszystkie posiłki jedliśmy w naszym bistrze. Rano schodziłyśmy z siostrą w piżamach na śniadanie. Tak samo w czasie lunchu czy kolacji, jadałam je z kelnerami, kucharzami czy klientami, których dobrze znałam. Pamiętam, że od dziecka błąkałam się między stolikami, spędzając mnóstwo czasu z dorosłymi pracującymi często w branży kreatywnej. Dlatego bardzo szybko dojrzałam. Wcześnie wykształciłam też otwartość na ludzi i ciekawość świata. Myślę, że to właśnie tam, w rodzinnej restauracji, rozwinęła się moja osobowość. Choć wychowałam się w Paryżu, okolice Bastylii przypominają raczej niewielką wieś. A przez to, że moi rodzice byli restauratorami, znałam w zasadzie wszystkich mieszkańców dzielnicy.
Zostałaś wychowana na feministkę?
Od najmłodszych lat rozumiałam, że kobiety powinny się wzajemnie wspierać. Zawsze to one mnie otaczały: mama, siostra, przyjaciółki. Nigdy nie rozumiałam relacji opartych na zazdrości i rywalizacji. Rouje współtworzą ze mną najbliższe mi osoby – fotografki, stylistki, artystki. W prowadzeniu marki nie chodzi wyłącznie o sam biznes, o sprzedaż ubrań, ale o to, by wykorzystać swój głos do rzucenia światła na ważne tematy, próbować wprowadzić pozytywne zmiany. Działam na rzecz kobiet, ale chcąc wesprzeć Ukrainę w najtrudniejszych dla kraju momentach, zaczęłam także współpracować z lokalnymi twórcami.
Ich historie opisałaś też na stronie Rouje. Pamiętasz moment, w którym zdecydowałaś się założyć własną markę? Jakie były początki wprowadzania jej na rynek?
Moje życie toczyło się w samolotach, na sesjach zdjęciowych. Rzadko bywałam w domu, zawsze daleko od rodziny i przyjaciół. Moja codzienność różniła się od tej, którą mieli moi rówieśnicy, co jeszcze wyraźniej poczułam po ukończeniu liceum. Znajomi poszli na klasyczne kierunki studiów, ja zdecydowałam się na szkołę teatralną. Podpisałam kontrakt z agencją aktorską, zagrałam w kilku filmach. Szybko zrozumiałam jednak, że ten zawód nie do końca jest dla mnie. Polega przede wszystkim na czekaniu. Chodzisz od castingu do castingu i czekasz, aż ktoś da ci szansę. Zrozumiałam, że to sprzeczne z moją osobowością. Ja po prostu muszę działać, kreować, decydować. Stąd pomysł, by założyć własną markę i poprzez nią przekazać swoją wrażliwość, miłość do kina i sztuki. Stworzyć własny świat. Doskonale pamiętam początki działania Rouje. Korzystałam z biura znajomej, która prowadzi własną markę. Pomagały mi dwie przyjaciółki, więc na początku działałyśmy tylko we trzy – szyłyśmy prototypy, przygotowywałyśmy sesje, do których pozowałam. Praktycznie wszystko robiłyśmy same.
Rouje szybko zyskało międzynarodową popularność – już w pierwszym roku działania marki 70 proc. sprzedanych ubrań wysyłane było poza granice Francji. Paryski styl to najlepszy towar eksportowy?
Dzięki temu, że ludzie kojarzyli mnie z mediów społecznościowych, nie musiałam tak mocno walczyć o widoczność marki. Od początku miałam swoich odbiorców – pierwszymi klientkami były moje obserwatorki. W zasadzie od razu wysyłaliśmy ubrania do Stanów Zjednoczonych czy Azji. A to dlatego, że dla niektórych reprezentuję książkową „paryżankę”, która – według mnie – jest mitem. Istnieje stereotyp, że mieszkanki Paryża są najlepiej ubrane, ale to wcale nie jest prawda. Ja czuję się o wiele bardziej zainspirowana, chodząc po ulicach Nowego Jorku. Myślę, że do Paryża ludzi przyciąga francuska kultura: architektura, sztuka, dziedzictwo kulturowe. Dzisiaj, w dobie globalizacji – szczególnie jeśli spojrzymy na generację Z – dobry styl nie zna granic.
Cały tekst ukazał się w nowym wydaniu „Vogue Leaders”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.