Polskę obiegła lotem błyskawicy informacja, że najwyższa dyrekcja przystąpiła do ocenzurowania Galerii Sztuki XX i XXI wieku Muzeum Narodowego, gdzie wiszą prace stwarzające w swej obrzydliwości zagrożenie dla psychicznego dobrostanu narodu. Na eksmisję z panteonu sztuki zasłużyły Katarzyna Kozyra i Natalia LL.
Polska rzeczywistość wyprzedza, jak się okazuje, najśmielsze nawet wyobrażenia o ludzkiej głupocie. Szczególnie w sferze kultury i sztuki, wyjątkowo podatnej na działanie osobników z największą fantazją. Posiadają ją zwykle, co ciekawe, ludzie małego, żeby nie powiedzieć pokracznego, formatu. Im mniejszy format człowieka, tym większa fantazja. Ta ciekawa zależność odnosi się także w ostatnim czasie do instytucji kultury, szczególnie tych największych, podległych ministerstwu dziedzictwa narodowego. Właściwie każda ministerialna nominacja nadaje się na sitcom, który z powodzeniem biłby rekordy popularności w każdym programie narodowej telewizji i o każdej porze dnia i nocy. Do poszczególnych scen nie trzeba by nawet podkładać nagranego wcześniej śmiechu, bo rechot ludności przed telewizorami i tak by go zagłuszył.
Ostatnią odsłoną kabaretu dobrej zmiany jest zainstalowanie w fotelu dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie obywatela Jerzego Miziołka, który zanim otrzymał we władanie tę gigantyczną instytucję kultury, kierował paroma salkami muzealnymi na Uniwersytecie Warszawskim. Świat sztuki i równie podli polskojęzyczni dziennikarze zaczęli więc natychmiast dopytywać rzeczonego nominata, jakie doświadczenie i dorobek pozwalają mu na pokuszenie się o tak zacną funkcję, na co usłyszeli, że – przysięgam, to nie żart – wyrastałem w wielkich muzeach i tam napisałem swoje książki oraz przez lata bywałem często w Muzeum Narodowym. Ja co prawda mam na koncie, póki co, tylko jedną książkę i to w dodatku napisaną do spółki z przyjaciółką, ale akurat w Narodowym bywałem ostatnio wcale nierzadko, głównie za sprawą świetnych wystaw przygotowanych pod kuratelą wyrzuconego z tegoż muzeum wicedyrektora Piotra Rypsona. Czy miałbym w związku z tym szansę na jakieś kierownicze stanowisko? Nie ukrywam, że chętnie bym coś chapsnął. Jakąś godną synekurkę w centrum Warszawy przyjąłbym natychmiast, bez wahania. W końcu stadnina w Janowie Podlaskim nie pomieści wszystkich talentów.
Wiadomo było na pewno, że o takim talencie jak obywatel Miziołek usłyszymy bardzo szybko. I tak też się stało. Weekendowo całą Polskę (no, przynajmniej tę, która wie o istnieniu takiej instytucji jak Muzeum Narodowe) obiegła lotem błyskawicy informacja, że najwyższa dyrekcja przystąpiła do ocenzurowania Galerii Sztuki XX i XXI wieku, gdzie wiszą prace stwarzające w swej obrzydliwości zagrożenie dla psychicznego dobrostanu narodu. Podobno obywatela Miziołka poinformowali o tym nie tylko zatrwożeni rodzice, którzy musieli po wizycie w muzeum długo uspokajać swoje wstrząśnięte i zapłakane potomstwo, ale także pilnujące ekspozycji panie, narażone na codzienne i wielogodzinne oddziaływanie sztuki zdegenerowanej. Nie chronią przed nią, jak wiadomo, żadne dostępne na polskim rynku suplementy diety. Mało tego, kilka z eksponowanych w muzeum – pożal się Boże – dzieł sztuki w sposób szczególnie uporczywy rozpraszało edukowanych tam uczniów. Nie od dzisiaj wiadomo, że nie ma nic gorszego niż dzieło sztuki przyciągające wzrok. Pisali o tym najwybitniejsi historycy i teoretycy sztuki – od Giorgio Vasariego do Rudolfa Arnheima. Wszyscy, jak jeden mąż, powtarzali w swoich wiekopomnych działach: artysto, nie twórz dzieł, które przyciągną oko widza!
Nie słuchały tych porad jednakowoż ani Katarzyna Kozyra, ani Natalia LL, ani podstępny i przebiegły Piotr Rypson, epatujący do niedawna suwerena tak zwaną sztuką, na którą w Muzeum Narodowym miejsca być nie może. Albo jest to dom „Bitwy pod Grunwaldem”, albo składowisko obscenicznych wypocin wyżej wymienionych tak zwanych artystek z ich sadomasochistycznymi filmikami i pornograficznymi zdjęciami. Usunąć je niechybnie trzeba i wtrącić do muzealnych lochów. Niechaj tam gniją we własnym genderowym sosie, niech skomlą o litość, niechaj dnia żałują, w którym samym swoim jestestwem zaczęły defekować świętą przestrzeń narodową. Na pytanie, czy możemy w Muzeum Narodowym pokazywać działa Katarzyny Kozyry i Natalii LL, musimy w 2019 roku odpowiedź wspólnie głośnym: Non possumus!
Jest jednakowoż w tym całym kabarecie ważny walor edukacyjny zwany do niedawna „efektem Wendzikowskiej”. To od nazwiska prezenterki telewizyjnej, która podczas wywiadu z Sigourney Weaver przyznała zawstydzona, że nie wie, kim jest Jerzy Grotowski. W dniu tej wpadki podobno cały naród googlował na potęgę Grotowskiego, by móc w rozmowie ze znajomymi pochwalić się znajomością tego wielkiego reformatora dwudziestowiecznego teatru. Myślę więc, że od soboty nieobyta z polską sztuką współczesną Polska googluje w szale i Kozyrę, i Natalię LL, by dowiedzieć się, cóż to za osobniczki i czym sobie zasłużyły na eksmisję z narodowego panteonu sztuki. I jedno wiadomo na pewno, bo sprawdziliśmy to już w polskim życiu kulturalnym wielokrotnie, cenzurowani artyści i ich dorobek zostaną z nami po wsze czasy, a po „bywającym często w Muzeum Narodowym” Miziołku zostanie ośmieszający przypis. I sterta skórek od banana, które będą dzisiaj konsumowane pod muzealnym gmachem. Niech dyrektor uważa, żeby się na którejś nie poślizgnął.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.