Ponad 30 lat od premiery pierwszego odcinka „Przyjaciół” Jennifer Aniston wciąż jest jedną z najpopularniejszych gwiazd. Statusu ulubienicy Ameryki nie straciła od lat 90.
Pierwsze zdjęcie Jennifer Aniston na Instagramie, którym zawiesiła aplikację w październiku minionego roku, zebrało do dziś ponad 15 milionów polubień. Niewiele gorzej radzi sobie post aktorki o tym, że „Przyjaciele” doczekają się kontynuacji. A wrzuciła go raptem pięć dni temu. „Dzieje się” – napisała, zdobywając ponad 10 milionów lajków.
Aniston pierwszy milion na Instagramie „zarobiła” w rekordowe 5 godzin i 16 minut. Niedawno na pytanie o nieprzemijającą popularność „Przyjaciół” odpowiedziała, że serial jest jak „żywy organizm, którego nie da się zatrzymać”. Równie dobrze mogłaby tymi słowami opisać samą siebie. Rok temu skończyła 50 lat i wciąż jest najpopularniejszą dziewczyną Ameryki. Z wdziękiem łączy młodzieńczość 20-letniej Rachel z serialu i dojrzałość starszej o 30 lat ikony Hollywood.
Dojrzałość oznacza dla Aniston prawo do tego, żeby nic sobie nie robić z tego, co myślą o niej inni. A myślą nieustannie. – Nagłówki pism plotkarskich z roku na rok stają się bardziej absurdalne – mówi. Pisze się o niej, że „nie potrafi utrzymać u boku mężczyzny” (pierwsza fala krytyki zalała ją podczas rozwodu z Bradem Pittem, druga – rozstania z Justinem Therouxem), „ma złamane serce” albo „nie chce mieć dziecka, bo jest egoistką”. Kiedyś przejmowała się medialną nagonką do tego stopnia, że właściwie nie pokazywała się publicznie. Długo odmawiała założenia kont w mediach społecznościowych.
Dopiero niedawno zrozumiała, że Instagram pomoże jej przemówić własnym głosem i przechwycić narrację na swój temat. – Kobieta po rozstaniu jest smutna, samotna, beznadziejna. Poniosła porażkę. Do diabła z tym! – mówiła w wywiadzie, podkreślając, że o podwójnych standardach przekonała się na własnej skórze. Tabloidy długo żerowały nie tylko na jej „niespełnieniu” miłosnym, ale także bezdzietności. – Może nie wszystkie musimy być matkami – odpiera atak Aniston. Nigdy nie wykluczała tego, że kiedyś doczeka się dziecka. Ale zawsze podkreślała, że macierzyństwo nie jest jej potrzebne do tego, żeby stać się pełnoprawną kobietą.
– Dla wielu ludzi stałam się symbolem. Przykładem tego, jak społeczeństwo traktuje kobiety, córki, matki. Sposób, w jaki media mnie uprzedmiotawiały, to czubek góry lodowej. Tak traktuje się wszystkie kobiety – mówiła Aniston na łamach „Interview”. To był jeden z jej najbardziej szczerych wywiadów, może dlatego, że udzielony innej ulubienicy Ameryki, Sandrze Bullock. Plotkowały o wspólnym byłym, Tacie Donovanie, „dobrym, dowcipnym, utalentowanym” mężczyźnie. I mierzyły się z trudnym dzieciństwem. – Moi rodzice nie byli dla siebie dobrzy. Mój dom nie był stabilny. Nie czułam się w nim bezpiecznie – powiedziała Jennifer o ojcu, aktorze z oper mydlanych, Johnie Anistonie, i mamie, Nancy Dow, która w latach 60. też grała w serialach. Jen spędziła lata na terapii, żeby zaleczyć emocjonalne rany zadane jej przez rodziców.
Nie chciała, żeby ktoś przez nią czuł się tak jak ona w domu rodzinnym. Może dlatego wpadła w pułapkę uprzejmości. Stała się zakładniczką pozytywności, zwłaszcza że jej Rachel, z którą wielu ją wciąż utożsamia, była niepoprawną optymistką. Wszyscy w branży mówią, że z Jen łatwo się pracuje i przyjemnie przebywa. Ale to, że jest miła, wcale nie znaczy, że nie ma głębi. Ani że nie doświadczyła w życiu odrzucenia.
– Byłam dzieckiem, z którego inni się naśmiewali. W piątej, szóstej, siódmej klasie byłam odrobinę tęższa. To czyniło ze mnie ofiarę. Byłam wrażliwa. Wierzyłam, że to, co o mnie mówią, jest prawdziwe – zwierzała się Aniston. Miała niezdiagnozowaną dysleksję. – Myślałam, że jestem po prostu głupia – mówiła aktorka.
Chociaż występowała w kilku szkolnych przedstawieniach, magię telewizji odkryła późno. W Nowym Jorku, gdzie mieszkała z rodzicami, chodziła do szkoły opartej na pedagogice waldorfskiej, a tam oglądanie telewizji było właściwie zabronione. Tatę na ekranie w „Dniach naszego życia” podziwiała tylko, gdy była chora. Tata przestrzegał ją zresztą przed aktorstwem. – Odrzucenie jest bolesne, to ci złamie serce, proszę, zostań prawniczką – mówił mi. Chciałam mu więc udowodnić, że sobie poradzę – mówiła Aniston. Podejmowała się różnych prac, żeby zarobić na przeprowadzkę do Los Angeles, a potem utrzymanie w Hollywood. Była kurierką rowerową (zakończyła tę karierę, gdy wpadła na otwarte drzwi taksówki), pracowała w lodziarni, a potem jako telemarketerka.
Pierwsze castingi wspomina jako walkę. – Kobiety w tym biznesie nie wspierały się. Gdy uczyłyśmy się roli przed wejściem na plan, przeszkadzały sobie nawzajem, żeby osłabić szanse rywalek – mówiła. Lekcja solidarności przyszła potem. Ale zdaniem Jennifer wciąż nie została do końca odrobiona. Dlatego przyjęła rolę w „The Morning Show”, serialu Apple TV+. Jej bohaterka, Alex Levy, jest utytułowaną dziennikarką, której partner z programu zostaje zwolniony za molestowanie seksualne. Z nową towarzyszką u boku – młodszą, bardziej bezkompromisową i żywiołową Bradley Jackson (Reese Witherspoon) – musi zmierzyć się nie tylko ze zmieniającym się krajobrazem medialnym, ale przede wszystkim z własnymi przekonaniami na temat feminizmu, kobiecości i siostrzeństwa.
Za rolę Alex Levy Aniston otrzymała nagrodę SAG. Za kulisami pogratulował jej Brad Pitt. I zaczęło się. Fani znów liczą na to, że byli małżonkowie jednak do siebie wrócą. A Aniston znów się wkurza. Bo nie ma zamiaru być sprowadzaną do roli byłej żony amanta, z którym najpierw tworzyła power couple, a potem, gdy zostawił ją dla poznanej na planie „Pana i Pani Smith” Angeliny Jolie, cierpiała na oczach milionów.
Fenomen Aniston zasadza się może właśnie na ciągłym wykraczaniu poza ramy oczekiwań innych wobec niej. Gdy zaczynała w Hollywood, nikt w nią nie wierzył. Zanim trafiła na plan „Przyjaciół”, zagrała w czterech nieudanych sitcomach. Mimo niepowodzeń miała intuicję, że jej czas przyjdzie. Musi tylko wykazać się cierpliwością. Gdy przeczytała scenariusz „Przyjaciół”, poczuła, że rola Rachel (którą pierwotnie miała dostać Courteney Cox, czyli późniejsza Monica, najlepsza przyjaciółka Aniston na planie i poza nim) zmieni jej życie. Dla tego serialu odrzuciła propozycję z prestiżowego programu „Saturday Night Live”.
Od 1994 roku wszystkie dziewczyny chciały być jak Rachel, ubierać się jak Rachel i, oczywiście, czesać się jak Rachel. Dziś słynną fryzurę swojej bohaterki z pierwszego sezonu Aniston nazywa „najobrzydliwszą na świecie”. Losy Jennifer potoczyły się inaczej niż Rachel. Nie odnalazła jeszcze tego jedynego i nie doczekała się dziecka. Ale ma paczkę przyjaciół równie wierną jak jej postać z serialu. Ceni ich lojalność, poczucie humoru i to, że przy nich nigdy się nie nudzi.
Pięćdziesiątkę świętowała hucznie. Podobno na imprezie byli Gloria Steinem i Keith Richards, na pewno pojawiły się wszystkie koleżanki Aniston – Gwyneth Paltrow, Kate Hudson, Katy Perry, a także nowa kumpelka – Tig Notaro, która w serialu Netfliksa „First Ladies” zagrała żonę Aniston, pierwszej lesbijki-prezydentki Stanów Zjednoczonych. I tak, był też na imprezie Brad Pitt. W charakterze dawnego przyjaciela. – Wierzę, że mamy kilka bratnich dusz. Zawsze jestem otwarta na miłość – mówi Aniston.
Wyobrażam ją więc sobie siedzącą na wygodnej kanapie, w dresie, z ulubioną margaritą w dłoni. Właśnie skończyła trening bokserski, przygotowała kolację, za chwilę wpadną do niej przyjaciele na maraton filmowy. Nie jest ani smutna, ani samotna.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.