Jennifer Lawrence i Cooke Maroney: Miłość hollywoodzkiej gwiazdy i nowojorskiego marszanda
Jennifer Lawrence od początku wiedziała, że Cooke Maroney to ten jedyny. Rok po pierwszej randce hollywoodzka gwiazda i nowojorski marszand zostali małżeństwem, dwa lata później rodzicami. Szczegóły związku trzymają w tajemnicy, bo aktorka ceni prywatność.
Latem 2014 roku Jennifer Lawrence padła ofiarą kradzieży. Hakerzy wykradli jej nagie zdjęcia, które wysyłała ówczesnemu chłopakowi, Nicholasowi Houltowi. Lawrence nie planowała ich upublicznić. Gdy więc ktoś podjął decyzję za nią, poczuła się wykorzystana, upokorzona i – dosłownie – obnażona. Wydarzenie sprzed niemal dekady wciąż jest dla zdobywczyni Oscara traumatyczne. Dlatego swojej prywatności strzeże jak lwica. O tym, że jest zaręczona, media dowiedziały się długo po oświadczynach. Nie sprzedała też zdjęć ze ślubu. Tak długo, jak się dało, nie informowała również o ciąży. Dopiero teraz, gdy jest szczęśliwą żoną i matką, Jennifer Lawrence lekko uchyla drzwi do swojego intymnego świata. Robi to ostrożnie, ale też z nieskrywaną przyjemnością. Bo w końcu jest tak szczęśliwa, jak zawsze chciała. A wszystko zaczęło się, gdy poznała Cooke’a Maroney’a.
Bliscy nieznajomi
Przedstawił ich sobie wspólny znajomy – reżyser Gene Stupnitsky. Była wczesna wiosna 2018 roku, a Jennifer Lawrence chciała zasięgnąć opinii na temat sztuki współczesnej. Stupnitsky od razu skierował ją do Maroney’a. Cooke, dyrektor nowojorskiej Gladstone Gallery, był znany w artystycznych kręgach i należał też do tzw. śmietanki towarzyskiej. W galerii wystawiał prace takich artystów jak Carroll Dunham (ojciec aktorki i reżyserki Leny Dunham) czy Anish Kapoor. Maroney dorastał na farmie w Vermont, ale przeniósł się do Nowego Jorku, by studiować historię sztuki, i już tam pozostał. – Gdy go zobaczyłam, pomyślałam: o Jezu, ależ jesteś przystojny! – śmiała się później Lawrence, podczas rozmowy z dziennikarką amerykańskiego „Vogue’a” – Oczywiście, nie powiedziałam mu tego, ale dosłownie zwalił mnie z nóg.
Po kilku tygodniach Jennifer Lawrence częściej można było dostrzec na ulicach Nowego Jorku niż w modnych knajpach w Los Angeles. Nie wyglądała jak gwiazda – ot, zwyczajna dziewczyna, idąca za rękę ze swoim chłopakiem po parku. Zresztą, w tym czasie aktorka zrobiła też sobie przerwę od etatowego „bycia gwiazdą” – po kiepskich recenzjach, jakie zebrały filmy „Czerwona Jaskółka”, „Mother!” i „Pasażerowie”, potrzebowała odpoczynku od Hollywood. Chciała zastanowić się nad tym, czego tak naprawdę pragnie.
Zakochani
O tym, że Jennifer Lawrence i sześć lat od niej starszy Cooke Maroney są parą, media dowiedziały się w maju 2018 roku. Spotykali się wówczas zaledwie od kilku tygodni. Miesiąc później fotoreporterzy po raz pierwszy „przyłapali” ich w centrum Nowego Jorku. Chwilę później w mediach zaczęły pojawiać się wypowiedzi „bliskich znajomych” pary. Jeden z cytatów brzmiał: „Nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej. To, jak Jennifer się uśmiecha, patrząc na Maroneya, pokazuje, że jest między nimi chemia, jakiej nie miała z nikim innym!”. Tę opinię podzielał każdy, kto natknął się na parę w kawiarni, kinie czy galerii sztuki. O tym, jak świetnie się dogadują, rozpisywały się również francuskie media – bo sierpień Jennifer i Cooke spędzili w Paryżu. „Lawrence czuje się w jego towarzystwie bardzo swobodnie. Nie kryje już swoich uczuć, bo często całuje i obejmuje partnera”, pisano.
Takim spontanicznym gestom ze strony Jennifer Lawrence przyglądali się także turyści w Rzymie, bo właśnie tam para świętowała 28. urodziny aktorki. Co ciekawe, gdy przechadzali się pośród zabytków, nie było z nimi ochroniarzy, który wcześniej towarzyszyli Jennifer niemal na każdym kroku. „Na samą myśl o tym, że na randkę ma pójść z nami mój ochroniarz, czułam się totalnie zażenowana” – tłumaczyła później w „Vanity Fair”. „Uznałam, że to po prostu niemożliwe. Dlatego postanowiłam zrezygnować z ochrony. Początkowo byłam przerażona, obudziły się wszystkie moje nerwice. Ale po kilku wyjściach tylko we dwoje poczułam się już spokojna”.
To poczucie bezpieczeństwa dawał jej oczywiście Maroney. A sytuacja między nimi, jak pod koniec 2018 roku donosił „Us Weekly”, robiła się coraz poważniejsza. W styczniu 2019 roku media ustaliły, że aktorka i dyrektor galerii sztuki zamieszkali razem. Lawrence zaczęła też przychodzić w towarzystwie ukochanego na oficjalne bankiety, poznała go również ze swoimi sławnymi przyjaciółmi, m.in. Emmą Stone i byłym partnerem, reżyserem Darrenem Arofonskym. Para pojawiła się też na meczu hokeja, a w przerwach od gry nie szczędziła sobie czułości.
Narzeczeni
W lutym 2019 roku okazało się, że Jennifer Lawrence i Cooke Maroney są zaręczeni. – Oczywiście, że powiedziałam tak – opowiadała później aktorka. – To nie było trudne pytanie. Kto się wygadał? Nikt. Po prostu gdy paparazzi dostrzegli parę przed nowojorską restauracją Raoul’s and Lawrence, ich wzrok od razu przykuł brylant, jaśniejący na palcu gwiazdy. Wkrótce menedżer Lawrence potwierdził jej zaręczyny w rozmowie z serwisem Page Six. Sama aktorka skomentowała sprawę dopiero cztery miesiące później podczas premiery filmu „X-Men: Mroczna Phoenix”: – Cóż, Cooke jest po prostu najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam– wyznała dziennikarce „Entertainment Tonight”.
Później, goszcząc w podcaście „Naked”, Lawrence zdradziła jeszcze więcej. – Zaręczyliśmy się, bo chcemy oddać się sobie w pełni. Cooke jest moim najlepszym przyjacielem. Pragnę więc, by był mój na zawsze – również od strony formalnej. W tej samej rozmowie Jennifer ujawniła także, że choć ze względów zawodowych pozostanie przy swoim nazwisku, to w dokumentach będzie figurować jako „pani Maroney”. – To będzie dla mnie zaszczyt – dodała. Ale to nie wszystko. Stroniąca dotychczas od intymnych zwierzeń gwiazda nagle wyparowała: – Ja po prostu wiem, że to jest ten jedyny. Może to brzmi naiwnie, ale Cooke naprawdę jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego znam. Dało się wyczuć, że jest zakochana. Tak bardzo, że złamała swoją żelazną zasadę, by nie mówić o życiu prywatnym.
Prasa niecierpliwie wyczekiwała ślubu hollywoodzkiej gwiazdy. Obstawiano, że będzie to wydarzenie roku. Tymczasem „dziewczyna z sąsiedztwa”, jak lubią określać Jennifer Lawrence Amerykanie, zdawała się podchodzić do ceremonii na luzie. – Staram się za bardzo nie stresować – mówiła. – Zresztą, jestem zbyt leniwa, by się stresować! Ale prawda jest taka, że od zawsze marzyła o ślubie. Zdradziła to wiele lat temu, podczas wywiadu dla „Vogue’a”, mówiąc: – Bardzo chciałabym wyjść za mąż. Jeśli oczywiście spotkam osobę, z którą zapragnę spędzić resztę życia. Gdy więc taką osobę spotkała, nie miała żadnych wątpliwości.
Nowożeńcy
Pobrali się w październiku 2019 roku. Wesele zorganizowali w luksusowej, malowniczo położonej willi Belcourt w Newport na Rhode Island, z dala od błysku fleszy. Na przyjęciu gościło 150 osób, wśród nich Sienna Miller, Emma Stone, Adele, Kris Jenner czy Cameron Diaz. Jennifer Lawrence miała na sobie suknię domu mody Dior, z którym od lat jest związana. Podobno, jak już następnego dnia donosiły tabloidy, wesele przerodziło się w wielką imprezę, która skończyła się o szóstej nad ranem. „Jennifer i Cooke zeszli z parkietu jako ostatni, tuż przed świtem” – pisano. Lawrence żałowała tylko jednego: – Szkoda, że nie miałam wieczoru panieńskiego – wyznała. – Najpierw długo nie chciałam, a potem nagle pomyślałam: w sumie czemu by nie? Ale było już za późno.
Kilka miesięcy po ślubie wybuchła pandemia COVID-19. Jennifer i Cooke zaszyli się w nowojorskim apartamencie. – Jestem totalną domatorką, więc niespecjalnie przeszkadzał mi lockdown – opowiadała Lawrence w rozmowie z aktorką Heather McMahan. Projekty filmowe wstrzymano, więc miesiąc miodowy świeżo upieczonych małżonków porządnie się przedłużył. Przyjaciel pary zdradził magazynowi „Life and Style”, że pandemia jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyła. Podobno spędzali wieczory, leżąc pod kocem, oglądając „Gotowe na wszystko” i popijając chardonnay. A gdyby nawet mieli się przez chwilę dosyć, nie brakowało im przestrzeni na spędzanie czasu solo – tuż po ślubie Jennifer i Cooke zakupili bowiem olbrzymią posiadłość w nowojorskiej dzielnicy West Village za, bagatela, 22 miliony dolarów.
Młodzi rodzice
We wrześniu 2021 roku okazało się, że Jennifer Lawrence i Cooke Maroney spodziewają się dziecka. Wiadomość oficjalnie potwierdził rzecznik aktorki. Wiele miesięcy później na łamach amerykańskiego „Vogue’a” Lawrence opowiedziała, że nie była to jej pierwsza ciąża. Poroniła dwukrotnie. W tym samym wywiadzie odpowiedziała też na pytanie o płeć i imię dziecka. Aktorka urodziła syna. Razem z mężem zdecydowali, by dać mu na imię Cy na cześć malarza Cy’a Twombly’ego, którego twórczość Cooke szczególnie sobie ceni. Więcej szczegółów z życia jej nowo narodzonego dziecka nie zdradziła. – Pragnę chronić jego prywatność każdą komórką mojego ciała – podkreślała.
Jennifer Lawrence nie pokazała i prawdopodobnie nie pokaże syna w mediach. Na własnej skórze przekonała się, że nic nie jest cenniejsze niż prywatność.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.