Zanim został Carmym z „The Bear”, laureatem Złotego Globu i symbolem seksu, Jeremy Allen White przez dziesięć lat grał w „Shameless – Niepokornych”. – Sława nie przyszła do mnie nagle, więc się nią nie zachłysnąłem – mówi aktor.
– Gdybym nie miał rodziny, był młodszy i głupszy, zabrakłoby mi fundamentów. Wtedy łatwo poczuć się samotnym. I jeszcze łatwiej stracić głowę – mówił Jeremy Allen White magazynowi „People” po rozdaniu Złotych Globów. Podczas 81. ceremonii wręczenia nagród otrzymał statuetkę za najlepszą rolę w serialu komediowym za „The Bear”. Rok wcześniej również zgarnął wyróżnienie za produkcję o utalentowanym szefie kuchni, który próbuje ratować podupadający bar z kanapkami. W rodzinnym biznesie przejmuje schedę po bracie, który popełnił samobójstwo. W kuchni lokalu, ledwo pamiętającego dawną świetność, próbuje wprowadzić kilka zasad panujących w restauracjach fine diningowych, gdzie do tej pory pracował.
Niespodziewanie serial Christophera Storera stał się hitem, bijąc rekordy popularności. Uznano go za popkulturowy fenomen, którego urok kryje się w trudnym do zdefiniowania vibie. Ten vibe – cool factor, wdzięk, Zeitgeist, jak zwał, tak zwał – serial w dużej mierze zawdzięcza głównemu bohaterowi i aktorowi, który wcielił się w postać Carmy’ego. Choć dopiero w drugim sezonie „The Bear” pokazano wątek romantyczny z jego udziałem, od pierwszego odcinka Carmen Berzatto uchodzi za symbol seksu. Widzom i widzkom spodobał się sposób, w jaki Carmy skupia się na pracy – lekko destrukcyjny, sensualny, totalny. Fanów zachwyca to, z jakim zapamiętaniem Carmy kroi cebulę, z jaką determinacją walczy o przetrwanie swojej knajpy, z jakim wzruszeniem wspomina ukochanego brata. Ten szef kuchni to mężczyzna nowego pokolenia, który odżegnuje się od toksycznej męskości, lecz raz po raz się potyka. Przedkłada pracę nad szczęście w życiu osobistym, odtrąca przyjaciół, zamyka się w sobie. Wielbicielom Carmy’ego trudno odróżnić bohatera od aktora, który go gra. Jeremy Allen White ucieleśnia bowiem ideał współczesnego trzydziestolatka – doświadczonego przez życie, wrażliwego, zdolnego do introspekcji, a jednocześnie pełnego pasji. Czy aktor taki jest naprawdę?
Jeremy Allen White chciał zostać tancerzem, ale wybrał aktorstwo, spełniając marzenia rodziców
Jeremy Allen White urodził się 17 lutego 1991 roku w Carroll Gardens na nowojorskim Brooklynie. Jego rodzice dla dzieci porzucili marzenie o karierze na Broadwayu. Nie mogąc dłużej czekać na sukces, Eloise Ziegler zajęła się pracą w edukacji, a tata założył biznes, wykorzystując umiejętności, które miały mu się przydać w show-biznesie – parał się kręceniem wideo z zeznań na salach sądowych. Małego Jeremy’ego też ciągnęło do sceny, ale z początku pragnął wyrażać się poprzez taniec, a nie aktorstwo. Do 11. roku życia uczył się baletu, tańca jazzowego i stepowania. Pod koniec podstawówki nie odnalazł się jednak w rozczarowującej ofercie szkół dla młodych tancerzy. – To było dla mnie nie dość poważne – śmiał się ze swojego podejścia po latach.
Już wtedy pragnął doświadczać życia mocniej niż jego rówieśnicy. Chciał rzucić szkołę średnią, by wyjechać do Hollywood. Rodzice mu na ten krok nie pozwolili – ich warunkiem była zdana matura. Równocześnie Jeremy dorabiał sobie w agencji castingowej, a po liceum uczęszczał do prestiżowej Professional Performing Arts School na Manhattanie, zdobywając pierwsze rólki, m.in. w „Afterschool”. Po canneńskiej premierze filmu „White” wyrzucał sobie, że nie postarał się bardziej. Ten wewnętrzny krytyk odzywa się w nim do dzisiaj. Gdy tylko ukończył 18 lat, aktor wyjechał na Zachodnie Wybrzeże. Na kolejne dziesięć lat związał się z serialem „Shameless – Niepokorni”. Stawał się mężczyzną wraz z granym przez siebie Phillipem „Lipem” Gallagherem (w 2014 roku otrzymał za pracę na planie nagrodę Critics’ Choice Television Awards), najstarszym synem Franka. Jego bohater – niezwykle inteligentny, piątkowy uczeń, sprytny manipulator – usilnie próbował nie stać się taki, jak ojciec. Ale i tak co i rusz wpadał w schemat – pił, oszukiwał, tworzył toksyczne związki. W Hollywood White nie znał nikogo, obsada serialu stała się więc dla niego drugą rodziną. Gdy „Shameless – Niepokorni” dobiegało końca, aktor odczuł ulgę, ale i strach. – Czy seriale powinny trwać tak długo, zastanawiałem się wtedy. Nie czułem się aktorem, tylko odtwórcą roli w tym konkretnym projekcie – wspominał. Z początku nie chciał przyjąć propozycji zagrania Carmy’ego, bo widział za dużo podobieństw między nim a „Lipem”. Trudne relacje rodzinne, niezwykły talent, ale i zagubienie, robotnicze pochodzenie – jednego chłopaka z Chicago od drugiego niewiele różniło. Dobrze, że Allen zmienił zdanie – „The Bear” nie stał się kontynuacją jego dotychczasowej kariery, ale otwarciem zupełnie nowego rozdziału.
Po roli w serialu „The Bear” Jeremy Allen White awansował do hollywoodzkiej pierwszej ligi
– To uroczy chłopak. Gdy go poznajesz, zachwycasz się jego ciepłem i inteligencją. Ale potem widzisz, że kryje się w nim coś niebezpiecznego – opisał White’a Storer. Twórcy serialu w lapidarny sposób udało się ująć sekret sukcesu aktora. I White, i Berzatto skrywają w sobie tajemnicę – jakiś mrok, głód, którego nie da się zaspokoić, rozdarcie czyniące zarówno aktora, jak i bohatera tak wybitnymi artystami na swoich polach. Bardziej niż liczne nagrody, które zdobył za „The Bear” (oprócz Złotych Globów także SAG i Critics’ Choice, ma też szansę na Emmy 2024), White’a zdziwiło to, że stał się chłopakiem z plakatu. Pożądanie wzbudzają jego włosy, zawsze w nieładzie, tęskne spojrzenie, muskularna sylwetka, którą wyćwiczył na potrzeby nowego filmu „Bracia ze stali”. W produkcji studia A24 w reżyserii Seana Durkina gra u boku Harrisa Dickinsona i Zaca Efrona. Wcielają się w role braci Van Erichów, legend amerykańskiego wrestlingu. Na potrzeby filmu White musiał porzucić bieganie na rzecz podnoszenia ciężarów. – Mógłby zostać zawodowcem, ma ogromny potencjał – chwalił sportową dyscyplinę White’a reżyser. W 2023 roku zagrał też w ciekawej wizji miłości, „To może boleć” (– To nowy Ryan Gosling – powiedział o nim reżyser Christos Nikou), oraz niszowym „Fremoncie”. Wydaje się jednak, że na tym etapie mógłby jeszcze przez wiele sezonów grać Carmy’ego. Ta jedna rola pozwoliłaby mu utrzymać się na szczycie. Chyba że White’a pokonają własne demony.
Życie Jeremy’ego Allena White’a od premiery „The Bear” zmieniło się diametralnie
Czy sława doprowadziła do rozpadu małżeństwa White’a? W 2023 roku, cztery lata po ślubie, Addison Timlin wniosła pozew rozwodowy. Aktor może widywać córeczki, pięcioletnią Ezer i trzyletnią Dolores, tylko po uprzednim badaniu alkomatem. Musi też chodzić na terapię i spotkania anonimowych alkoholików (jedną z najmocniejszych scen „The Bear” jest zresztą monolog Carmy’ego z finału pierwszego sezonu, gdy na takim spotkaniu wspomina brata, który brał narkotyki). Jeremy i Addison poznali się w szkole średniej. Kilka lat później ona napisała do niego na Instagramie: „Miałam 14 lat, gdy po raz pierwszy zobaczyłam twój występ na zajęciach teatralnych. Nie mogłam oderwać od ciebie wzroku”. Oboje zaraz po szkole próbowali swoich sił w Hollywood, Timlin zagrała nawet z Allenem w „Afterschool” w 2008 roku. Ostatnio Addison poświęciła się macierzyństwu. Na ekranie pojawiała się tylko w kilku epizodycznych rolach serialowych. – Córki uczą mnie, jak być lepszym człowiekiem – ojcem, bratem, przyjacielem – mówi White. W minionym roku wyprowadził się z domu, powrócił na duży ekran, rozpoczął drogę ku trzeźwości. Nowy etap w życiu White’a wyznacza też nowy związek – od kilku miesięcy jest widywany z wokalistką Rosalíą. Każde zdjęcie White’a jest szeroko komentowane – czy to fotka paparazzich z nową dziewczyną, czy wiralowa kampania Calvina Kleina, czy kadr z planu „The Bear”. Ale o tym, jak sławny się stał, White nie chce myśleć. Tak jak Carmy, skupia się na pracy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.