Od najmłodszych lat wiedziałam, że chcę własnych pieniędzy, własnej tożsamości i własnej kariery – mówi Jill Biden. Takiej Pierwszej Damy jeszcze nie było. Żona nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych nie zamierza rezygnować z kariery zawodowej.
Jest pierwszą w historii amerykańskich pierwszych dam, która mieszkając w Białym Domu nie zrezygnuje z własnej pracy. Podobny precedens miał miejsce, kiedy za kadencji Baracka Obamy doktor Jill Jacobs Biden jako druga dama wykładała w Northern Virginia Community College. Używała wówczas panieńskiego nazwiska i prosiła swoich ochroniarzy, by ubierali się tak, by wtopić się w tłum studentów i nie rzucać się w oczy. Bo Jill Biden chce łączyć, a nie dzielić. Amerykańskie media mówią o niej, że tak, jak po rodzinnej tragedii zaopiekowała się synami Joego Bidena i stworzyła rodzinę na nowo, będzie potrafiła zjednoczyć skłócony po rządach Donalda Trumpa naród.
Urodzona do walki
Wielu wskazuje na podobieństwa pomiędzy Jill Biden a Michelle Obamą. Współpracowały za czasów kadencji Barracka Obamy na polu działalności charytatywnej i znakomicie się dogadywały. Zarówno Jill i Michelle pochodzą ze świata odległego od politycznych elit i do wszystkiego musiały dojść dzięki własnej ambicji i ciężkiej pracy. Jill Jacobs urodziła się w rodzinie sycylijskich emigrantów. Jej dziadek, aby lepiej zintegrować się z amerykańskim społeczeństwem i tym samym zapewnić dzieciom łatwiejszy start, zmienił nazwisko z włoskiego Giacoppa na Jacobs. Jill urodziła się 3 czerwca 1951 r. w Hammon, ale większą część dzieciństwa spędziła w 15-tysięcznym Willow Grove w Pensylwanii. Jej dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych – w domu się nie przelewało. Ale rodzice wpoili córkom poczucie własnej wartości oraz przeświadczenie, że jeśli chcą w życiu coś osiągnąć, muszą być silne i umieć o siebie zadbać. Jill już jako mała dziewczynka nie bała się walczyć w słusznej sprawie. Kiedy siostra poskarżyła jej się, że kolega z podwórka przezywa ją i obrzuca robakami, mała Jill po prostu poszła do domu chłopca, w progu uderzyła go w twarz i krzyknęła: – Nigdy więcej nie traktuj tak mojej siostry!
W wywiadzie dla „Vogue’a” z 2008 roku Jill Biden powiedziała: – Od najmłodszych lat wiedziałam, że chcę własnych pieniędzy, własnej tożsamości i własnej kariery. Dlatego już jako piętnastolatka zarabiała jako kelnerka. Później próbowała sił jako modelka. Wcześnie, bo jako 19-latka wyszła za mąż, ale związek szybko zakończył się fiaskiem i Jill skupiła się na karierze naukowej. Studiowała na University of Delaware, West Chester University oraz Villanova University. Joego Bidena poznała jako 24-latka. Podobnie jak Melania Trump, nie jest pierwszą żoną swojego męża. Ale na tym – pomijając epizod modelingowy – podobieństwa pomiędzy byłą a przyszłą pierwszą damą się kończą.
Rodzina w komplecie
– Jak stworzyć całość z rozbitej rodziny? W ten sam sposób, w jaki tworzysz cały naród. Z miłością i zrozumieniem oraz z małymi uczynkami dobroci. Z odwagą. Z niezachwianą wiarą – powiedziała Jill Biden w spocie kampanijnym. Historia rodziny Bidenów pokazuje, że doskonale wie o czym mówi. Jill Jacobs poznała Joe’go Bidena na randce w ciemno, zorganizowanej przez brata prezydenta. Frank chciał pomóc Joemu, wówczas senatorowi, stanąć na nogi po rodzinnej tragedii. Biden w wypadku samochodowym stracił żonę Neilię i roczną córeczkę Naomi, a jego dwóch synów – Beau i Hunter – doznało ciężkich obrażeń. Jill podczas randki była zauroczona szarmanckim zachowaniem Joego i jego eleganckim, tak różnym od jej kolegów z roku stylem. Po spotkaniu zadzwoniła do matki i wyznała jej, że wreszcie poznała dżentelmena. Ale Joe Biden musiał oświadczać jej się pięciokrotnie, by wreszcie usłyszeć upragnione „tak”. Powodem zwłoki nie był brak uczucia. Jill Biden w wywiadzie dla amerykańskiego „Vogue’a” wyznała, że zwlekała tak długo z ostateczną decyzją z obawy o synów Joego. Chłopcy stracili już jedną matkę i Jill nie chciała, by stracili kolejną drogą im osobę. Dlatego musiała mieć stuprocentową pewność, że to właśnie Joe jest mężczyzną, z którym chce spędzić resztę życia.
Piąte oświadczyny zakończyły się ślubem. Para pobrała się w obrządku katolickim 17 czerwca 1977 r. w Nowym Jorku w kaplicy w siedzibie ONZ. Odtąd Jill stała się macochą dla chłopców. O tym, jak świetnie sprawdziła się w nowej roli, świadczą najlepiej słowa Beau, który pewnego wieczoru powiedział Jill, że to ich mama im ją zesłała. Pani Biden wkrótce zaszła w ciążę i na świecie pojawiła się córka pary, Ashley. Ale macierzyństwo i konieczność opieki nad trójką dzieci nie sprawiły, że zrezygnowała z kariery zawodowej. Podobnie jak Michele Obama jako żona i matka Jill kontynuowała swoją pracę. Uczyła dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi w szpitalu psychiatrycznym w Rockford Center. Nie przerwała też kariery naukowej. W 2007 roku w wieku 55 lat, uzyskała tytuł doktora pedagogiki na Uniwersytecie Delaware. Pracę doktorską podpisała jako Jill Jacobs-Biden. Kobieta na uczelni zawsze posługiwała się panieńskim nazwiskiem, bo nie chciała, by ktokolwiek traktował ją inaczej czy czuł się onieśmielony ze względu na stanowisko jej męża.
U boku męża
Jill wiedziała, że wychodzi za polityka. W prawyborach Demokratów w kampanii prezydenckiej w 1988 roku aktywnie go wspierała. Gdy po trzech miesiącach kampanii Biden się wycofał, była przeciwna jego ponownemu startowi w wyborach. W 2004 r. wmaszerowała do biblioteki męża w kostiumie kąpielowym z napisanym na brzuchu markerem słowem „NIE”. Już w 2008 roku zmieniła zdanie i sama namawiała męża do startu.
Joe Biden niejednokrotnie przekonał się, że może liczyć na żonę nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Była jego opoką, gdy kilka lat temu syn Beau zmarł na raka mózgu. Ale Jill Biden wspiera nie tylko męża. Jako druga dama za kadencji Baracka Obamy aktywnie uczestniczyła w życiu Białego Domu. Założyła fundację zajmującą się programami dotyczącymi zdrowia piersi, prowadzonymi m.in. w szkołach w stanie Delaware. Była współautorką programu Book Buddies, który zapewniał książki dzieciom z uboższych rodzin. Wraz z Michelle Obamą zainicjowała program Joining Forces, który zapewnia pomoc żołnierzom i ich rodzinom.
Wspieranie męża podczas kampanii prezydenckiej i późniejszych rządów jest wpisane w rolę pierwszej damy. Ale czułość i oddanie, jakie mężowi okazuje Jill Biden, są wyjątkowe, szczególnie w porównaniu z zachowaniem Melanii Trump. Kontrast był widoczny podczas kampanii. Jill miała na sobie maseczkę – Melania nie, Jill przytulała męża, Melania była wobec Donalda powściągliwa. Pojawiały się głosy, że Jill przyćmiewa męża. Tymczasem po prostu świetnie się orientuje w wielu kluczowych dla państwa kwestiach, takich jak sprawy obronne i sytuacja żołnierzy, którym chce zapewnić lepsze wsparcie psychiatryczne, czy edukacja, którą z racji swojej pracy zna od podszewki. Jej gesty – takie jak odciągnięcie męża, który stał w zbyt bliskiej jak na epidemiczne standardy bezpieczeństwa odległości od dziennikarzy – świadczą o miłości i trosce. A zapytana o zaczepki Trumpa, odpowiedziała dziennikarzom, że nie zamierza się zniżać do poziomu adwersarza, więc przemilczy sprawę. Pewne jest jednak, że jako pierwsza dama Jill Jacobs Biden milczeć nie będzie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.