Marzy mi się, by w Polsce zapanowała większa współodpowiedzialność społeczna – mówi Joanna Wicha, posłanka Lewicy Razem na Sejm X kadencji, działaczka polityczna i związkowa, pielęgniarka. W Sejmie zajmie się ochroną zdrowia, realizacją postulatów młodych, zdrowiem psychicznym oraz – na podobieństwo modelu skandynawskiego – integracją międzypokoleniową.
Co poczułaś, gdy po raz pierwszy zasiadłaś w sejmowych ławach?
Dumę i zaskoczenie. To się nie miało wydarzyć. Miałam drugie miejsce na listach wyborczych w okręgu, w którym Lewica przy dobrych sondażach zgarniała jeden mandat. Zdecydowałam się zrobić angażującą kampanię – podczas objazdu przejechałam tyle kilometrów, że mój samochód wyzionął ducha. Najbardziej cieszy mnie, że głosowało na mnie tak wiele kobiet i ludzi młodych. Nie ukrywam, że mnie to zaskoczyło. Metrykalnie nie jestem przedstawicielką młodego pokolenia, ale w duchu jak najbardziej. Wciąż pielęgnuję w sobie dziecko. Z natury jestem ekstrawertyczką. Nie ma dla mnie tematów tabu. Uważam, że za dużo stawiamy sobie niepotrzebnych barier.
Joanna Wicha: Zdecydowałam się zostać polityczką, bo to właśnie politycy podejmują decyzje
Przez lata pracowałaś jako pielęgniarka. Znajomość trudów tego zawodu popchnęła cię do polityki?
Polityka to nie jest łatwy świat, wymaga grubej skóry. Przez ponad 30 lat pracowałam jako pielęgniarka, udzielam się w związkach zawodowych pielęgniarek i położnych. Ten zawód wymaga mnóstwa ciepła, empatii i wyczucia. Mam w sobie wrażliwość na krzywdę ludzką i nierówności oraz sporo dystansu do siebie i świata. Pamiętam wielotygodniowe strajki ochrony zdrowia – Białe Miasteczko, w które się angażowałam. Wtedy zdałam sobie sprawę, że trzeba się zwrócić do polityków, bo to oni realnie podejmują decyzję. Dlatego zdecydowałam się zostać jedną z nich. Tak, by móc pomagać od środka. Oczywiście wiem, że jako szeregowa posłanka nie jestem w stanie zmienić wszystkiego, ale wierzę, że jeśli będę wystarczająco namolna i przekonująca, przeforsuję pewne kwestie. Gdybym miała ku temu warunki, może zdecydowałabym się na to wcześniej. Wtedy mogłabym w polityce zrobić o wiele więcej. Z drugiej strony cieszę się, że miałam czas, by wychować wspaniałe dziecko. Mam 57 lat, 29-letnią córkę i kilkumiesięczną wnuczkę Idę.
Reforma ochrony zdrowia to najważniejszy element twojej misji w Sejmie?
To na pewno jeden z kluczowych elementów. Na własnej skórze poczułam, jak każdy kolejny rząd przed wyborami, w trakcie kampanii, zwracał się w stronę pielęgniarek, obiecując poprawę warunków pracy i podwyżki. A kiedy przychodziło co do czego, tych realnych zmian po prostu nie było. Bardzo się cieszę, że obecny rząd deklaruje podwyżki dla nauczycieli – to niezwykle ważne, ale pora też pochylić się nad ochroną zdrowia. Ale nie chciałabym być kojarzona wyłącznie z tą kwestią.
Joanna Wicha: Młodzież i seniorów więcej łączy, niż dzieli
Z czym jeszcze chciałabyś być wobec tego kojarzona?
Moje działanie będzie opierać się na czterech filarach – ochronie zdrowia, postulatach młodych, kwestiach zdrowia psychicznego oraz – na podobieństwo modelu skandynawskiego – naturalnej integracji międzypokoleniowej. By młodzi i seniorzy mogli egzystować bliżej siebie i uczyć się od siebie nawzajem. Więcej ich łączy, niż dzieli, mają podobne problemy – mierzą się z samotnością, wykluczeniem ekonomicznym. I wśród najmłodszych, i wśród najstarszych obywateli rośnie liczba osób chorych na depresję i prób samobójczych. O tym niewiele się mówi. Seniorzy, gdy przechodzą na emeryturę, znikają z przestrzeni publicznej, co zdecydowanie działa na niekorzyść całego społeczeństwa, w tym i młodych. Przez problemy finansowe nie mogą pójść, jak mieszkańcy innych europejskich miast, do kawiarni, kina, teatru. Z kolei młodzi nie rozumieją, dlaczego mają płacić składki, bo myślą, że i tak nigdy swojej emerytury nie zobaczą na oczy. Ubezpieczają się prywatnie, zapominając, że seniorzy, którzy całe swoje życie pracowali, na te pieniądze czekają. Kolejne pokolenia muszą się do tego systemu dokładać, inaczej zupełnie nie będzie funkcjonował. Marzy mi się, by w Polsce zapanowała większa współodpowiedzialność społeczna. By tak się stało, ważnym jest, by od najmłodszych lat obywatele mieli styczność z seniorami. Taka integracja mogłaby nastąpić, np. poprzez wycieczki przedszkolne do klubu seniora. Wtedy dzieci na własne oczy zobaczą, że obok nich żyją dorośli, którzy wyglądają już nieco inaczej i mierzą się z innymi problemami. A przecież częstym jest, że młodzi nie mają swoich dziadków. Nie można pozwolić na to, by ludzie, którzy całe życie poświęcili, by ten kraj budować, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikali. To po prostu niesprawiedliwe.
Istotne są dla ciebie też prawa kobiet.
Zdecydowanie. Będę opowiadać się za pełnymi prawami kobiet, także tymi związanymi z prokreacją. Kiedyś zapytano mnie, czy jako pielęgniarka nie mam problemu, by opowiedzieć się za wolną aborcją. Absolutnie nie! Jestem za tym, by kobiety mogły w bezpieczny – także medycznie – sposób decydować o swoim ciele. To one wiedzą najlepiej, czy są gotowe na to, by być matkami czy też nie.
Już w pierwszych dniach działalności nowego sejmu dołączyłaś do Parlamentarnego Zespołu ds. Równouprawnienia Społeczności LGBT+.
Już pierwszego dnia na sejmowych korytarzach zaczepił mnie poseł Krzysztof Śmiszek, przewodniczący zespołu. Absolutnie opowiadam się za pełnymi prawami osób LGBT+, za równością małżeńską i adopcją dzieci przez pary jednopłciowe. Nie mam z tym żadnego problemu i nie widzę powodu, dla którego dzieci miałyby mieć w takich rodzinach gorzej. Miałam do czynienia z patologicznymi heteronormatywnymi rodzinami, w których dzieci potwornie cierpiały. Nie ma tu żadnej zasady.
Czy Polska powoli się liberalizuje, czy wciąż jest ostoją konserwatyzmu?
Wybory pokazały, że lewica nie ma się w kraju aż tak dobrze, jakbyśmy chcieli. Mieliśmy nadzieję na wyższy wynik. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że to kwestia arytmetyki sejmowej. Wiele naszych wyborców, z lewicową, liberalną wrażliwością, zagłosowała na Trzecią Drogę, by ta przekroczyła próg wyborczy i by udało się demokratycznej opozycji wygrać wybory. Myślę, że w Polsce osób o lewicowej wrażliwości jest sporo, ale tu chodzi też o czynnik ekonomiczny. Ludzie obawiają się polityki socjalnej, za którą się opowiadamy.
Joanna Wicha: Program socjalny, który nie nadwyręża budżetu, naprawdę może zmienić życie
Populistyczna pod tym kątem polityka PiS w zasadzie zrujnowała budżet państwa. Lewica chce jeszcze więcej pieniędzy przeznaczyć na pomoc socjalną. Z tym, że tego typu rozdawnictwo może się po prostu budżetowo nie spinać.
Nie lubię słowa „rozdawnictwo”, bo wierzę, że odpowiednio zaplanowany, nienadwyrężający budżetu program socjalny naprawdę może zmienić życie. I najmłodszych, i najstarszych obywateli. Zresztą to wszystko są naczynia połączone. Gdyby udało się wprowadzić np. tanie mieszkania na wynajem, młodzi nie musieliby wykańczać się na rynku pracy. Pracować dzień i noc na spłatę potwornego kredytu, który zaciągają w banku. Zdaję sobie sprawę z tego, że podatki mogą być bolesne, ale te mają sens, gdy w pewnym momencie się zwracają. W takich najbardziej podstawowych i praktycznych kwestiach. Jeśli senior będzie miał wyższą emeryturę, będzie go stać na to, by wykupić leki, pójść na fizjoterapię, kupić odpowiednią żywność, by zachować zbilansowaną dietę. W efekcie będzie mniej chorował, a co za tym idzie, nie będzie obciążał systemu zdrowia. Bardzo bym sobie życzyła, by w kraju panowało większe zrozumienie tego typu kwestii.
To trudne, kiedy pierwszy etap jest już wprowadzony – wysokie podatki, jednak tych zwrotów w postaci praktycznych przywilejów jest wciąż mało.
I właśnie to trzeba zmienić.
Po ostatnich ośmiu latach jesteśmy krajem niezwykle podzielonym. Obecny rząd mówi o zjednoczeniu, ale jak realnie do niego doprowadzić?
To kwestia otwartości i dialogu. Prosty przykład – mój sąsiad jest wyborcą PiS. Kiedy zobaczył, jak wywieszam plakat wyborczy koleżanki z partii, przestał się do mnie odzywać. Nie odpowiadał nawet na „dzień dobry”. Pewnego dnia, kiedy zacięły się drzwi do klatki, był zmuszony się do mnie odezwać. Z powrotem zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i okazało się, że różniące nas poglądy polityczne nie muszą oznaczać wojny. Dzisiaj wita mnie z uśmiechem. Mam nadzieję, że to samo uda się zrobić w skali makro.
Jaką masz wizję najbliższych czterech lat?
Chcę być posłanką reprezentującą cały kraj, nie tylko lewicę. I nie traktuję tej deklaracji w kategoriach pustego frazesu. Chciałabym podróżować po Polsce, rozmawiać z ludźmi, by poznać ich potrzeby. Łatwo oderwać się od rzeczywistości, zabarykadować się w sejmie przy ulicy Wiejskiej. Chcę pokazać, że polityk i polityczka to nie jest tylko osoba, która wychodzi na mównicę i wygłasza mniej lub bardziej słuszne formułki, ale żywy człowiek, który ma emocje, czasem się złości, czasem jest szczęśliwy, a czasem po prostu nie wie, co powiedzieć. I to też jest okej.
Więcej o nowych posłankach przeczytacie w styczniowo-lutowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.