Na jednym z transparentów widocznych podczas wrześniowego strajku klimatycznego w Madrycie można było przeczytać „ta planeta robi się gorętsza niż jon kortajarena.” To akurat trafione w punkt. Bo hiszpański top model oprócz tego, że przystojny, jest też zaangażowany w ochronę środowiska naturalnego.
O tym, że Jon Kortajarena dużo uwagi poświęca trosce o naturę, najszybciej można się przekonać, wchodząc na jego instagramowy profil. – Media społecznościowe to dla mnie dobry sposób, żeby dać z siebie coś więcej niż tylko twarz. Dzielę się z obserwatorami tym, co mnie cieszy, co mi się podoba, ale też tym, co spędza mi sen z powiek. A teraz najbardziej martwię się kondycją naszej planety – tłumaczy. Dlatego angażuje się w akcje społeczne mające na celu zwiększanie ekoświadomości, jak chociażby sprzątanie plastiku z plaży w jego rodzinnym Bilbao. – Wielu ludzi myśli, że problem ochrony środowiska dotyczy innych. Próbuję więc pokazać, że to sprawa każdego z nas i każdy może coś z tym zrobić.
Jon Kortajarena jest wśród modeli tym, kim Kate Moss wśród modelek. Jego twarz pojawiała się na okładkach magazynów dziesiątki razy, występował w niezliczonych kampaniach reklamowych i pokazach mody. Na portalu models.com jego nazwisko widnieje w trzech zakładkach: „supermodele”, „najseksowniejsi” oraz „ikony branży”. Kiedy ponad 15 lat temu pozował do pierwszej kampanii Toma Forda, nie mógł przypuszczać, jak przygoda z modą odmieni jego życie. – Miałem 19 lat i byłem prostym chłopakiem z Bilbao. Słabo mówiłem po angielsku i nie miałem pojęcia o świecie mody – opowiada. Kortajarena szybko stał się muzą Forda – wystąpił w 14 kampaniach reklamowych, za które odpowiedzialny był amerykański projektant, a dodatkowo w reklamach perfum sygnowanych jego nazwiskiem. Dzisiaj jest nie tylko twarzą (i ciałem) zapachu Noir Anthracite, ale i żywą reklamą marki Tom Ford. Stroje, które wkłada na wielkie wyjście (jak smoking z różowego weluru – odbierał w nim nagrodę magazynu „GQ” dla mężczyzny roku 2019), są autorstwa Forda.
– Miałem szczęście, że na początku zawodowej drogi trafiłem na Toma – uważa. – Możliwość przebywania z nim na co dzień, przyglądania się, jak tworzy, pracuje, jak traktuje innych – współpracowników, znajomych była dla mnie bezcenną życiową lekcją. To człowiek z ogromną klasą i nie chodzi tylko o wygląd. Jest świetnie wykształcony, oczytany, ma wyrafinowany gust i inteligentne poczucie humoru. Podziwiam jego pracowitość, kreatywność, odwagę w podążaniu za marzeniami, to, że pozostaje wierny ludziom. Jest uosobieniem współczesnego dżentelmena. Moim wzorem.
W 2009 roku Ford po raz kolejny odmienił los Kortajareny, proponując mu zagranie epizodu u boku Colina Firtha i Julianne Moore w swoim debiutanckim filmie Samotny mężczyzna. Pięciominutowa scena palenia papierosa, w której Kortajarena (ucharakteryzowany na Jamesa Deana) subtelnie uwodzi Firtha na stacji benzynowej, zapada w pamięć. – Po Samotnym mężczyźnie zacząłem brać lekcje aktorstwa i odważyłem się marzyć o udziale w kolejnych produkcjach – mówi Jon. Dzisiaj ma na koncie role filmowe i serialowe, kilka teledysków do piosenek Madonny („przyjaźnimy się od lat, czasem tańczę na scenie na jej koncertach czy przyjęciach urodzinowych”), ale jak sam mówi, dopiero się rozkręca. – Dwa lata temu zagrałem w Ciałach młodego hiszpańskiego reżysera Eduardo Casanovy, moim zdaniem to talent na miarę Pedro Almodóvara, mimo że robi inne kino. W ubiegłym roku – niewielką, ale ciekawą rolę w filmie kostiumowym The Aspern Papers, w reżyserii Juliena Landais, u boku Jonathana Rhysa Meyersa i Vanessy Redgrave. Ale najbardziej dumny jestem z serialu kryminalno-historycznego Pełne morze, wyprodukowanego przez Netflix, gram w nim jedną z głównych ról. Akcja dzieje się tuż po II wojnie światowej. To historia tajemniczych zbrodni popełnionych na luksusowym statku, płynącym do Rio de Janeiro. Pracowałem na planie tego serialu osiem miesięcy i nigdy wcześniej nie nauczyłem się tak wiele. Pierwszy sezon był dobrze przyjęty, drugi ma premierę 22 listopada i liczę, że powtórzy ten sukces – opowiada.
Od dwóch lat Jon K., jak mówią o nim w modelingu, mieszka w londyńskiej dzielnicy Notting Hill („Londyn ma najlepsze połączenia z innymi lotniskami na świecie”), jednak z sentymentem opowiada o rodzinnym Bilbao. – Moje dzieciństwo było skromne i szczęśliwe. Nie mieliśmy dużo pieniędzy, ale byliśmy kochającą się rodziną. Cenię sobie to, że mam mocny kręgosłup moralny i cały system wartości, który wyniosłem z domu. Dorastałem ze świadomością, że mogę rozwijać skrzydła, próbować latać, bo nawet jeśli spadnę, w rodzinie znajdę wsparcie. To chyba największy prezent, jaki można dać dziecku – mówi. – Poza tym Bilbao jest wspaniałym miejscem. Oprócz ciepłych, otwartych ludzi, muzeum Guggenheima, kraj Basków to także fantastyczne kulinaria, najwięcej gwiazdkowych restauracji na metr kwadratowy na świecie. Kiedy jadę do rodzinnego domu, muszę uważać, żeby utrzymać formę, bo w Bilbao spędza się całe dnie, jedząc, pijąc wino i rozmawiając do rana – opowiada.
O czym marzy? Mówi, że chciałby „mieć dzieci, dużo dzieci”. A oprócz tego grać w kolejnych filmach, które zapadną widzom w pamięć i chwycą ich za serca. – Jestem romantykiem. Wierzę, że w życiu osobistym jeszcze będę szczęśliwy. Ale tymczasem skupiam się na stronie zawodowej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.