W rodzinnym domu Jorji Smith słuchało się rocka i reggaetonu. Dziś humor poprawia jej jazz. Muzykę, jaką tworzy, określa się jako mieszankę r’n’b, soulu i grime’u, ale ona nazywa ją krótko „brytyjską”. Szybko dodaje jednak, że nikomu nią nie hołduje – raczej przypadkowo miksuje dźwięki, z którymi dorastała i które są najmocniej związane z jej lokalną tożsamością.
Jorja Smith karierę w muzyce zaczęła jako artystka zaangażowana. Jej pierwszy singiel „Blue Lights”, wrzucony w 2016 roku na Soundcloud, opowiadał o brutalności policji wymierzonej w czarnoskórych Brytyjczyków. Każdy z jej kolejnych utworów był zapiskiem emocji, uczuć i wyzwań towarzyszących dorastaniu – nie tylko w Anglii (Smith pochodzi z liczącego nieco ponad 170 tys. mieszkańców Walsall), ale w każdym innym miejscu na świecie. Dużo miejsca poświęcała kulturowej tożsamości, poczuciu przynależności i samodzielności w decydowaniu, do jakiej społeczności jest jej najbliżej.
Jej mama jest Brytyjką, ojciec pochodzi z Jamajki. Mimo że była typowym mieszanym dzieckiem, wychowywano ją w poczuciu, że przynależy do czarnej kultury, że to z niej może, a nawet powinna garściami czerpać inspiracje i być dumna ze swojego dziedzictwa. Ojciec dbał o jej edukację muzyczną, puszczając piosenki Eryki Badu i Sade, mama wolała rocka z Black Sabbath na czele. Gdy jednak Jorja zaczęła tworzyć własną muzykę, zaczęto podważać jej przynależność. – Gdy jesteś przedstawicielką mieszanej rasy, inni na każdym kroku chcą mówić ci, kim jesteś – opowiadała w rozmowie z magazynem „The Face”.
Z eklektycznych inspiracji udało się jej uczynić swój najmocniejszy punkt. Pomogły jej wykreować flagową estetykę – osobliwy miks iście brytyjskiego grime’u i r’n’b, przeplatanego gdzieniegdzie dubstepem i soulem. Do tego ostatniego Smith ma zresztą naturalny talent. Mocny głos, który pomaga osiągać jej zarówno ekstremalnie niskie tony, jak i falsetto, sprawia, że wróży się jej sukces na miarę największych diw muzyki.
Masz wiadomość
Trzeba przyznać, że branża na możliwościach Brytyjki poznała się błyskawicznie. Smith zaczynała stawiać poważne kroki w muzyce w momencie, w którym do nawiązania owocnej współpracy nie potrzeba już było zastępu agentów i producentów – wystarczała prywatna wiadomość na Instagramie. Tak było z Drake’em, który najpierw polecił drugi singiel Jorji „Where Did I Go?” jako jedną z ulubionych piosenek lata 2017, a następnie zaprosił ją do udziału w swojej europejskiej trasie koncertowej i zaproponował gościnny udział na epce „More Life”. Drake i Smith nagrali wspólnie kawałek „Get It Together”, jednak niewiele brakowało, a Jorja nie zdecydowałaby się na tę współpracę. Ma bowiem jedną zasadę – sama pisze wszystkie swoje utwory. Tu dostała gotową kompozycję i tekst. – Gdy pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę, nie potrafiłam się z nią utożsamić – mówiła w magazynie „I-D”. – Opowiada ona bowiem o kobiecie, która chce odnaleźć szczęście w związku, ale sprawy nie idą po jej myśli. Traf chciał jednak, że sporo się wtedy w moim życiu zmieniło i gdy posłuchałam jej kolejny raz, poczułam to, co ta kobieta z piosenki.
Współpraca z Drake’em otworzyła jej drzwi do kariery po obu stronach Atlantyku. W Wielkiej Brytanii od momentu wydania debiutanckiego singla zaliczano ją do najbardziej obiecujących młodych gwiazd muzyki. W Stanach w 2019 roku uhonorowano nominacją do Grammy dla najlepszej młodej artystki. Posypały się też inne propozycje: trasa koncertowa z Bruno Marsem w 2017 roku (zagrali razem m.in. na Open’erze w Gdyni), udział w kompletowanej przez Kendricka Lamara składance do filmu „Czarna Pantera” i wreszcie debiut w amerykańskiej telewizji. W 2018 roku wystąpiła z przebojem „Blue Lights” w programie Jimmy’ego Kimmela.
Ulica jak wybieg
O Jorji zaczęto coraz częściej mówić nie tylko w kontekście nieprzeciętnego talentu, ale także wizerunku. Zachwycano się jej nieskazitelną cerą, doceniano częste metamorfozy fryzur, dostrzegano nietuzinkowe stylizacje. Te ostatnie są wynikiem współpracy z Leą Abbot. Zanim zaczęły zawodową współpracę (pierwszą stylizacją Jorji, jaką wymyśliła dla niej Leah, była niebieska sportowa kurtka z teledysku do „On My Mind”), znały się prywatnie. Abbott pracowała w małym sklepie z modą vintage, który Smith regularnie odwiedzała. Błyskawicznie się polubiły, więc ich relacja od początku przypominała znajomość dwóch zafascynowanych modą młodych dziewczyn, które pomagają sobie wyszykować się na czerwony dywan i piątkowe wyjście do klubu. Nie było tu miejsca na zależność stylistka – gwiazda.
Lubią podobny styl – eklektyczny miks elegancji i streetwearu, w którym seksowne sylwetki z początku lat 2000. towarzyszą hip-hopowym i sportowym fasonom z lat 90. Dzięki temu Jorji nie da się zaszufladkować. Zwrócił na to uwagę nawet Olivier Rousteing, który ubrał wokalistkę w złotą suknię Balmain na rozdanie nagród Grammy w 2019 roku.
Dziś, trzy lata po premierze debiutanckiego albumu „Lost & Found”, Smith szykuje się do wydania drugiej płyty. Otwarcie przyznaje jednak, że chwilę trzeba będzie na nią jeszcze poczekać. – Dorastam. Zmienia się moja perspektywa, zmieniają się problemy, nastawienie do świata – mówi. Nie jest już nastolatką, a młodą kobietą, sama od siebie oczekuje więc dojrzalszego podejścia – tak do życia, jak i do dźwięków.
Napisane przez ostatnie dwa lata piosenki zebrała jednak na epkę o wymownym tytule „Be Right Back”. Nazywa ją „poczekalnią” do kolejnego krążka.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.