Nazywając się feministką, mówię dziś coś oczywistego. Gdy byłam nastolatką, słowo „feministka” było dla mnie pejoratywne. Jak wiele osób w Polsce stałam się ofiarą stereotypowego rozumienia tego słowa – mówi aktorka z „Brzyduli”, która otwarcie popiera Strajk Kobiet, walkę o równość osób LGBTQ+ i ciałopozytywność.
W ostatnich miesiącach polubiłaś zwyczajność?
Tak, izolacja pozwoliła mi zastanowić się nad sobą. Zrozumiałam, że nie chcę już tak pędzić. Wreszcie miałam czas, żeby nauczyć się przykręcać półki. Zawsze chciałam to umieć.
Ale jak tylko wróciłam na plan, przekonałam się, że intensywności też potrzebuję. Mieliśmy zacząć zdjęcia do „Brzyduli” już rok temu. Przez pandemię wszystko się opóźniło. A praca w nowych warunkach to nieustające zarządzanie kryzysem – bardzo często przechodzimy testy, a kiedy ktoś z ekipy ma podejrzenie choroby, zmieniamy scenariusz – ostatnio praktycznie non stop. To bardzo opóźnia prace scenariuszowe. Praca, choćby bardzo stresująca, jest dla mnie teraz przywilejem. Wiele osób z branży nie ma tego luksusu.
Inne zajęcia Julii Kamińskiej
Poza aktorstwem masz jeszcze inne zajęcia.
Zawsze działałam na kilku frontach, ale na początku pandemii mogłam wyłącznie pisać – wszystkie inne pola mojej działalności były zablokowane. Teraz równolegle gram w serialu, współtworzę scenariusz i prowadzę biznes – salon kosmetyczny Spiękniej. Gdy znów otworzą teatry, wrócę do grania spektakli.
Relacja z publicznością dawała mi niesamowitą energię. Gdy aktor słyszy brawa po spektaklu, czuje, że jego praca ma sens. Wydawało mi się, że ta energia jest niezbędna do życia. Okazało się jednak, że brakuje mi tego mniej, niż się spodziewałam. Przy innych formach brakuje takiej bezpośredniej gratyfikacji, na przykład pisanie nie daje natychmiastowego odzewu. Ale satysfakcję gigantyczną.
Po izolacji musiałaś na powrót uczyć się bycia wśród ludzi?
Po raz pierwszy od dawna poczułam w pracy tremę. Jestem z natury nieśmiała, ale miałam to wyćwiczone, teraz muszę się tego uczyć trochę od nowa.
Gdy 12 lat temu kręcono pierwszą „Brzydulę”, dyskusja o poszerzeniu kanonów urody nie rozgorzała jeszcze na dobre. Teraz mówienie „brzydula” o kimś, kto nie spełnia fałszywego ideału, wydaje się obraźliwe.
Ja to rozumiem inaczej. Brzydula, czyli Ula, jest dla mnie superbohaterką. Ogarnia gigantyczną firmę, trójkę dzieci i męża, który sporo przed nią ukrywa. Jest osobą na wskroś wspaniałą, a postrzega się ją przez pryzmat ograniczających kanonów. Tytuł jest przewrotny. Ula czuje presję, że nie spełnia oczekiwań – jak wiele i wielu z nas – i próbuje z tym walczyć na różne sposoby. Choć ostatnio zmieniła się fizycznie, w jej życiu nic się nie zmieniło. Zbyt często zapomina o sobie. Kieruje się dobrem innych – męża, dzieci, przyjaciół, a nigdy swoim własnym. Przed nią jeszcze długa droga.
Ty tę drogę już przeszłaś?
Jestem mądrzejsza, silniejsza i bardziej pewna siebie niż na początku kariery. Ale to nie znaczy, że nie chcę się dalej rozwijać. Kto wie, co powiem za 10 lat.
Czujesz, że kobiety akceptują się bardziej niż kiedyś?
Wydaje mi się, że jesteśmy na początku procesu, ale ten początek jest bardzo obiecujący. Temat jest obecny w mediach, to bardzo dużo. I chyba dzięki temu zauważyłam, że gdy popełnię błąd, mam ogromną potrzebę się z niego wytłumaczyć. A przecież mam prawo popełniać błędy.
Współczesnym trzydziestolatkom łatwiej niż ich mamom powiedzieć: „jestem feministką”?
Tak. Nazywając się feministką, mówię dziś coś oczywistego. Gdy byłam nastolatką, słowo „feministka” było dla mnie pejoratywne. Jak wiele osób stałam się ofiarą popularnego w Polsce stereotypowego rozumienia tego słowa. Tymczasem w moim domu rodzinnym panowało równouprawnienie. Zarówno od strony mamy, jak i taty, rodzina była bardzo feministyczna. Tylko nie nazywaliśmy tego tak. Teraz to oczywistość.
Julia Kamińska: Informacje o przemocy w branży nie dziwią
A w branży? Kobiety są traktowane inaczej niż wtedy, gdy zaczynałaś pracę?
Na pewno kobiety są bardziej świadome tego, że nie muszą godzić się na brak szacunku. Gdy byłam młodsza, doświadczyłam molestowania. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, choć oczywiście czułam się źle. Bywało też, że moje zdanie nie było traktowane poważnie. Jak większość z nas, rosłam w przekonaniu, że mam być przede wszystkim grzeczna, miła i nie sprawiać kłopotów. Teraz, jeśli zdarza się jakaś nieprzyjemna sytuacja, reaguję natychmiast. Potrafię zaznaczyć swoje terytorium. Jestem z tego dumna. I z tego, że nie jestem grzeczna – przeklinam, głośno się wypowiadam, walczę o swoje pomysły. To bardzo fajne uczucie.
Ogromne znaczenie w budowaniu pewności siebie ma równościowy związek. Jaki jest twój partner?
Nie mogłam trafić lepiej. Piotr jest człowiekiem bez kompleksów, nie zazdrości. Wspiera mnie i zachęca do rozwoju, jest przeciwieństwem mężczyzny, który oczekuje od partnerki siedzenia w domu czy poświęcenia dla rodziny. Chce, żebym się realizowała, a ja chcę tego samego dla niego. Jeszcze zanim zostaliśmy parą, zaczęłam pracę w Jaska Studio. Zespół był i jest równościowy, otwarty, kreatywny, jesteśmy też względem siebie szczerzy. Większość osób w zespole to kobiety – silne, mądre i inspirujące. Mam wielkie szczęście, że tam trafiłam – bo na początku mojej drogi w branży często utwierdzano mnie w tym, że mam słuchać, a nie mówić.
Jak zareagowałaś na lawinę zwierzeń studentów szkół aktorskich na temat molestowania i mobbingu?
Systemowa przemoc w ogóle mnie nie zdziwiła. Relacje władzy bywają niebezpieczne, a aktorzy są przygotowywani do realizowania czyjejś wizji, czyli wykonywania poleceń. To jest wpisane w ten zawód i łatwo to wykorzystać. Przy okazji pomyślałam, że dobrze się stało, że nie miałam odwagi zdawać do szkoły teatralnej. Może paradoksalnie brak pewności siebie uchronił mnie przed jeszcze większą jej utratą. Opisy zachowań, które czytałam w internecie, są przerażające. Podziwiam wszystkich, którzy teraz walczą o sprawiedliwość. Trzeba nie lada odwagi, żeby zwrócić się przeciwko przemocy i zmowie milczenia, która trwała od pokoleń.
Czy zaangażowanie społeczne może zaszkodzić w karierze
Poczułaś solidarność podczas Strajku Kobiet?
Podczas Strajku Kobiet w 2016 roku przeżyłam jedną z najbardziej niezwykłych chwil w życiu. Gdy dopiero przebąkiwano o zmianie prawa, pojawił się pomysł, żeby wyjść z kościołów podczas mszy, gdy ksiądz z ambony odczyta list biskupów opowiadających się za całkowitym zakazem aborcji. Powiedziałam o tej akcji mamie i przeszło 80-letniej wtedy babci. Nie trzeba było ich namawiać – złapałyśmy się za ręce, opuściłyśmy kościół Mariacki w Gdańsku i usiadłyśmy na ławce w słońcu, wciąż mocno się trzymając.
Wciąż czujesz tę nadzieję?
Czuję na zmianę bezsilność i chęć walki. Czekam na wybory. Teoretycznie żyję w świeckim państwie, a ktoś usiłuje utrudniać mi życie w imię zasad religii, która nie jest moja. Jako osoba niezależna finansowo wiem, że sobie poradzę. Zakaz aborcji uderza w te osoby, które nie mają środków i wsparcia najbliższych.
Jako jedna z niewielu heteronormatywnych gwiazd w Polsce od lat angażujesz się w walkę o prawa osób LGBTQ+. Dlaczego ta sprawa jest ci bliska?
Mam wielu nieheteronormatywnych znajomych. Zmagają się z hejtem, uprzedzeniami, ograniczeniami. Nie mogą wziąć ślubu ani adoptować dziecka. Boją się chodzić za rękę po ulicy. To zwyczajnie niesprawiedliwe. Wśród moich znajomych ostatnio cztery pary zdecydowały się na emigrację. To straszne. Wspaniali ludzie opuszczają mój kraj ze strachu. Dlatego działam i czuję, że to moje działanie naprawdę ma sens, szczególnie kiedy dostaję wiadomości od nastolatków, które bardzo potrzebują wsparcia.
Usłyszałaś kiedyś, że twoje zaangażowanie społeczne może zaszkodzić ci w karierze?
Zdarzało się, że dalsi znajomi i internetowi hejterzy sugerowali, że lepiej zrobiłabym, stając się kukiełką, która na planie wypowiada przygotowane kwestie, a później milczy. Wciąż sporo osób uważa, że aktorki powinny po prostu grać zamiast wypowiadać się publicznie. Najczęściej są to osoby o innych poglądach niż ja. Pewnie gdybym się z nimi zgadzała, chcieliby, żebym wypowiadała się jak najwięcej.
Czujesz, że na tobie jako osobie popularnej spoczywa odpowiedzialność?
Po prostu chcę pomagać. To sprawia, że czuję się dobrze ze sobą. Wyrażam swoje zdanie, a jeśli to się komuś nie podoba, trudno, nie musi mnie obserwować. Nie chcę być neutralna, czyli nijaka i nieszczera.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.