Jedna z najważniejszych stylistek Hollywood, która na czerwony dywan ubiera Nicole Kidman, zaczynała jako asystentka Carine Roitfeld w Paryżu. Teraz oprócz pracy dla magazynów, klientów i gwiazd w Nowym Jorku rozkręca własny portal o modzie.
To może nie jest uniwersalna rada, ale Julii von Boehm pomogła niewiedza. 20 lat temu, podczas studiów na Ecole de la Chambre Syndicale w Paryżu, trafiła pod skrzydła Carine Roitfeld – ówczesnej redaktor naczelnej francuskiego „Vogue’a”, jednej z najlepszych stylistek przełomu wieków. Studiów nie skończyła, bo porwała ją praktyka – prędko się przekonała, że zasady wpajane przez wykładowców nie sprawdzają się w pracy. A od początku pracowała z najlepszymi – Tomem Fordem, Mario Testino i resztą crème de la crème branży mody. Bez tremy ani stresu, bo nie wiedziała, kim są. Nie miała nawet pojęcia, jak imponujące portfolio ma jej szefowa.
Nieznajomość branży składa na karb dorastania w Heidelbergu. Oprócz prestiżowego uniwersytetu senne miasteczko w Badenii-Wirtembergii miało Julii niewiele do zaoferowania. Niemiecki pragmatyzm do dzisiaj przydaje jej się w pracy. Zwłaszcza przy ustalaniu priorytetów, co przy pięciu etatach, macierzyństwie i prowadzeniu domu nie jest łatwe.
Ostatnio często pisze się o kobietach sukcesu, że ich doba z pewnością ma więcej niż 24 godziny. Powiedzieć tak o Julii to nie retoryczna przesada. Ona sama przyznaje, że jej kalendarz pęka w szwach. Rozmawiamy przez telefon, gdy w Nowym Jorku jest dziewiąta rano. Julia jest na nogach od szóstej, za chwilę wybiera się na pokazy trwającego właśnie tygodnia mody. Stroni od nazywania tego pędu poświęceniem. To po prostu pasja. – Biegnę z miejsca na miejsce z przeświadczeniem, że gdzieś czeka mnie coś nowego do zrobienia – mówi mi.
Na tle wielu przedstawicieli branży wyróżniają ją takie cechy jak bezpośredniość, skromność i szczerość. – Mnóstwo ludzi w modzie jest powierzchownych. Ja taka nie jestem – twierdzi. Ta bezkompromisowość pomaga jej też we współpracy z gwiazdami. – Szanuję każdego, z kim obcuję. I najlepiej czuję się z osobami, które doceniają talent innych. Wtedy mam siłę pracować jeszcze ciężej – mówi mi. Zdradza, że jej ulubioną klientką jest Nicole Kidman.
Z wzajemnością. Aktorka nie zgadza się na pracę z żadną inną stylistką. Julia ubiera ją w suknie inspirowane glamour złotej ery Hollywood, ale dostosowane do współczesności. I przede wszystkim do osobowości gwiazdy. Na najważniejsze wystąpienia – rozdanie Oscarów, Złotych Globów czy nagród Emmy – wybierają razem spektakularne suknie z najlepszych domów mody – Chanel, Dior i Valentino.
Kobiety dojrzałe, które wiedzą już, czego chcą, są dla von Boehm ciekawsze od nieświadomych swojej siły nastolatek. Na jednej z ostatnich okładek „InStyle” Jennifer Aniston świętowała 50. urodziny. W Hollywood, gdzie dopiero od niedawna 40-latki są uważane za godne pożądania, to prawdziwy postęp. Gdy trzy lata temu Amy Schumer zrobiła skecz „Last Fuckable Day” z udziałem swoich idolek – Julii Louis-Dreyfus, Tiny Fey i Patricii Arquette – ironicznie świętujących ostatni dzień, w którym ktoś mógłby chcieć się z nimi przespać, wbiła kij w mrowisko. Von Boehm idzie jej śladem, otwierając łamy magazynów na kobiety w różnym wieku, rozmiarze i o różnych kolorach skóry.
Lista jej osiągnięć zdaje się nie mieć końca. Poza stylizowaniem aktorek na czerwony dywan pracowała z Peterem Lindberghiem przy kalendarzu Pirelli, ubierała rodzeństwo Gerberów – Kaię i Presleya – do kampanii Omegi, stale współpracuje z takimi markami jak Ermanno Scervino, Jimmy Choo i Bulgari. Znalazła się na liście 25 najpotężniejszych stylistek według „Hollywood Reporter”. Jej relację z kinem docenił amerykański „InStyle”, magazyn pokazujący modę przez pryzmat gwiazd. W maju zrobiła tu sesję okładkową ze wszystkimi gwiazdami „Wielkich kłamstewek”, potem z Kapitan Marvel – Brie Larson, ale też z kobietami, które odbiegają od szczupłego, białego i grzecznego kanonu – Melissą McCarthy czy Taraji P. Henson. Inkluzywne piękno to jej konik.
„Stylistka, konsultantka, mama” – pisze o sobie na Instagramie von Boehm. Kolejność dowolna, choć pewnie najwięcej uczy się dzięki macierzyństwu. – Muszę być pewna, że wyznaję właściwe wartości. I pozostaję wierna sobie – tłumaczy. Jedna z dwóch córek chodzi do szkoły przy ONZ, gdzie zyskuje świadomość zagrożeń czyhających na naszą planetę. To dzięki niej w domu Julii nie używa się już plastiku. – Ale zmiana, która się teraz dokonuje, obejmuje nie tylko ekologię. To prawdziwa rewolucja. Jej konsekwencją będzie bardziej otwarty świat – dodaje von Boehm.
W swoim życiu dokonuje zmian drobnych, ale znaczących. Ogranicza zakupy, pozbywa się rzeczy, przekazuje innym wiedzę na temat bardziej zrównoważonego stylu życia. W wywiadach, mediach społecznościowych, a ostatnio – za pośrednictwem własnego portalu o stylu życia.
Założywszy portal o stylu życia, Julia może teraz przedstawiać czytelnikom swój punkt widzenia. – Chciałam się podzielić wszystkim, co wiem – mówi. – Prowadząc biznes, mam pełną niezależność, o wszystkim decyduję sama. To ogromna odpowiedzialność. W końcu podpisuję się tu własnym nazwiskiem.
Na stronie można znaleźć pamiętnik z tygodni mody, wywiady z projektantami, sylwetki ikon stylu. Są proste porady stylizacyjne, np. jak nosić biustonosz zamiast topu, i selekcje kosmetyków oraz artykuły z pogranicza motywacji i well being. A także spis miejsc, w których bywa Julia ze swoimi przyjaciółkami.
– Jakbym słyszała mojego psychoterapeutę – śmieje się Julia, gdy pytam, czy potrafi się wyciszyć. – Nie, nie potrafię – przyznaje. – Nie potrafię być dumna z moich dotychczasowych sukcesów, bo jestem wciąż głodna nowych rzeczy.
Więcej o Julii von Boehm przeczytacie w listopadowym wydaniu „Vogue Polska”. Ze stylistką spotkał się w Nowym Jorku nasz redaktor naczelny Filip Niedenthal.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.