Istnieją ludzie, którzy nie mają dylematów intelektualnych czy moralnych. Którzy każdy swój ruch, nawet najbardziej okrutny, uzasadniają przez ideologię, religię lub naukę. Dla nich liczy się jedno – własna satysfakcja. To psychopaci.
Bardzo często jestem pytana: dlaczego interesuje mnie zło w instytucjach zamkniętych – domach dziecka, ośrodkach, domach spokojnej starości?
W reportażu „Oddział chorych ze strachu” opisałam historię ordynator szpitala psychiatrycznego, która według personelu i pacjentów, w okrutny sposób znęcała się nad dziećmi. Kilka lat później nadal pracowała jako biegła sądowa oraz psychiatra w tym samym okręgu, w którym miała już postawione zarzuty za znęcanie się nad pacjentami.
Po publikacji tego reportażu otrzymałam kilka tysięcy maili. Pisali lekarze, salowi, pacjenci z różnych miast w Polsce. Mówili, że już nigdy nie będą bierni wobec zła. Więc zaczęłam się zastanawiać: jak współcześnie w Polsce wygląda „Twarz Zła”?
W każdym społeczeństwie większość osób przeżywa wewnętrzne kryzysy i dylematy. Po to, by stać się lepszymi, mądrzejszymi, dojrzalszymi ludźmi. Ale istnieją też ludzie, którzy tych wewnętrznych kryzysów nie mają. Którzy każdy swój ruch, nawet najbardziej okrutny, uzasadniają przez ideologię, religię lub naukę. Nie mają dylematów intelektualnych czy moralnych. Dla nich liczy się jedno – własna satysfakcja. Ta grupa to psychopaci.
Dawniej, w czasach II wojny światowej czy w okresie stalinizmu, byli bardziej widoczni. Obecnie idealnym dla nich schronieniem stały się instytucje zamknięte, jak szpitale psychiatryczne czy domy dziecka. Ich ofiarami zwykle padają osoby bezbronne, najsłabsi, najczęściej dzieci. Psychopaci otrzymują tam moc niemal nieograniczoną.
Zastanawiam się, ile jest w Polsce ludzi, którzy wiedzą, że obok nadużywa się władzy, stosuje przemoc i nie reagują. Wszystkie osoby, które pomogły w stworzeniu systemu przemocy w Starogardzie Gdańskim, nadal pracują w swoim zawodzie.
W przypadku historii sióstr Boromeuszek, którą opisałam w książce „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie”, znęcanie trwało kilkadziesiąt lat. Dzieci zgłaszały nauczycielom i psychologom, że są bite i poniżane przez siostry. Przez trzydzieści lat nikt nie zareagował.
Jak pisał Ryszard Kapuściński „żaden pałac nie runie sam z siebie.” W każdym z tych małych pałaców w całej Polsce potrzebujemy ludzi, którzy będą ujawniali okrucieństwo innych.
A stanie się tak tylko wówczas, gdy będziemy pamiętać, że te nasze wewnętrzne kryzysy, niepokoje, wątpliwości, to nie jest oznaka słabości. To jest nasza siła! I najlepsza droga, aby stać się bardziej wartościowym człowiekiem.
Kontakt z autorką przez stronę www.justynakopinska.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.