Tematy w debacie publicznej, które nas obrażają czy poruszają, zostały specjalnie dla nas wybrane, poddane selekcji, a następnie przekazane w facebookowych bańkach w niewymagający interpretacji sposób.
– Jezus was kocha. On was naprawdę umiłował! – przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie piękna kobieta wzywała do nawrócenia. – Internet, alkohol, przygodny seks… Zagłuszacie emocje, próbujecie osłabić jego głos. A on każdego dnia wam się przygląda, roztacza opiekę. W każdej chwili może przywrócić was do życia w pełni. Chodźcie do mnie! On ma moc, by was uzdrowić – podnosiła ręce do góry, wierząc, że położy je na czole potrzebujących wsparcia.
Przechodnie mijali ją, przesyłając jedynie zdziwione spojrzenia. Taksówkarze patrzyli z mieszaniną zażenowania, ciekawości i troski o stan psychiczny kobiety.
– Organizujemy życie wokół postrzeganego poczucia perfekcji, bo dostajemy małe nagrody w postaci serduszek, lajków i kciuków. Łączymy to z wyższą wartością i prawdą – mówi w dokumencie „Dylemat społeczny” (Netflix) Chamath Palihapitiya, były pracownik Facebooka. – Wiedzą, kiedy ludzie są samotni, kiedy mają depresję, kiedy oglądają zdjęcia byłych partnerów. Czy są introwertykami czy ekstrawertykami, jakie mają nerwice, jaką osobowość… – informuje Jeff Seibert, pracownik Twittera.
Pracownicy największych portali społecznościowych opowiadają, jak duma z pracy, dzięki której wiele osób znalazło zaginionych krewnych lub dawców organów, przez lata zmieniała się w poczucie winy z powodu udoskonaleń zatrzymujących ludzi jak najdłużej w sieci. Konsekwencją są choroby psychiczne, lęki, ucieczka od społeczeństwa.
Kilka lat temu w Kalifornii zobaczyłam duży napis: „Nie szukaj! Wszystkie odpowiedzi są już w Google”.
Codziennie niewidzialne ręce lądują na głowie milionów użytkowników, którzy szukając ulgi, wybierają wirtualnego pana. W realnym życiu świadomie podejmują decyzję, czy chcą, by obca osoba przekazała im swoje prawdy. W wirtualnym świecie dezinformacji i sprzedaży świadomość jest balastem.
Użytkownicy – ich myśli, pragnienia, cele – są produktem dla reklamodawców.
Wykorzystując media społecznościowe w celach politycznych, spin doktorzy fundamentalistów w wielu krajach pobudzają nienawiść, atakują przeciwników, oczerniają autorytety.
Już nie chodzi o fake news czy dezinformację, lecz o to, by nie wierzyć w nic – przestać abstrahować od innych, otworzyć się na bezrefleksyjność, poddać aktualnym trendom, być rządzonym przez najgłośniejszych, pod opieką najsprytniejszych, sprzedanym najskuteczniejszym.
Tematy w debacie publicznej, które nas obrażają czy poruszają, zostały specjalnie dla nas wybrane, poddane selekcji, a następnie przekazane w facebookowych bańkach w niewymagający interpretacji sposób.
Jak pisał Erich Fromm: „Nowoczesny człowiek żyje w iluzji, że wie, czego pragnie – gdy tymczasem pragnie dokładnie tego, czego się od niego oczekuje, że będzie pragnął”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.