Film „Duchy Inisherin” Martina McDonagha reklamowany jest jako „obłędnie śmieszny”, lecz to jeden z najsmutniejszych filmów, jakie widziałam. Koniec przyjaźni Colma i Pádraica oznacza dla mężczyzn rozpad tożsamości.
Pewnego dnia twój najlepszy przyjaciel kończy relację. Wyjaśnia, że przestałeś go interesować. Nie chce tracić czasu na przyjaźń, która nie daje mu satysfakcji i energii.
To punkt wyjścia poruszającego, głębokiego filmu Martina McDonagha „Duchy Inisherin”. Autor scenariusza jest przede wszystkim wybitnym dramatopisarzem, jednym z czołowych przedstawicieli irlandzkiego teatru. Nie ma tu ani jednej fałszywej nuty.
Dla mieszkańców wyspy u wybrzeży Irlandii każdy moment życia sąsiadów jest przewidywalny. Wiedzą wszystko o ich przyzwyczajeniach seksualnych, wynaturzeniach, aktach przemocy. To jednocześnie troskliwa społeczność, cechująca się miłością do zwierząt i szacunkiem do przyrody. Zwierzęta są członkami rodziny i bohaterami filmu.
– Myślisz, że Bóg troszczy się o osiołka? – pyta ironicznie ksiądz podczas spowiedzi. – Myślę, że na świecie wszystko się zepsuło, gdy przestał – odpowiada Colm. Mężczyzna symbolizuje rebelię. Pádraic, który przez wiele lat codziennie spotykał się z Colmem w pubie, jest symbolem ugody. Rozjuszony odrzuceniem, zmienia się wewnętrznie, co doprowadza do serii bolesnych wydarzeń.
Obserwujemy trzy oblicza wojny. Pierwsza toczy się w państwie. Obcując z obezwładniającym pięknem irlandzkiej przyrody, słyszymy wybuchy i egzekucje na lądzie. Kolejna to bratobójczy pojedynek najlepszych przyjaciół. Colm decyduje, że po każdej próbie rozmowy ze strony dawnego przyjaciela nastąpi samookaleczanie. Bezsensowność tej decyzji dotyczy także obywateli Irlandii, każdego dnia okaleczających siebie i państwo. Trzecią wojnę każdy z bohaterów toczy w sobie.
Dla Pádraica fundamentem życiowej postawy jest życzliwość dla innych. Z dnia na dzień rozmontowuje tożsamość, próbując zadać wszystkim taki ból, jakiego sam doświadcza. Samookaleczanie Colma dotyczy palców u rąk, które nawiązują do misternie budowanej przez niego tożsamości artysty i muzyka. Rany Colma są bardziej zauważalne, ale cierpienie jest takie same u obu stron sporu.
Film reklamowany jest jako „obłędnie śmieszny”, lecz to jeden z najsmutniejszych filmów, jakie widziałam. Dialogi odsuwają bohaterów od fundamentu, na którym stoją. Słowa przyjaciela ranią w każdym wymiarze istnienia.
– Nie skrzywdziłeś mnie. Bo prostu już cię nie lubię – mówi Colm. Mężczyzna nie chce tracić ani minuty życia. Jego marzeniem jest stworzenie ponadczasowego utworu, przetrwanie w rozmowach kolejnych pokoleń. Przyjaźń odciąga go od marzeń o doskonałości. Przypomina o własnej normalności i powierzchowności. Dbając jedynie o przetrwanie po śmierci, odwraca się od wszystkiego, co czyni go żywym.
Justyna Kopińska: dziennikarka, socjolożka, zajmuje się tematyką kryminalną związaną z prawem karnym, sądami i więziennictwem. Doświadczenie zawodowe zdobywała w Stanach Zjednoczonych i Afryce Wschodniej. Jest laureatką Nagrody Dziennikarskiej Amnesty International, Pióro Nadziei.
Otrzymała Nagrodę PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego, Grand Press, Nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej oraz wyróżnienie Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego. Dwukrotna laureatka Mediatorów. Autorka pięciu książek, m.in. „Z nienawiści do kobiet” i „Polska odwraca oczy”.
Jako pierwsza dziennikarka z Polski otrzymała European Press Prize w kategorii „Distinguished Writing Award”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.