24 lipca Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał bohaterowi reportażu „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie” pół miliona złotych zadośćuczynienia. To pierwsze w Polsce tak wysokie świadczenie dla ofiary przemocy w sierocińcu.
– Gdy usłyszałem o decyzji sędziego, byłem poruszony i szczęśliwy. Dla mnie to potwierdzenie wszystkich krzywd, które wyrządziły nam siostry zakonne. I sygnał dla dzieci z innych sierocińców, że mogą walczyć i zwyciężać – mówi mi Paweł.
24 lipca Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał bohaterowi reportażu „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie” pół miliona złotych zadośćuczynienia. To pierwsze w Polsce tak wysokie odszkodowanie dla ofiary przemocy w sierocińcu.
Rodzice oddali dwuletniego Pawła do Ośrodka Wychowawczego Sióstr Boromeuszek w Zabrzu. Chłopiec spędził tam kilkanaście lat życia.
Podczas dokumentacji reportażu w Trzebnicy, w której znajduje się klasztor zakonu sióstr boromeuszek, mieszkańcy byli poruszeni, że pytam o zakon. – Napisze pani o naszych siostrzyczkach?! – spytała z entuzjazmem kobieta, którą dopytywałam o zwyczaje sióstr. Siostry Franciszka i Bernadetta były już w tym czasie skazane za przemoc psychiczną i fizyczną oraz pomocnictwo w molestowaniu dzieci. Lecz pozytywny wizerunek osób duchownych dominował nad przewinami tych sióstr.
Po II wojnie światowej przeprowadzono wiele eksperymentów społecznych pokazujących siłę autorytetu i bezwolne jednostki. Sprawdzono, jak łatwo doprowadzić drugiego człowieka do chęci wymierzania sprawiedliwości za najdrobniejsze przewinienia. Na takie mechanizmy wykorzystywania władzy szczególnie narażone są dzieci.
– Gdy się poznaliśmy, miałem 22 lata. I nie umiałem żyć – mówi mi Paweł. – Przede wszystkim nie wiedziałem, co jest dobre, a co złe. Siostra Franciszka była dla mnie jak matka. Pulchna, w okularach i zawsze z czerwonymi policzkami. Jak się śmiała, to na całego. Do końca życia nie zapomnę, jak wieczorem przychodziła do mojego łóżka, stawiała krzyżyk i całowała mnie w czoło. Przez kilka sekund czułem się bezpieczny. Ona powiedziała nawet te słowa. Pierwszy raz w życiu usłyszałem: „Kocham cię”. I może dlatego później, podczas procesu, nie chciałem na nią nic mówić, choć wiedziałem, że robiła złe rzeczy. „Kocham cię” tkwiło mi w głowie. Bo nam nikt tego nie mówił.
Zaczęło się, gdy miałem kilka lat. Była jedna duża sypialnia i cztery, pięć mniejszych. Nie wiem, dlaczego siostry zamykały mnie na klucz ze starszymi chłopakami. Nie mogłem uciec, gdy oni mnie zmuszali. W oknach były kraty. Zgłaszałem zakonnicom, co się dzieje. Błagałem, by przeniosły mnie do innej sypialni. Mówiły, że kłamię. Miałem wtedy pierwszą próbę samobójczą.
Kiedyś nauczycielka zwróciła uwagę siostrom, że jestem zaniedbany. Modliłem się tylko: „Boże, ino żebym nie dostał, ino żebym nie dostał. By mi dały podłogę szorować”. Panicznie bałem się bicia. Za to zawsze lubiłem sprzątać. Dla mnie to nie była kara. W żelazne wiaderka wlewało się lizol, rozcieńczało wodą. Braliśmy twardą szczotkę ze szpikulcami. Te szczoteczki dokładnie czyściły, ale były malutkie. I czyściliśmy ten ogromny korytarz na kolanach.
Lub wszystkie framugi szczoteczkami do zębów. Siostry mówiły: „Masz czas do obiadu. Jak nie zdążysz, to następna kara bez jedzenia”. Lecz my wiedzieliśmy, że to musi być zrobione perfekcyjnie.
Gdy wyszedłem z ośrodka, nie wiedziałem, co to są uczucia. Nie wiedziałem, jak człowiek funkcjonuje. Nie wiedziałem, jak być w związku. Gdy pierwszy raz poszedłem z dziewczyną do kina i ona mnie objęła, to panicznie się bałem. Zabrałem jej rękę.
Prokurator, która doprowadziła do skazania siostry Bernadetty, mówi mi teraz, że wówczas uważano, iż prokuratura zmyśliła sprawę przeciwko siostrom. – Teraz zmieniło się postrzeganie takich przestępstw. Uważam, że tę optykę zmienił reportaż z kwietnia 2014 roku na łamach „Dużego Formatu” – podkreśla pani prokurator. – Dopuszczono do świadomości społecznej, ale też prokuratorskiej, że osoba, która kreuje się na autorytet, bo jest księdzem, zakonnicą, dyrektorem szkoły, lekarzem – może być równocześnie przestępcą.
W filmach obserwujemy autorytety i osoby uprzywilejowane, gdy zdejmują maski. Zmywająca makijaż markiza Isabelle (Glenn Close) w „Niebezpiecznych związkach”, subtelny uśmiech siostry Ratched (Louise Fletcher) w „Locie nad kukułczym gniazdem”, spojrzenie wychowawcy Seana (Kevin Bacon) w „Uśpionych”. W życiu znacznie trudniej zajrzeć pod fasadę. Na końcu świata filmowego liczy się jedynie to, jacy się stajemy, gdy nikt nie patrzy. Niekiedy nie chcę wracać do rzeczywistości.
*
Więcej felietonów autorki w książce „Współczesna wojna”.
Justyna Kopińska: dziennikarka, socjolożka, zajmuje się tematyką kryminalną związaną z prawem karnym, sądami i więziennictwem. Doświadczenie zawodowe zdobywała w Stanach Zjednoczonych i Afryce Wschodniej. Jest laureatką Nagrody Dziennikarskiej Amnesty International, Pióro Nadziei.
Otrzymała Nagrodę PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego, Grand Press, Nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej oraz wyróżnienie Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego. Dwukrotna laureatka Mediatorów. Autorka pięciu książek, m.in. „Z nienawiści do kobiet” i „Polska odwraca oczy”.
Jako pierwsza dziennikarka z Polski otrzymała European Press Prize w kategorii „Distinguished Writing Award”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.