Babcia wypełniała dom harmonią i spokojem. Dziadek zawsze się rozpromieniał, gdy wchodziła do domu. Zauroczył się dużo młodszą koleżanką, ale szybko chciał wrócić do żony. Ona odparła jednak, że nie potrafi tworzyć związku z człowiekiem, któremu nie może ufać.
– Mój dziadek rozstał się z babcią po pięćdziesięciu latach małżeństwa – opowiadał mi jeden z czytelników. – Poznali się jako nastolatkowie. Bardzo szybko się pobrali. Wychowali razem dzieci i wnuki. To był najpiękniejszy związek, jaki znałem. Dużo rozmów, czułości. Babcia wypełniała dom harmonią i spokojem. Dziadek zawsze się rozpromieniał, gdy wchodziła do domu. Czekał blisko drzwi. Powtarzał, że jest szczęściarzem, bo znalazł miłość „do końca świata”.
Dziadek jest bardzo przystojny, zadbany. W wieku siedemdziesięciu lat wyglądał może na sześćdziesiąt. Kobiety nadal się nim interesowały. Zauroczył się dużo młodszą koleżanką. Staram się nikogo nie oceniać. Ale trudno było mi go zrozumieć. Zawsze powtarzał, że ważna jest odpowiedzialność. Twierdził, że zna wartość danego słowa i dla niego małżeństwo jest nierozerwalne.
Spytałem, czy zmienił poglądy. Uniknął odpowiedzi. Powiedział, że radość z życia jest najważniejsza.
Zaskoczyła mnie babcia. Przez lata byli nierozłączni. Obawiałem się, że jej świat się zawali. A ona zaczęła poznawać nowych ludzi, wychodziła częściej do teatru, kina. Zapisała się na kurs fotografii. Ma dwie przyjaciółki, jeszcze z czasów podstawówki. Co sobotę spotykały się na grę w karty. Po odejściu dziadka, by dodać jej energii, zaczęły spotykać się trzy razy w tygodniu. Zaplanowały tydzień we Włoszech. Do tego rodzina, wnuki. Przez chwilę miałem wrażenie, że nie miała czasu, by przemyśleć odejście męża. Ale okazało się, że postawiła diagnozę tej sytuacji. Do przyjaciółek powiedziała: „Antoni niebawem będzie chciał wrócić. I szkoda, że już nie umiałabym z nim być”.
Rzeczywiście po dwóch latach dziadek zapragnął odbudować małżeństwo. Kupił ogromny bukiet żółtych tulipanów. Przygotował mowę o nas, o naszych rodzicach. Mówił, że chciałby się zestarzeć, patrząc w oczy jedynej kobiety, którą naprawdę kochał.
Gdy spytałem, dlaczego znów zmienił zdanie, powiedział: „Byliśmy na kolacji. Duży ruch w restauracji. Bardzo długo czekaliśmy na zamówienie. W końcu kelnerka przyniosła dania. Pomyliła się. Przyniosła Eli coś zupełnie innego niż zamawiała. Ela zaczęła na nią tak wrzeszczeć, że dziewczyna się rozpłakała. Wyzywała ją od idiotek, ułomów. Wtedy zauważyłem, że coś mnie zamroczyło. Żona zawsze traktowała każdego z szacunkiem. Ten spokój i dobroć, które Ela mi okazywała, były powierzchowne. Nie chciałbym przeżyć ostatnich lat życia, ślizgając się po powierzchni”.
Babcia powiedziała, że się zastanowi. Zawsze tak robiła. Nigdy nie podejmowała żadnej decyzji pochopnie. Jej ulubione sformułowanie to „Muszę to przemyśleć”. Ale jak już coś powiedziała, zawsze dotrzymywała słowa.
Po tygodniu powiedziała dziadkowi, że nie potrafi tworzyć związku z człowiekiem, któremu nie może ufać. A jednocześnie bardzo się cieszy, że mogła przeżyć z nim pięćdziesiąt lat, ufając mu bezgranicznie. I pocałowała go na pożegnanie w czoło.
Kolejnego dnia wpadłem do babci na kawę i galaretkę z owocami. Zawsze ma je w lodówce, gdy przychodzę. W jej oczach widziałem spokój. Spytałem, jak się nauczyć takiej łagodności. „Tracąc bezpowrotnie część siebie, dobrze ją wypełnić tym, co okiełzna strach”, odpowiedziała.
Kontakt z autorką przez stronę www.justynakopinska.pl
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.