Niektórzy tak przyzwyczają się do rutyny, że nigdy nie skonfrontują się z głębszymi uczuciami. Tkwią w stanie nazywanym przez filozofów „uśmiechniętą depresją”, przekonując otoczenie, że doskonale odnajdują się w świecie.
Wybitny naukowiec podkreślający, że czuje się szczęśliwy, zgadza się poddać hipnozie. Terapeuta pragnie odkryć, z czego wynika jego przeświadczenie o tym, że ma dobre życie. W trakcie transu mężczyzna mówi o udanym życiu erotycznym z wieloma kobietami. Opisuje trójkę swoich dzieci. Następnie przedstawia sukcesy w wybranej przez siebie dziedzinie życia. Po dłuższej chwili doznaje stanu przygnębienia. Widzi wielki, pusty plac z wieloma maskami. Przedstawia ten obraz jako poczucie nieskończonej nicości. – Wszystko jest takie głupie, głupie, głupie – wykrzykuje. Terapeuta pyta, czy seks też jest głupi. – Tak, ale mniej niż wszystko inne – odpowiada. – Dzieci też mnie nudzą, choć są mi bliższe niż inni ludzie – dodaje. Najwięcej mówi o ojcu. Ambitnym, osamotnionym mężczyźnie, który nie miał ani jednego prawdziwego przyjaciela. Opowiada także, jak ze wszystkich sił starał się nawiązać kontakt ze swoim synem, ale nie był w stanie. Gdy się budzi, trudno mu uwierzyć w zdania, które chwilę wcześniej wypowiadał.
„Ciągła nuda tworzy jedno z głównych zjawisk psychopatologicznych we współczesnym społeczeństwie technotronicznym” – tak do stanu transu pacjenta odniósł się psycholog Erich Fromm, według którego osoby zdolne do twórczej reakcji na bodźce to ginąca grupa w społeczeństwie. Wielu ludzi unika przygnębienia i niepokoju, kompensując je alkoholem, seksualnymi doznaniami czy jak największą ilością obowiązków. Niektórzy tak przyzwyczają się do rutyny dnia i jego bodźców, że nigdy nie skonfrontują się z głębszymi uczuciami. Tkwią w stanie nazywanym przez filozofów „uśmiechniętą depresją”, przekonując otoczenie, że doskonale odnajdują się w otaczającym świecie.
Podobne artykułyJustyna Kopińska: CiszaJustyna Kopińska Od czasów, gdy psychologowie ostrzegali przed niebezpieczeństwami nadmiarowej rzeczywistości, minęło 50 lat. Obecne zmiany pociągają za sobą dużo poważniejsze konsekwencje. Dla wielu ludzi pierwszą czynnością po przebudzeniu jest sprawdzenie telefonu, dostęp do wiadomości, maili, social mediów – codziennej porcji dopaminy. W czasie pracy obserwują przypomnienia i ponaglenia. Podczas rozmowy z rodzicami i dziadkami skrolują ekran za każdym razem, gdy czują znużenie. Jadąc taksówką, odpisują na zaległe maile i wiadomości.
Zagrożenia, przed którymi nas ostrzegano – nadmiar stymulacji, wypieranie tego, co nieprzyjemne – z roku na rok są coraz potężniejsze. Jak wielu z nas określa się jako cierpliwi? Jak wielu potrafi prowadzić dyskusję nie na poziomie emocji, lecz faktów?
Amerykański adwokat Mike Godwin, obserwując grupy dyskusyjne w internecie, mówił, że użycie słowa „nazizm” oraz porównanie przeciwnika do hitlerowca we współczesnych rozmowach wirtualnych jest niemal oczywiste.
Społeczeństwo cybernetyczne jest zachłanne, nieustannie domaga się nowych obrazów – pustych celebrytów, chciwych biznesmenów, manipulujących polityków, by zalać ich swoim gniewem. Wielu nie jest świadomych, że to broń obosieczna. Na poziomie hejtu rozum i głębsze uczucia pozostają uśpione.
Każdy ma inny sposób, by do nich dotrzeć. To może być czas ze zwierzętami, gorąca kąpiel, spacer w górach, teatr, czytanie dziecku bajek na dobranoc, lecz nie flejm. Ucieczki od internetu i social mediów mogą dać coś ważniejszego od bycia „na bieżąco”. Możemy zyskać przestrzeń. A następnie świadomie zdecydować, jak ją uporządkujemy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.