Po wielu latach życia w zagrożeniu i stresie zbudowałam świat pewny. W relacjach z pracodawcami czuję spokój, z czytelnikami – wspólnotę. Ostatnio na spotkaniu autorskim w bibliotece w Słupsku jeden z czytelników spytał, czy jestem spełniona. Bez wahania odpowiedziałam: „Jestem”.
– Do niedawna dla młodych ludzi liczył się status, pozycja w hierarchii. Dla nowego pokolenia ważniejsza jest wspólnota wartości – mówiła dr Agnieszka Polkowska na konferencji z okazji premiery aplikacji mobilnej „Vogue Polska”.
Kilka miesięcy temu w tekście „Jakby każdy rok miał być ostatnim” opisałam państwu moje prywatne wartości. Oprócz zasad dotyczących życia i stosunku do ludzi do pamiętnika wpisałam wtedy także wartości dotyczące pracy.
Wcześnie wyjechałam z Polski. Miałam zaoszczędzoną sumę z prowadzenia korepetycji. Po kursie z zakresu media broadcasting w Londynie pracowałam na recepcji w estetycznym budynku. Pamiętam, że ważna była dla mnie harmonia miejsc. Lubiłam pisać w przestrzeniach, w których czułam spokój i pewną magię. Wiele poranków spędzałam, czytając literaturę światową w kawiarniach, między innymi na Notting Hill. Obserwowałam, jak za oknem przechodzą dostojni ludzie w prochowcach i z pięknymi parasolami w dłoniach. Mieszkałam w wielu miastach na świecie, ale to ten Londyn sprzed kilkunastu lat mnie rozczula. To było moje miejsce.
Zasady zawodowe były proste:
– stawać po stronie mrówek, a nie mrówkojadów, jak pisała Izabela Jaruga-Nowacka;
– pisać o tym, co wyzwala w ludziach dobro, a co zło. Pokazywać mechanizmy sytuacji społecznych jak w lustrze;
– tropić zło w czystej postaci, bo „żaden pałac nie runie sam z siebie”;
– oprócz psychopatów nie oceniać ludzi, bo przecież nigdy nie wiemy, jaki ktoś dźwiga bagaż na swoich barkach;
– nie przebywać w towarzystwie osób o poglądach rasistowskich, antysemickich i homofobicznych (nie piszę tu o grach słownych, żartach w tonacji Sarah Silverman, tylko o ludziach, którzy, kierowani podświadomymi lękami, nienawidzą innych).
Pamiętam, że dla mnie, jako dwudziestolatki, ważne było to, że w Polsce są osoby, które publicznie mówią o podobnych wartościach. Na przykład Ryszard Kapuściński.
Podczas studiów i staży zagranicznych zapisywałam w pamiętniku tematy, które chcę poruszyć w Polsce: przemoc w instytucjach zamkniętych – szpitalach, sierocińcach, domach spokojnej starości, a także zamiatane pod dywan przestępstwa Kościoła czy droga do sprawiedliwości zgwałconych kobiet.
Fotoreporter Krzysztof Miller, niedługo przed samobójstwem, zwrócił mi uwagę, że pracuję nad zbyt dużą liczbą mrocznych tematów. Mówił, że nie obędzie się bez kosztów – powracających w przyszłości wspomnień, migawek przemocy.
Dla mnie taką ceną okazał się strach. W wywiadach byłam pytana o groźby. Dziennikarze często zakładali, że było ich dużo, skoro zajmuję się taką tematyką. Gróźb pozbawienia życia było kilka. Natomiast zdania o wpływowych adwokatach, wytoczeniu mi procesów sądowych, groźby „sprawdzenia mojej przeszłości” i rozpowszechnienia medialnych pomówień były częste.
Pytana o strach, mówiłam, że go czułam i miałam nad nim kontrolę. Jako z natury bardzo spokojna osoba potrafiłam zapanować nad emocjami. Niedawno uświadomiłam sobie, że jest to tylko część prawdy. Konfrontowałam i akumulowałam może 30 procent strachu, a resztę wypierałam. W przeciwnym razie nie mogłabym pracować. Oczywiście stosowanie mechanizmów obronnych, czyli w tym przypadku psychicznej lichwy od życia, zawsze niesie ryzyko. Kilka miesięcy temu objawiło się to w postaci dużych problemów zdrowotnych i bezsenności.
Przez ostatnie miesiące wydobywałam na wierzch wszystko, co wyparte. I stawiałam temu czoła.
Wczoraj, słuchając dr Polkowskiej, uświadomiłam sobie, że właśnie budowanie wspólnoty wartości – wirtualnej i realnej – stanowi dla nas dużą bazę bezpieczeństwa.
Codziennie otrzymuję od czytelników e-maile, z których większość to refleksje po przeczytaniu książek, felietonów, reportaży. Wytworzyła się duża grupa ludzi, którzy podzielają podobne wartości lub chcą zmieniać życie tak, by było w nim mniej ocen.
Drugim ważnym aspektem jest praca. Dla mnie zawsze ważna była niezależność. Sprowadza się to do prostej zasady, że pracodawca w każdej chwili może ze mnie zrezygnować, ma do tego prawo, a ja sobie poradzę. Było to dla mnie ważne, gdy zauważyłam, jak wiele osób rezygnuje ze swoich wartości lub podlizuje się wpływowym osobom dla pozycji zawodowej.
Po wielu latach życia w zagrożeniu i stresie zbudowałam świat pewny. W relacjach z pracodawcami czuję spokój, z czytelnikami – wspólnotę. Ostatnio na spotkaniu autorskim w bibliotece w Słupsku jeden z czytelników spytał, czy jestem spełniona. Bez wahania odpowiedziałam: „Jestem”.
– A może pani przybliżyć nam, na czym opiera się spełnienie?
– Na przestrzeniach wzajemnego szacunku, które będę opisywała w kolejnych felietonach i książkach.
Kontakt z autorką przez stronę www.justynakopinska.pl
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.