Zamiłowanie do dobrej kuchni, piękna i kultury francuskiej siostry wyniosły z domu. Wspólnie otwierały bistro Charlotte, którego Justyna Kosmala jest współwłaścicielką. Od kilku lat razem z Basią Kłosińską prowadzą bar Wozownia, od roku restaurację Lupo Pasta Fresca. Od samego początku wspiera je Marysia Kłosińska, kostiumografka i DJ-ka.
Letnie, upalne dni, których rytm dyktuje popołudniowa drzemka, a ciszę przerywa brzęcząca nad uchem mucha. Na kuchence gotuje się rosół. – Ten zapach momentalnie przywodzi mi na myśl dzieciństwo. Przywołuje wspomnienie babci, która pod lipą przygotowywała świeży makaron do zupy, przykrywany później ściereczkami. Pasta fresca po polsku – śmieje się Justyna Kosmala, współwłaścicielka Charlotte, Wozowni i otwartej rok temu włoskiej restauracji Lupo. W podwarszawskiej wsi Uwieliny siostry spędzały wakacje. Ta nazwa niesie dla nich aromat świeżych warzyw zerwanych prosto z krzaka, przetworów z malin zebranych w ogródku, smak białego sera własnej roboty. To w Uwielinach doszukują się źródła swojej miłości do gotowania i goszczenia innych, co zresztą jest u nich dziedziczne. Z Justyną Kosmalą, Basią Kłosińską (współwłaścicielką Wozowni i Lupo) i Marysią Kłosińską (kostiumografką i DJ-ką) spotykam się na warszawskim Wyględowie, w domu tej pierwszej. Gdy wchodzę, docierają do mnie urywki rozmów, śmiech, brzdęk sztućców i talerzy. W kuchni panuje miły rozgardiasz. Rodzina wspólnie przygotowuje śniadanie. Za chwilę na stole pojawią się warzywa z szafranowym sosem i świeża dostawa wypieków z Charlotte. Choć może się wydawać, że siostry są trojaczkami, dzieli je różnica wieku. Justyna urodziła się na początku lat 80., między Basią i Marysią, które przyszły na świat na przełomie lat 80. i 90., są trzy lata różnicy. Siłą rzeczy spędzały więcej czasu w duecie. W podobną parę dobrały się Justyna i najstarsza z sióstr, Asia Jeżak, która – mimo że wybrała inną ścieżkę zawodową i zamieszkała w Krakowie – dopinguje mieszkające w Warszawie rodzeństwo.
Siostry dorastały w wyjątkowym domu, w kamienicy na warszawskim Służewcu. – To było dwupoziomowe mieszkanie, gdzie drugie piętro, na poddaszu, zbudowane zostało rękami ojca i dziadka. Na górze była otwarta przestrzeń i pokój dla najstarszej siostry z prywatną łazienką. Marzenie każdej z nas – wspomina Basia. W domu panowała wolność. Matka polonistka pracowała, pisząc słowniki, ojciec był dziennikarzem. W mieszkaniu jedną ze ścian opanowały uginające się pod ciężarem książek półki. – Czułyśmy, że żyjemy trochę inaczej niż większość naszych znajomych – mówi Marysia. – Kiedy przychodzili do nas do domu, pierwszą ich reakcją było zdziwienie – dopowiada Basia. Ich mama robiła wszystko, by wnętrza miały oryginalny klimat – końcówki tkanin wykorzystywała jako tapety, meble wyszukiwała w Cepelii. – Dzisiaj podobne znaleźć można w Muzeum Narodowym w sekcji designu – podkreśla Justyna. Z rodzinnego domu wyciągnęła cenną lekcję wystroju wnętrz i obserwacji tego, jak przestrzeń wpływa na nastrój. Dom Kłosińskich był otwarty, a przychodzący do niego przyjaciele czy partnerzy momentalnie stawali się jego częścią.
Cały artykuł przeczytacie w czerwcowym wydaniu „Vogue Polska” z dwiema okładkami do wyboru. Do kupienia w salonach prasowych, z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.