Kiedy latam na wysokości stu metrów, jestem w transie. Myślę, że gdy wyląduję, muszę do kogoś zadzwonić i opowiedzieć, co przeżyłem. A potem, już na ziemi, pakuję sprzęt i zastanawiam się, jak właściwie mogę o tym opowiedzieć? Jakich słów użyć? – mówi Kacper Kowalski. Jego emocje, przeżycia i przemyślenia pełniej wyrażają fotografie. Rozmawiamy o najnowszym cyklu prac „Event Horizon”, który został również wydany w formie art booka pod tym samym tytułem.
Na paralotni latasz od 1996 roku, jak wyliczyłeś, w powietrzu spędziłeś już ponad 5 tys. godzin, czyli prawie siedem miesięcy, dzień w dzień. Opowiedz, jak to jest?
Wyobraź sobie, że szybujesz samotnie w powietrzu, przez dziesięć godzin. Jeśli wykorzystujesz siły przyrody, doświadczasz sił termiki, zmian pogody i krajobrazu. Odczuwasz fizyczne wibracje w ciele, ale też wielkie emocje. W pewnym momencie pojawia się pomysł, żeby utrwalić te stany aparatem. I wtedy pojawia się pytanie, jak to zrobić. Jak sfotografować lęk, fascynację, pasję, miłość czy obowiązek?
Mówisz o abstrakcyjnych obrazach.
To pewien paradoks, bo zdjęcia, które robię, są odbierane jak formy abstrakcyjne – staram się dotknąć w nich emocji, pojęć. Z drugiej strony pozostają bardzo realne, przedstawiają w końcu konkretne miejsca i obiekty, to jakiś wycinek rzeczywistości.
Używasz jednak kadru, kontrastu. Masz swoje sposoby, żeby odrealniać obraz.
Jeszcze kilkanaście lat temu chciałem tylko dokumentować, zajmowało mnie pytanie o to, jak człowiek zmienia krajobraz. Jak wypoczywamy na plaży, jak wycinamy lasy, jak budujemy drogi? Dziś zastanawiam się nad rzeczami niewidzialnymi, na przykład czy jestem w stanie zobaczyć krajobraz oczami ludzi, którzy dotarli tutaj kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Wiem, że wtedy w miejscu dzisiejszej Gdyni zalegał lód, bo trwała jeszcze epoka lodowcowa, więc wyobrażam sobie, że być może ktoś stał na tym lodowcu i obserwował odsłaniające się wzgórza, rzeki i doliny – dzisiejsze Kaszuby. Ten sam człowiek mógł jednocześnie patrzeć na ptaki i myśleć o lataniu. To pierwotne marzenie dziś spełnia się, z moim udziałem.
Fotografie z wysokości kilkuset metrów przypominają makrofotografię spod mikroskopu. Skała w dużym oddaleniu wygląda jak struktura komórkowa liścia, a kry śniegu na wodzie jak krystaliczne struktury w powiększeniu.
Myślę, że na tym właśnie polega piękno świata – w skali kosmicznej, tak samo jak w skali ludzkiej czy mikroskopowej, odnajdujemy pewne stałe wzorce, proporcje, układy, fraktale.
Ta zasada daje nam szansę – jeśli spróbujemy spojrzeć na świat jeszcze raz, świeżym okiem, dopuszczając intuicyjne, abstrakcyjne myślenie – docierania do czystych form w przyrodzie. Do pierwotnych motywów, które niegdyś oddziaływały w sposób nieuświadomiony na ludzi, a z czasem stały się znakami i symbolami w kulturze. Chciałbym dotrzeć do emocji, jakie towarzyszyły ludzkości przed tysiącami lat, kiedy ludzie żyli w przyrodzie i byli na nią bardzo uwrażliwieni.
W twoich pracach krajobraz staje się medium. Z fotografii znika ludzka sylwetka, bohaterem zostaje świat.
Kiedy latam, dużo myślę o przyrodzie, mijam sosnę czy lecącego obok ptaka i widzę w nich ciągłość – życie, które tli się w tych organizmach tak samo jak we mnie. Zostało nam przekazane przez poprzednie pokolenie, my też przekażemy je dalej, następnemu. Ta sztafeta trwa od blisko czterech miliardów lat, a właśnie teraz za sprawą jakiegoś cudownego przypadku spotykamy się.
Jesteśmy bardzo różni, ale w tej perspektywie makro łączy nas wspólne pochodzenie, mamy wspólny korzeń, a nasza odrębność jest pozorna.
W moich zdjęciach nie ma więc postaci ludzkich, choć jest jeden człowiek, ten, który patrzy. Zdjęcia stają się subiektywnym zapisem jego doświadczania świata. I każdy może to doświadczenie odczuć, zinterpretować je na swój sposób, w galerii lub we własnym domu patrząc na wielkoformatowe odbitki, które w postaci obiektów sztuki mogą stać się pomostem, portalem do światów wyobrażonych.
To pociągająca psychodeliczna wizja.
No właśnie, mnie fascynuje granica między rzeczywistością a iluzją i to, skąd się ona bierze. Sami zresztą opowiadamy świat własnym dzieciom na różne sposoby. Mam pewien ulubiony cytat z książki „Harry Potter i Insygnia Śmierci”, kiedy Harry nieprzytomny spotyka we śnie swojego profesora i mówi: „Niech mi pan powie jeszcze tylko jedno: Czy to dzieje się naprawdę, czy tylko w mojej głowie?”. Profesor odpowiada mniej więcej: „Ależ oczywiście, że to dzieje się w twojej głowie, Harry, tylko skąd, u licha, wniosek, że wobec tego nie dzieje się naprawdę?”.
Do 11 marca „Event Horizon” można oglądać w galerii Bildhalle w Amsterdamie, do 27 kwietnia w Muzeum SFO w San Francisco a do 13 maja w Berlińskiej Akademii Nauk. Książka Event Horizon dostępna jest w wydawnictwie 1605 Collective.
Kacper Kowalski (urodzony w 1977 roku) od ponad 25 lat obserwuje i fotografuje krajobrazy z lotu ptaka. Dla latania i fotografii porzucił pracę architekta. Lot jest dla Kowalskiego nie tylko sposobem na uchwycenie świata w dole, ale także duchową podróżą, która ujawnia uniwersalne prawdy o relacji człowieka z naturą, z przeszłością i teraźniejszością czy w końcu o samym człowieku. Jest laureatem wielu nagród, w tym World Press Photo (trzykrotnie) i Picture of the Year International POY (sześć razy). Jego prace pokazywane były na wystawach zbiorowych oraz indywidualnych na całym świecie, a książki wygrywały i były nominowane do najbardziej prestiżowych nagród, w tym Les Prix du Livre w Rencontres d’Arles. Reprezentują go galerie: Atlas w Londynie i Bildhalle w Zurychu i Amsterdamie, agencje Panos i REZO.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.