Wypatruję znajomej chłopięcej sylwetki. Wpada parę minut po czasie, opalona, z grzywą zjaśniałych na słońcu włosów, jak zawsze szybka w ruchach i słowach. Od dobrych paru lat żyje w drodze, między miastami i krajami. W Zurychu prowadzi dom z partnerką, a także pracuje nad spektaklem w Schauspielhaus Zürich. W Warszawie bywa, kiedy zatęskni za przyjaciółmi lub pojawią się ciekawe zadania. Energię czerpie z oceanu, surfując kilka razy w roku. I właśnie, już nie wiem po raz który, zaczęła nowy etap w życiu zawodowym, jako coach i koordynatorka scen intymnych.
Nieprzypadkowo na spotkanie wybieram Nowy Teatr. To dobry punkt wyjścia do rozmowy, skoro Katarzyna Szustow ponad połowę swojego 40-letniego życia spędziła w teatrze. Miała 12 lat, gdy ojciec – rosyjski imigrant-humanista – zaczął zabierać ją na warszawskie spektakle, niekoniecznie te dla dzieci. – Był sobotnim ojcem po rozwodzie i nie bardzo wiedział, co robić z dorastającą dziewczynką, więc chodziliśmy na przedstawienia – wspomina. Potrafił też zapłacić córce godziwe honorarium, by zamiast „Bravo” czytała „Zbrodnię i karę” Dostojewskiego.
Katarzyna Szustow w Warszawie lat 90.
Wkrótce klasykę, nie tylko rosyjską, chłonęła już bez finansowej zachęty, a kiedy w połowie lat 90. poszła do liceum, bez reszty wsiąkła w bujne życie kulturalne stolicy. Chodziła na wystawy sztuki krytycznej do Zachęty i CSW Zamek Ujazdowski, co dziś komentuje: – Nie rozumiałam wtedy Żmijewskiego, Kozyry, Baumgart, ale byłam nimi zafascynowana.
Nie opuszczała żadnej ważnej premiery w teatrze. Oglądała próby spektakli Warlikowskiego i Jarzyny dla mediów, fotografowała artystów przy pracy i obserwowała, jak wykluwa się świeże, obrazoburcze, gorączkowe oblicze nowej sceny drugiej połowy lat 90. (…)
Poznałam ją jako „Kaśkę z Le Madame”. To był 2003 rok. (…) Była odpowiedzialna za program kulturalny Le Madame, klubo-galerii na Nowym Mieście. (…) Po likwidacji klubu na zaproszenie Fundacji Pro Helvetia pojechała do Zurychu. – To był jeden z pierwszych momentów w moim życiu, kiedy coś istotnego definitywnie się kończy, towarzyszą temu trudne emocje. Szwajcarskie „sanatorium” uratowało mnie przed sodówą. Nikt mnie nie znał, byłam sama, nie potrafiłam obsługiwać Skype’a. To był kluczowy czas. Dogłębna samotność, ale też początki związku, który trwa do dziś.
W Polsce znowu trzeba było ustanowić się na nowo. Po roku zmagań Katarzyna rozpoczęła pracę w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, gdzie wraz z Pawłem Miśkiewiczem i Dorotą Sajewską próbowali – mimo oporu materii – stworzyć nowoczesny teatr instytucjonalny. (…)
Katarzyna Szustow: Kim jest koordynatorka intymności
– Jak już coś opanuję, szybko zaczyna mnie to nudzić. Ale też rzeczywistość wymusza na mnie ciągłe zmiany i podejmowanie nowych wyzwań. Tym razem moją rzeczywistość przetasowała pandemia – odpowiada, kiedy pytam o kolejną zawodową woltę. Latem na platformie Netflix pojawił się serial sensacyjny w reżyserii Jana Holoubka „Rojst ’97” (drugi sezon serii), przy którym Szustow pracowała już w nowej roli. Jesienią przy drugiej fali pandemii Katarzyna rozpoczęła studia coachingowe w SGH, gdzie pogłębiała kompetencje i zdobywała narzędzia do wspierania artystów w trakcie zmian czy kryzysów. Równolegle przechodzi cykl szkoleń dla koordynatorów scen intymnych pod opieką specjalistek w tej branży: Ity O’Brien, Lizzy Talbot czy Amandy Blumenthal z Intimacy Professionals Association, pierwszej koordynatorki intymności w Los Angeles, która właśnie została jej indywidualną mentorką. – Intymność wydarza się na styku fantazji i ciała, łatwo się pogubić, stracić poczucie bezpieczeństwa – mówi. Dlatego pracę z aktorką czy aktorem zawsze zaczyna od zdania: „Twoje granice są w idealnym miejscu, musimy je teraz tylko poznać”.
– To nowy zawód związany z przemianami kulturowymi – wyjaśnia. – Na razie certyfikat można uzyskać jedynie w Stanach i w Wielkiej Brytanii, gdzie rynek filmowy jest najbardziej rozwinięty. Ale w Polsce też są specjalistki z doświadczeniem: choreografka Kaya Kołodziejczyk czy była kierowniczka produkcji Marta Łachacz. Pracuję przy tworzeniu scen symulowanego seksu na ekranie i w teatrze. Dbam zarówno o komfort aktorów/aktorek, jak i o materializację wizji reżysera/reżyserki. Ta wizja tworzy się w procesie. Moja metoda bazuje na coachingu, z którego zaadaptowałam narzędzia do pracy z intymnością. Badam, pytam oraz sprawdzam, na co są gotowi twórcy. Potem wymyślenie sceny intymnej (choreografii) to chwila.
Katarzyna Szustow o pracy przy serialu „Rojst ’97”
Mając świadomość, że nie ma w polskim filmie mocnej reprezentacji postaci kobiet nieheteronormatywnych, poza Grażyną Szapołowską i Jadwigą Jankowską-Cieślak w „Innym spojrzeniu” (tak naprawdę to węgierski film w reżyserii Károlya Makka zrealizowany w 1982 roku z polskimi aktorkami), Katarzyna zaczęła pracę przy „Rojście” od konsultacji kłirowych dla aktorek grających w serialu.
– Janek [Holoubek] i Kasper [Bajon] powiedzieli wprost: „Chcemy w filmie kobiety, która nie ma problemu z tym, kim jest. Jej orientacja to wątek poboczny. Anna Jass, grana przez Magdę Różczkę, jest przede wszystkim świetną detektywką, obsesyjnie szukającą prawdy”. Odbieram to jako totalne wsparcie z ich strony dla mnie i całej naszej społeczności, reprezentacja osób LGBTQ+ w kulturze daje siłę na ulicach.
Szukała dla Różczki rozmaitych kontekstów przy budowaniu postaci: – Kiedy przywołuję w pamięci rok 1997, w którym rozgrywa się akcja, od razu myślę: Anna Jass na pewno ogląda „Thelmę i Louise” i agentkę Scully, akurat trzy miesiące przed wielką powodzią wszedł do Polski serial „Z Archiwum X”. Z drugiej strony jest Teresa, grana przez Zofię Wichłacz, inteligentka, pracuje w szkole – musi czytać powieści Colette! Sprawiało mi to ogromną frajdę, a dziewczyny były otwarte i ciekawe tych propozycji. (…)
Lada dzień odbędzie się kolejna premiera, przy której pracowała Katarzyna, tym razem w teatrze. 11 września Schauspielhaus Zürich wystawia spektakl „22 rodzaje samotności” w reżyserii Yany Ross na podstawie opowiadań Davida Fostera Wallace’a „Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi”.
Cały tekst o Katarzynie Szustow i wiele innych materiałów o nowych początkach znajdziecie we wrześniowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.