„Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy” Katarzyny Tubylewicz jest zbiorem esejów oraz rozmów z bohaterami, których różni podejście do relacji, związków, erotyki. Ale łączy ich swoboda mówienia o tych sprawach. – W Szwecji seks jest w większym stopniu niż u nas radością i prawem człowieka – mówi reportażystka, pisarka, tłumaczka.
Jaką melodię miałaś w głowie, komponując „Szwedzką sztukę kochania”?
Melodię wolności myślenia i odczuwania, muzykę, która sięga głęboko w ciało i w duszę. Myślę, że typ reportażu, którym się zajmuję, trochę odmienny od tradycji polskiej szkoły reportażu, można by nazwać polifonicznym. Często z łatwością ukryłabym wywiad w tekście – zamieniła go w historię pisaną w pierwszej osobie albo w moją opowieść o bohaterze, któremu odebrałabym głos. Jednak zostawiam dialog, bo głęboko wierzę, że to wielogłos jest najbliżej uchwycenia prawdy o świecie. „Polifonia jest imieniem wolności” – pisał muzykolog Piotr Orawski. Myślę, że także w literaturze faktu jedynie dając czytelnikowi wiele głosów – i to nie pojedynczych wypowiedzi, ale całych rozmów – przekazuje się pogłębiony obraz rzeczywistości. A opowieść o miłości i seksie musi być przedstawiona z różnych perspektyw, bo w tym obszarze ludzkiego doświadczenia jest tyle odcieni i możliwości odczuwania, tyle różnych pragnień i odmiennych marzeń.
Rozmawiając o seksie, mówimy o naszej radości życia, potrzebie akceptacji, pragnieniu rozwoju, wyrażenia siebie, transcendencji. Ale z seksem wiąże się też dużo konkretów: odpowiedzialność za budowanie rodziny, za dzieci, kwestia zdrowia i zapobiegania chorobom wenerycznym. Tę kompleksowość widać dobrze, kiedy przestajemy się bać.
Szwedzi zdecydowanie mniej niż Polacy boją się swojego ciała, mają do niego bardziej naturalny stosunek. Można tu kupić wibrator w aptece, ale nie oznacza to demistyfikacji seksu. W Szwecji o seksie można myśleć różnorodnie, nie ma obciążenia społecznym moralizatorstwem. Brak strachu przed oceną otoczenia wyraża się w większej łatwości mówienia o seksie, a także w podkreślaniu, że jest on przede wszystkim przyjemnością i może być częścią miłości, ale wcale nie musi.
Czymś absolutnie podstawowym jest edukacja seksualna, dostępność antykoncepcji. Są specjalne przychodnie-poradnie dla ludzi w wieku od 16 do 25 lat, gdzie można porozmawiać o seksie, dostać za darmo środki antykoncepcyjne, zrobić szybko badania na choroby weneryczne.
W Szwecji seks jest w większym stopniu radością i prawem człowieka. W Polsce bywa oczywiście różnie, wiele zależy od środowiska, ale myślę, że dulszczyzna dobrze się trzyma, a już stosunek państwa do seksu jest średniowieczny. Tymczasem, jak mówił Wilhelm Reich, uczeń Freuda, krępowanie ludzkiej seksualności leży u źródeł faszyzmu i innych systemów totalitarnych.
Seks może być rodzajem komunikacji pomiędzy ludźmi, choć nie zawsze nim jest – bywa pokazem siły czy rozładowaniem napięcia. Seks jako komunikacja to zagadnienie psychologiczne i lingwistyczne.
Myślę, że seks i erotyka zawsze są komunikacją, a pokaz siły czy rozładowywanie napięcia to działania podszywające się pod seks, tak samo jak gwałt.
Komunikacja seksualna stanowi osobny język, którego uczymy się, odkrywając tajemnice ciała. Nie dla wszystkich ten język jest łatwy do przyswojenia, zwłaszcza że kultura popularna, obrazy reklam czy filmy porno serwują gotowe wzorce tego, czym ma być seks, i są one często niezgodne z naszymi pragnieniami. Jeden z bohaterów mojej książki, Erik, praktykował wiele lat tantrę. Mówi, że tantra zaczyna się wtedy, gdy uda nam się zapomnieć, jak kultura, w której dorośliśmy, zaprogramowała nasze myślenie o erotyce.
Jeśli chodzi o język szwedzki, jest on – co może być zaskakujące – łatwiejszy i ciekawszy do mówienia o seksie niż polski, który niezwykle łatwo osuwa się w wulgarność albo oferuje określenia niemal medyczne. Może różnica wynika także z tego, że szwedzkie przekleństwa z reguły dotyczą motywów religijnych: rzuca się tu diabłami i szatanami oraz posyła ludzi do piekła. W języku polskim przekleństwa często odnoszą się do seksu i cielesności, są na przykład ordynarnymi określeniami narządów płciowych. To jest bardzo niedobra mieszanka dla podświadomości. Poza tym szwedzki jest erotycznie bogatszy. W polskim słowniku internetowym bardzo medyczna wagina ma trzy synonimy, w tym słowo tak okropne jak srom. Po szwedzku synonimów jest piętnaście i są w nich słowa tak piękne jak „kissemurra”, „vulva” albo „kärleksmussla”, czyli muszla miłości.
Język, jakim mówimy o seksie, może być wyzwaniem dla dwóch osób wychowanych w tej samej kulturze, ale jest jeszcze większym wyzwaniem, kiedy spotykają się ludzie mówiący różnymi językami.
Maciej Zaremba, jeden z moich bohaterów, napisał kiedyś po szwedzku piękny tekst o tym, jak jemu, imigrantowi, trudno mówić o erotyce w nie swoim języku. Można znaleźć ten tekst w sieci pod tytułem „Imigrant w alkowie milczeć woli” w świetnym przekładzie Wojciecha Chudoby. Maciej pisze tam: „Chcę mówić o jej... Ale czy jadła kiedyś świeżą figę, by zrozumieć mą tęsknotę? Czy też – nie daj Boże – skojarzy jej się coś lepkiego, zmarszczonego, co kupuje na święta”. Poza tym, masz rację, z komunikacją może być trudno, nawet gdy mówimy tym samym językiem, ale przeszkadzają nam zahamowania, które nie pozwalają na nazywanie spraw ciała, każą zacięcie milczeć, wstydzić się i nie nazywać swoich potrzeb ani obaw.
Miłość i seks – razem czy osobno? Twoi rozmówcy odpowiadają na to pytanie różnie. Dla jednych – jak wspomniałaś – seks to przyjemność i nie musi się łączyć z miłością, dla innych seks oddzielony od miłości bywa doświadczeniem wyjaławiającym, drenującym.
Jedna z moich rozmówczyń – Lena Andersson, pisarka i miłośniczka Platona, uważa, że miłość i erotyka są nierozłączne, ale jednak większość moich bohaterów opowiada się za tym, że miłość i seks dobrze funkcjonują osobno. Choćby Marcus, który mówi, że lubi seks, tak samo jak inne przyjemności. „Kiedy idę z kimś do łóżka, chcę mu dać z siebie wszystko. Zwłaszcza że najczęściej z góry zakładam, że drugiego razu nie będzie”. Jednocześnie Marcus kocha wszystkich mężczyzn, kocha seks, kocha wolność uprawiania erotyki z kim chce. Nie sądzę, aby jego partnerzy czuli się przez niego wykorzystani. Użyłam słowa „wykorzystani”, bo myślę, że w polskiej kulturze wciąż mocno funkcjonuje dzielenie seksu na ten „dobry” (z miłości) i ten „gorszy”. Tymczasem seks przyjacielski wymaga takiego samego szacunku, empatii i chęci sprawienia przyjemności swojemu partnerowi lub partnerce jak ten z miłości. Polska nie przeszła rewolucji seksualnej, która w latach 60. i 70. całkowicie zmieniła Zachód.
Piszesz o tym, że w Szwecji zapoczątkowała ją książka Kristiny Ahlmark-Michanek „Kult dziewictwa i podwójna moralność”.
To książka z 1962 roku, a jeszcze dziś wydaje mi się na wiele sposobów świeża i rozkosznie antymieszczańska. Autorka pisała, że kult miłości romantycznej prowadzi do hipokryzji, czasem wręcz do wmawiania sobie uczuć, żeby się przed sobą samym wytłumaczyć z chęci uprawiania seksu. „Czy przyjaźń jako powód do uprawiania seksu naprawdę jest czymś oburzającym? Co jest takiego złego w przyjaźni? Czy ktoś uważa, że przyjaźń łatwiej zdobyć i dać niż coś, co jest miłością lub miłość przypomina?”. Pisała też o tym, że przecież w małżeństwach, które trwają wiele lat, miłość romantyczna także zamienia się w przyjaźń, a przyjacielskich małżeństw się nie piętnuje.
Oczywiście pełna wolność seksualna przynosi także różnego typu ryzyko, także emocjonalne. Agneta Pleijel opowiada, że praktykowała wolną miłość (co opisała w świetnej powieści „Zapach mężczyzny”), ale nie przyniosła jej ona spełnienia. Wspaniałe jest jednak to, że ona może o tym opowiedzieć, może o tym napisać autobiograficzną powieść i rozmawiać o tym ze swoim ukochanym mężczyzną (który nie szaleje z zazdrości o jej przeszłość) i nie ryzykuje, że zostanie oceniona jako „łatwa” czy „puszczalska”.
„Bliskość to inwestycja”, mówi w rozmowie z Tobą Lena Andersson.
Nie zgadzam się z jej poglądem. Lena jest, jak już wspomniałam, miłośniczką Platona, wierzy w istnienie dwóch pasujących do siebie połówek – rozumiem jej wizję miłości, ale wiąże się ona z pewnym zagrożeniem: może doprowadzić do tego, że człowiek, którego kochamy i który nas kocha, zacznie nam się wydawać naszą własnością na całe życie. Zwłaszcza jeśli związek stanie się związkiem małżeńskim. Moim zdaniem takie myślenie zabija miłość. Miłość nie jest posiadaniem i czasem najwyższym wyrazem miłości jest pozwolenie, by ktoś od nas odszedł. Uczucia mają prawo się zmieniać. Boimy się tego, nie chcemy tego, ale czasem tak się po prostu dzieje.
Wydaje mi się, że rację ma Maciej Zaremba, który mówi, że miłość, taka głęboka i prawdziwa, wcale tak często się nie zdarza. Dużo ludzi ma po prostu związki. Często z takimi ludźmi, których spotkali wtedy, kiedy akurat pragnęli rodziny, był właściwy timing. To mogą być bardzo dobre relacje, pełne ciepła, przyjaźni, nawet przekonania, że to miłość, bo przecież mamy podobne wartości, podobamy się sobie, a nasi przyjaciele i rodzina uważają, że jesteśmy fajną parą. Ale takie relacje często zamieniają się w związki realizowane na autopilocie.
Moja książka jest formą poszukiwania odpowiedzi na pytanie, gdzie chowa się prawdziwa miłość, która pozwala ludziom na rozwój, która jest zarówno bezpiecznym portem, jak i piękną przygodą. I wiesz, co się okazuje? Że taka miłość z reguły powstaje trochę na przekór tradycjom i społeczeństwu. Moi szczęśliwie kochający się bohaterowie albo spotkali się na tyle późno, że mieli już poukładane życie i dla miłości musieli wywrócić je do góry nogami, albo są w związkach tęczowych lub poliamorycznych, a więc trochę mniej typowych niż te heteroseksualne. Często wiele ich dzieliło, każde miało za sobą sporo doświadczeń i chcieli zbudować coś inaczej. Istnieje więc możliwość, że miłość to piękny bunt, który pozwala nam naprawdę być sobą. Albo po prostu ja mam buntowniczą naturę i do takich ludzi mnie ciągnie?
– Jeśli jest się chłopakiem, człowiek jest nauczony, że każdy akt seksualny musi się kończyć ejakulacją, że to ona ma być jego celem – mówi jeden z bohaterów, z jakimi rozmawiałaś, Erik, który napisał książkę o tantrze. Wspomniałaś, że oglądanie pornografii potrafi wypaczać wyobrażenia o tym, co sprawia przyjemność. Pamiętam spam, który przychodził kiedyś na mejla: „erections like steel, ejaculate like a pornstar”. To niekoniecznie musi być przyjemne, może być wręcz przeciwnie. Myślisz, że w seksie zdarza nam się mylić ego z przyjemnością?
Zdecydowanie tak. Po filmy porno w internecie sięgają także bardzo młodzi ludzie, dla których często to bywa jedyna forma edukacji seksualnej. I zazwyczaj nikt starszy i mądry nie wytłumaczy im, że to nieprawda, że kobiety zachwyca, gdy się je pieści z siłą oraz intensywnością młota pneumatycznego. Nikt też nie mówi, że od wielkości penisa u kochanka nieco ważniejsza jest jego umiejętność całowania się, subtelność, znajomość kobiecych stref erogennych, chęć eksperymentowania i otwartość i że znacząca część kobiet głównie doświadcza i tak orgazmu łechtaczkowego, przy którym długość penisa nie ma znaczenia. Tak się tworzą różne nieprawdziwe wyobrażenia o seksie, które nie raz czynią z niego pole do realizowania bardziej lub mniej realistycznych ambicji, a nie pragnienia dawania i dostawania rozkoszy, intymnej komunikacji i bliskości.
Erotyka to przyjemność, która wymaga samodzielnego odkrywania i przyglądania się uważnie, z zachwytem zarówno sobie, jak i osobie, z którą tę erotykę uprawiamy. Wiele nas może zaskoczyć! Tymczasem sporo ludzi zamiast radości przeżywa w seksie stres związany z próbami dostosowywania się do gotowych wzorców, cudzych wyobrażeń.
Chciałam jednak zaznaczyć, że moja książka nie jest podręcznikiem seksualnym i jedyny rozdział, który problematyzuje temat technik erotycznych, to ten o tantrze.
Twoja książka wychodzi w czasie, w którym za naszą granicą toczy się wojna, trwa nieustająca trauma, miliony par zostało rozdzielonych. Przypominamy sobie, jak kruche jest życie, a zarazem to, dlaczego warto żyć, dlaczego chcemy żyć. Miłość i seks są jednymi z kluczowych powodów.
Eros i Tanatos wchodzą ze sobą od wieków w bliskie związki. To nie przypadek, że podczas Powstania Warszawskiego było tyle ślubów. Szybkie, romantyczne śluby przewijają się dziś wśród filmów pokazujących koszmar wojny w Ukrainie. Zwiększona świadomość śmierci, trudny historycznie czas lub choroba potęgują w nas pragnienie miłości i seksu. Dlaczego? Bo miłość i seks są niezwykle silnymi doznaniami egzystencjalnymi. Pisała o tym chora na serce Halina Poświatowska. Z kolei w hinduizmie, a także w tantrze najpotężniejszą energią i personifikacją boskiej, kobiecej mocy jest Kundalini, która jest synonimem energii twórczej oraz seksualnej. Kochając, żyje się bardziej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.